Niedźwiedź uwięził myśliwych na ambonie
Chwile grozy przeżył myśliwy, który wraz z kolegą wybrał się na polowanie w pobliżu Wadowic. Niewiele brakowało, by dwaj mężczyźni spędzili całą noc w drewnianej budce w lesie. Wszystko za sprawą niedźwiedzia, który wieczorem pojawił się pod myśliwską amboną w podwadowickiej Jaszczurowej. Do tej pory misie nigdy się nie pojawiały w tych lasach – pisze "Gazeta Krakowska".
Samotnik pod amboną w Jaszczurowej pojawiał się już od kilku dni. Jego ślady wytropił Andrzej Styrna, strażnik łowiecki koła Cietrzew. Na naszym zaoranym poletku pod amboną widać było jak na dłoni ślady misia, który według mnie waży około 300 kilogramów. To ogromna sztuka - mówi Andrzej Styrna.
Niezależnie od potężnego misia na poletko przychodzi również niedźwiedzica z młodymi. Niedźwiedzie wyjadają tam kukurydzę, którą myśliwi dokarmiają zwierzynę. Strażnik powiadomił o misiach prezesa koła, Adama Mreńcę.
Ten w historię o niedźwiedziu Bruno, bo tak nazwał go strażnik, oraz niedźwiedzicy nie mógł uwierzyć. Aż do środy. Wtedy to razem ze swoim kolegą Stanisławem Rudzkim poszedł do ambony w Jaszczurowej. O 19.30 zauważyli, że na poletko "coś" weszło. W pierwszej chwili myśleli, że to dzik. Zwierzę podeszło na odległość 10 metrów, zatrzymało się przed amboną i spojrzało prosto w jej okienko. Już nie miałem wątpliwości, że to niedźwiedź - opowiada Mreńca. Bezszelestnie też zniknął, po to tylko, by za kilka minut pojawić się ponownie.
Niedźwiedź był bardzo niespokojny. Pojawiał się i znikał jak duch, a za każdym razem coraz bardziej zbliżał się do naszej ambony - relacjonuje pan Adam.
Bruno ponad trzy godziny niepokoił myśliwych. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że już sobie poszedł, pojawiał się znów. Wyraźnie chciał się pozbyć intruzów, a przynajmniej porządnie ich przestraszyć. Podchodził pod samą ambonę i ryczał. Warczał jak wściekły pies, nie wiedziałem co robić, niedźwiedzie są przecież u nas pod ochroną - opowiada Mreńca. Mężczyźni zaczęli jednak uderzać pięściami w ambonę i hałasować, by niedźwiedzia odstraszyć. W końcu miś wystraszony hałasem, a może znudzony, odszedł w las. Decyzja o zejściu z ambony i o powrocie do samochodu nie była łatwa. A co dopiero droga przez las. Kolega z reflektorem w ręku, ja z palcem na spuście mojego sztucera, a obaj z duszą na ramieniu - tak opisuje powrót prezes Koła Łowieckiego.
Na szczęście miś się już nie pojawił. Skąd niedźwiedzie wzięły się w jaszczurowskim lesie? Najprawdopodobniej podeszły do nas z Babiej Góry - mówi Andrzej Styrna. Przyszły oczywiście za pożywieniem, którego na poletku pod amboną w Jaszczurowej mają sporo. Teraz obrastają w sadło, niedługo będą układały się do snu i Bruno oraz cała reszta niedźwiedzi stąd pójdzie - twierdzi Adam Mreńca.
Jednak nic nie jest pewne. Skoro do Jaszczurowej zawitały niedawno wilki, których też wcześniej tam nie było, a teraz niedźwiedzie, to najwidoczniej tym dużym drapieżnikom znudziło się życie na Babiej Górze i postanowiły przenieść się na prowincję.