PolskaNiech za bazgroły płacą lekarze

Niech za bazgroły płacą lekarze

Rekordowa liczba - ponad pół tysiąca klientów apteki św. Mikołaja w Raciborzu wypełniło już "receptę" dla minister zdrowia Ewy Kopacz. Na całym Śląsku zebrano ich już ponad 7 tysięcy. W tym tygodniu nietypowe recepty, które zbiera Śląska Izba Aptekarska, mają zostać wysłane do ministerstwa. Pacjenci protestują w ten sposób przeciwko planom resortu, który chce, aby za niedbałość lekarzy przy wypisywaniu recept płacili właśnie pacjenci.

25.01.2010 | aktual.: 26.01.2010 10:41

Chodzi o przepis w projekcie nowego rozporządzenia, który mówi, że receptę, która nie spełnia wymogów formalnych apteka ma realizować z pełną odpłatnością. - Tak naprawdę oznacza to, że pacjent zamiast zapłacić parę złotych, będzie musiał wydać na lek na przykład 100 zł - mówi Piotr Klima, wiceprezes Śląskiej Izby Aptekarskiej w Katowicach.

Dlatego pacjenci, niczym lekarze, od jakiegoś czasu podpisywali blankiet przypominający receptę, w której zalecają Ewie Kopacz m.in. by "zagwarantowała pacjentom ustawowe prawo do otrzymania leku refundowanego poprzez bezproblemową realizację recept".

- Mamy mieć wybór - albo zapłacimy pełną kwotę, albo będziemy musieli wrócić do lekarza, by ten przyłożył się, zamiast bazgrać po recepcie - mówi Alicja Frączek, mieszkanka Rybnika, która wystawiła blankiet dla pani minister w jednej z rybnickich aptek.

Joanna Gaszka, kierownik apteki przy ul. Górnośląskiej w Rybniku, przyznaje, że jej klienci chętnie wypełniali recepty, bo wielu z nich ma bardzo ograniczony budżet. - W Niedobczycach nie ma specjalistów i z nieczytelną receptą musiałabym odsyłać ludzi do centrum Rybnika. W dużej mierze moimi klientami są osoby na emeryturach i rentach, dla których dojazdy do lekarzy to olbrzymi problem - mówi Joanna Gaszka.

Zapis w rozporządzeniu uderza w dużej mierze w samych aptekarzy, którzy robią wszystko, by nie stracić swoich klientów. Dotąd sami poprawiali recepty, często dopisując niezbędne informacje. - Dzwonimy do lekarzy, czasami nawet sami idziemy do nich po pieczątkę - mówi Klima. Przepisy mają zostać jednak zaostrzone. - Narodowy Fundusz Zdrowia będzie nas ścigał za najmniejsze uchybienia w recepcie. Tymczasem to w gabinecie lekarskim, a nie w aptece powinno się kontrolować, czy recepty są prawidłowo wypełnione - mówi Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej w Katowicach.

Zdaniem aptekarzy, zapis o błędnych receptach to sposób ministerstwa i NFZ na szukanie oszczędności. - Najłatwiej odebrać pieniądze pacjentom albo wyrwać je z aptek - mówią. Dlatego w całej Polsce oplakatowano apteki, a na Śląsku zbierano recepty. - Czas wysłać je do ministerstwa - dodaje Piechula. Aptekarze liczą na to, że resort zaakceptuje przygotowaną przez nich kompromisową propozycję. - Chodzi o to, by apteka nie realizowała leku tylko wówczas, gdy brakuje najistotniejszych informacji, na przykład pieczątki lekarza. Drobny błąd w adresie nie powinien mieć znaczenia - dodaje Piechula.

W Ministerstwie Zdrowia nie zamierzają komentować całej sprawy. Przypominają jedynie, że recepty muszą być czytelne i zawierać określone prawem dane. - Kwestia pełnej czytelności recept lekarskich jest ściśle związana z wprowadzeniem w przyszłości recepty elektronicznej - tzw. e-recepty, do czego się przymierzamy - mówi Piotr Olechno, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.

Przeczytaj więcej na stronie "Polski Dziennika Zachodniego"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)