Niech się stanie wola moja

Jarosław Kaczyński wezwał Donalda Tuska do poparcia wniosku o samorozwiązanie Sejmu tak, aby wybory mogły się odbyć już w maju. Tusk odpowiada: zgoda na jesień, ale przy takiej ordynacji, która mogłaby wyłonić stabilną większość. Kaczyński odrzuca: wybory już, ordynacja bez zmian.

23.03.2006 15:04

Prezes PiS niezmiennie od kilku tygodni powtarza jedno z najsłynniejszych już zdań: tak się rządzić dłużej nie da. Odrzuca pakt stabilizacyjny jako konstrukcję nieudaną., mimo że Samoobrona zachowuje się nadzwyczaj lojalnie (za co prezes PiS publicznie ją nawet chwali), a grymasy Romana Giertycha nie przekraczają granic wyznaczonych umową stabilizacyjną i nie mają większego znaczenia. Przyczyn nowego przyspieszenia trzeba szukać gdzie indziej. Przyjmijmy więc założenie, że Jarosław Kaczyński widzi, że pakt z Samoobroną i LPR spycha go coraz bardziej do prawego narożnika. Kaczyński widzi więc, że znalazł się przy ścianie i poprzez wybory próbuje się od niej odbić, dać sobie szansę na większe zwycięstwo, na stworzenie nowych okoliczności politycznych.. Proponuje więc samorozwiązanie jako metodę szybką i najskuteczniejszą. Jarosław Kaczyński musi też kalkulować, że w maju jego ugrupowanie będzie miało jeszcze wysokie notowania, rząd będzie atutem w kampanii, a prace komisji śledczych, na przykład zajmującej
się badaniem działalności NBP i prywatyzacji banków, mogą mu przynieść pewne propagandowe profity.

To, że Jarosław Kaczyński chce szybkich wyborów parlamentarnych, nie zmienia jednak faktu, że wiedział, iż niezwykle trudno będzie znaleźć 307 głosów potrzebnych do prawie natychmiastowego samorozwiązania Sejmu. Można więc uznać, że wezwanie do samorozwiązania jest elementem wspomagającym kampanię wyborczą PiS przed wyborami samorządowymi, niezwykle ważnymi, bo dającymi realną władzę w terenie, pomagającą umacniać i budować partyjne struktury i oczywiście wygrywać następne wybory.

Przyjmując, że wezwanie do samorozwiązania jest przede wszystkim elementem walki z PO, można się spodziewać, że w najbliższych tygodniach Platforma będzie ostro ostrzeliwana jako ugrupowanie nieodpowiedzialne i antypaństwowe, że presja, by zgodziła się na wybory, będzie się wzmagać. Uczestnicy paktu stabilizacyjnego składają dziś pokojowe oferty, nawet PSL oferuje, że może wejść do koalicji (dlaczego Kaczyński tego wariantu, niewątpliwie spokojniejszego i bezpieczniejszego niż z LPR, dotychczas nie spróbował?). W ich interesie jest przeciągnięcie terminu wyborów do wiosny przyszłego roku. To daje im nadzieję na obniżenie notowań PiS, spalającego się w kolejnych konfliktach i w kłopotach rządzenia. Z wiosną przyszłego roku wszyscy się już właściwie pogodzili. Ale rozdającym karty jest Jarosław Kaczyński, który może tych wyborów już nie chcieć. Wtedy jedyną wyraźną dziś drogą jest zawiązanie koalicji rządowej z Samoobroną i LPR lub PSL. Już obecnie pojawiają się spekulacje, że awantura z samorozwiązaniem jest
próbą stworzenia alibi dla koalicji rządowej z Samoobroną. Trzeba bowiem znaleźć jakieś uzasadnienie dla wpuszczenia Leppera lub jego ludzi do rządu. Możliwa jest też interpretacja inna: że ostatnie przyspieszenie to dość żywiołowa i nie do końca skoordynowana reakcja na sytuację powstałą w czasie konfliktu wokół Leszka Balcerowicza i banku centralnego. Widać nagromadzenie coraz większych emocji i ataki na coraz to nowe środowiska. Jeden atak się nie kończy, a już zaczyna się następny.

I wszyscy zaczynają sobie zadawać pytanie: co będzie za tydzień, jaki tym razem kryzys pojawi się na horyzoncie?

Janina Paradowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)