Ciotka zgwałconej 24‑latki: "Powinni się wstydzić"

Kilka tygodni temu media obiegła wiadomość, że zgwałconej 14-latce z niepełnosprawnością intelektualną szpitale na Podlasiu odmówiły przeprowadzenia aborcji. Wczoraj minister zdrowia Adam Niedzielski stwierdził, że mieliśmy w tej sprawie do czynienia z "kolosalną manipulacją". Rzecznik praw pacjenta zapewniał, że żadna podlaska placówka nie odmówiła dziewczynie aborcji. Ciotka poszkodowanej mówi wprost: "Jak tak można kłamać?". - Powinni się wstydzić - dodaje.

Niedzielski mówi o manipulacji. Ciotka zgwałconej 24-latki: to kłamstwo
Niedzielski mówi o manipulacji. Ciotka zgwałconej 24-latki: to kłamstwo
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | ©sudok1 - stock.adobe.com
Violetta Baran

10.02.2023 | aktual.: 10.02.2023 21:14

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O sprawie zgwałconej przez wujka 14-latki z niepełnosprawnością intelektualną, której podlaskie szpitale odmówiły przeprowadzenia aborcji, poinformowała pod koniec stycznia Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA. Później okazało się, że dziewczyna ma w rzeczywistości 24 lata.

Sprawą gwałtu zajmuje się jedna z białostockich prokuratur. Jego sprawca usłyszał już w tej sprawie zarzut. I to prokurator wystawił zaświadczenie o zaistnieniu przesłanki warunkującej dopuszczalność terminacji ciąży.

Niedzielski mówi o "kolosalnej manipulacji"

Co z odmową wykonania tego zabiegu przez podlaskie placówki? W czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski na wspólnej konferencji prasowej z rzecznikiem praw pacjenta Bartłomiejem Chmielowcem przekonywali, że to nieprawda.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z przygotowanego przez Chmielowca raportu wynika, że żadna z placówek nie odmówiła wykonania aborcji. Co więcej, miała ona zostać przeprowadzona 29 grudnia "3 godziny po wystawieniu zaświadczenia przez prokuratora w jednej z warszawskich placówek".

Minister Zdrowia Adam Niedzielski ocenił, że zebrane w tej sprawie informacje wskazują, że mieliśmy do czynienia z kolosalną manipulacją.

- Ta kolosalna manipulacja z całą pewnością była obliczona na wywołanie pewnych emocji społecznych i piętnowania różnych rozwiązań, a przede wszystkim tego, co było w jakby centrum uwagi w tej sytuacji, czyli tzw. klauzuli sumienia - powiedział Niedzielski.

Ciotka: ordynator powiedział, że mam sobie iść i nie zawracać mu głowy

Głos w sprawie słów ministra i rzecznika praw pacjenta zabrała ciotka 24-letniej niepełnosprawnej intelektualnie dziewczyny. W rozmowie z serwisem wyborcza.pl ciotka zgwałconej 24-latki przyznaje, że była z siostrzenicą w jednym podlaskim szpitalu, gdzie odmówiono jej wykonania zabiegu usunięcia ciąży (nie w kilku, jak wcześniej podawały media). Przekonana jest jednak, że i inne placówki w tym regionie, gdyby się do nich zgłosiła z siostrzenicą, też odmówiłyby dokonania tego zabiegu.

- Kiedy trafiłam z zaświadczeniem od prokuratora rejonowego o prawie mojej siostrzenicy do aborcji, wyszedł ordynator, weszliśmy do jego gabinetu, przeczytał to zaświadczenie i powiedział kategorycznie, że tego nie wykona - opowiada serwisowi wyborcza.pl kobieta. - Kiedy zapytałam dlaczego, oznajmił, że nie, bo podpisuje się pod klauzulą sumienia. Po czym oświadczył, że jeszcze z kimś porozmawia. Wyszłam na korytarz. Po chwili zawołał mnie jeszcze raz i ponownie orzekł, że tego zabiegu nie wykona i powtórzył, że podpisuje się pod klauzulą sumienia. Jak mu powiedziałam, że chyba żartuje, bo mam przecież dokument od prokuratora, stwierdził, że mam sobie iść i nie zawracać mu głowy, mam założyć siostrzenicy kartę, prowadzić ciążę i niech się dziecko urodzi - dodaje.

Kobieta tłumaczy, że poszła wtedy do prokuratora, który wydał zaświadczenie. Ten miał jej powiedzieć, że "musi działać dalej". Wtedy skontaktowała się z fundacją FEDERA, która wskazała jej jeden z warszawskich szpitali, do którego zawiozła - jeszcze tego samego dnia - 24-latkę.

Kobieta podkreśla, że sprawa była niezwykle pilna, kończył się bowiem czas, kiedy można było dokonać zabiegu. Do granicy ustawowego terminu dopuszczającego aborcję brakowało wówczas półtora dnia (do końca 12. tygodnia ciąży)

Ciotka: jak tak można kłamać?

Ciotka zgwałconej dziewczyny tłumaczy, że w podlaskim szpitalu była 28, a nie 29 grudnia. Zabieg rzeczywiście został wykonany 29 grudnia w warszawskim szpitalu.

- W trzy godziny od chwili, kiedy prokurator wydał zaświadczenie, to od nas nawet nie było możliwości, aby dojechać do Warszawy - stwierdziła w rozmowie z serwisem wyborcza.pl kobieta, odnosząc się do słów rzecznika praw pacjenta. - Do tego prokurator musiał zmieniać nagłówek zaświadczenia, bo było wystawione na mnie, a nie na siostrzenicę, choć dalej w nim była mowa o niej - dodaje.

- Jak tak można kłamać, gadać takie bzdury?! Powinni się wstydzić! - stwierdziła ciotka 24-latki.

Źródło: wyborcza.pl

Komentarze (167)