"Nieludzkie warunki". Polacy "uwięzieni" w Dover apelują do premiera
Nie zmienia się sytuacja kierowców ciężarówek, w większości Polaków, którzy utknęli w Dover i nie mogą wydostać się z Wielkiej Brytanii. - To są nieludzkie warunki - mówi WP Łukasz Kostrzewski, który święta spędzi prawdopodobnie w swoim samochodzie w oczekiwaniu na prom.
Wielka Brytania porozumiała się z Francją w sprawie przywrócenia ruchu przez kanał La Manche po blokadzie wprowadzonej w weekend w związku z nową odmianą koronawirusa. Zgodnie z zapowiedziami władz, kierowcy ciężarówek mają od środy możliwość przekraczania kanały po okazaniu negatywnego wyniku testu na obecność SARS-CoV-2, nie starszego niż sprzed 72 godzin.
Sytuacja polskich kierowców nie zmienia się jednak, bo nie mają możliwości wykonania testów. To dlatego blokowali w środę ronda, domagając się testowania przez brytyjskie służby. Doszło do przepychanek policji z kierowcami tirów, które utknęły w ogromnych korkach.
- Kilkanaście pierwszych rzędów ciężarówek przetestowali, ale tylko po to, aby nas uspokoić, i żebyśmy przestali blokować. Miało przyjechać wojsko testować, ale nic z tego nie wyszło - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Kostrzewski, jeden z polskich kierowców, którzy święta spędzą prawdopodobnie na olbrzymim parkingu pod Maidstone między Londynem a Dover.
Zobacz też: Aleksiej Nawalny. Były funkcjonariusz Agencji Wywiadu mówi o swoich "podejrzeniach"
- To są nieludzkie warunki - dodaje, opisując sytuację na lotnisku przekształconym na miejsca postojowe dla ciężarówek. - Nie ma punktów sanitarnych i nie można się wykąpać. Kolejki do ciepłego jedzenia mają po 200 metrów. Toalety bez wody i pozapychane - relacjonuje nasz rozmówca.
Kierowcom najbardziej brakuje wody i jedzenia. Dostawy próbuje organizować Polonia.
Sebastian Radecki z firmy Universal Cargo, który stoi w samochodzie ok. 1,5 km od Dover mówi, że busy z jedzeniem kupionym przez Polonię zostały jednak zawrócone przez brytyjską policję.
- Bo jechali pod prąd. Dostali jeszcze mandaty - dodaje.
Polscy kierowcy apelują do rządzących: pomóżcie nam
- Nic się nie zmienia. Tu już właściwie wszyscy mają świadomość, że zostaniemy na święta. To kilka tysięcy samochodów. Większość to Polacy, ale są też Rumuni. Jeden od nich miał nie wytrzymać i rano podobno znaleźli go w naczepie... - opowiada Radecki.
Wyjaśnia, że po blokadzie od brytyjskiej policji dostał razem z kolegami 12 małych butelek wody. - Zapasy się kończą i nie mamy już prawie jedzenia. Była stacja paliw, to zamknęli - mówi zrezygnowanym głosem.
Na parkingu na lotnisku dodatkowo zakazano używania kuchenek gazowych. - I sypią się mandaty, bo ludzie próbują gotować - relacjonuje polski kierowca
- Apelujemy do rządzących, do premiera Mateusza Morawieckiego: pomóżcie nam. Zostaliśmy bez szans na powrót na święta, a nie wiadomo, czy przed Nowym Rokiem stąd wyjedziemy... - mówi Sebastian Radecki.
Morawiecki o sytuacji na granicy brytyjsko-francuskiej
"Wiceministrowie SZ Szymon Szynkowski vel Sęk i Marcin Przydacz interweniowali ws. polskich kierowców czekających na wyjazd z Wielkiej Brytanii" - poinformował MSZ w środę po południu. Wcześniej do sytuacji Polaków na drogach dojazdowych do portu w Dover odniósł się premier.
- Sytuacja na granicy brytyjsko-francuskiej nieco się poprawia, ale polskie interwencje nadal trwają, aby pomóc stojącym tam w wielkim korku polskim kierowcom - mówił na środowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki.
- Cały czas przynaglamy, bo uważamy, że jest to środek nadmiarowy, że można ten korek rozładować inaczej, można zorganizować cały proces lepiej - mówił Morawiecki.