PolskaNie wytrzymał presji w pracy i powiesił się w autobusie

Nie wytrzymał presji w pracy i powiesił się w autobusie

Nie wytrzymał presji w pracy i powiesił się w autobusie
Źródło zdjęć: © PAP | Artur Reszko
Marcin Bartnicki
13.09.2011 14:27, aktualizacja: 05.06.2012 15:29

53-letni kierowca powiesił się w autobusie podczas strajku. Prokuratura sprawdza, czy ktoś mógł mieć wpływ na śmierć strajkującego. - Dyspozytor chciał, żeby pojechał gdzieś autobusem. Przeżywał to, bo myślał, że pracownicy uznają, że on współpracuje z zarządem i że będą mieli do niego pretensje - mówi Wiesław Słupiński, kierowca z PKS w Białymstoku.

W niedzielę, 11 września, w autobusie należącym do PKS Białystok znaleziono zwłoki 53-letniego kierowcy, który popełnił samobójstwo wieszając się. Mężczyzna brał udział w strajku generalnym pracowników PKS, należał do kilkunastoosobowej grupy, która 31 sierpnia rozpoczęła strajk głodowy. Tłem zdarzenia jest ostry konflikt pracowników z zarządem spółki. Szacowane straty spowodowane strajkiem to ok. 120-150 tys. złotych dziennie.

Samobójstwo kierowcy potwierdziła sekcja zwłok. Prokuratura od 12 września prowadzi postępowanie w tej sprawie. - Uznajemy wstępnie, że było to samobójstwo, postępowanie będzie miało na celu ustalenie, czy ta śmierć samobójcza była wynikiem jakiegoś oddziaływania - informuje Marek Winnicki, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

30 dni pracy w miesiącu

Według pracowników, atmosfera w przedsiębiorstwie od dawna była zła. - Między pracownikami było tak jak w każdej firmie, konflikt był tylko z zarządem. Ci panowie zachowywali się wulgarnie. Niektórzy kierowcy byli zmuszani do pracy nawet po 30 dni w miesiącu. W ciągu dnia mamy przerwę między kursami, to jest podyktowane przepisami, żeby nie przekroczyć czasu pracy kierowcy. Pan prezes kazał dyspozytorowi tworzyć listę nazwisk i mówił, że porozmawia z tymi, którzy nie chcą robić w tym czasie dodatkowych kursów - opowiada Wiesław Słupiński, szef NSZZ "Solidarność" w PKS Białystok. Prezes spółki potwierdza, że dochodziło do nieprawidłowości.

- Otrzymywaliśmy sygnały od kierowców, że takie sytuacje mogą mieć miejsce. Powołaliśmy zespół, który miał wyjaśnić wszystkie nieprawidłowości. To nie ja osobiście zajmuje się przydzielaniem do pracy kierowców, to należy do zadań pionu przewozowego. Kierownik tego pionu został zwolniony dyscyplinarnie za działanie na szkodę spółki - informuje Rafał Rutkowski, prezes PKS Białystok.

Konflikt pracowników z zarządem zaostrzył się, gdy przedstawiciele związków zawodowych wysunęli postulaty, aby poprawić warunki pracy. - Wystąpiliśmy do zarządu spółki z postulatami, właśnie wtedy koledzy zostali zwolnieni. To było dziwne, bo od początku razem prowadziliśmy rozmowy z zarządem, uzgadnialiśmy postulaty. Ja jako przewodniczący "Solidarności" nie dostałem zwolnienia dyscyplinarnego, a kolega ze Związku Zawodowego Kierowców dostał. Uważamy, że chciano nas skłócić, ale tak się nie stało, zaczęliśmy to ciągnąć dalej - wyjaśnia Wiesław Słupiński. Według prezesa zarządu konflikt rozpoczął się, gdy poruszono kwestię zużycia paliwa. - W ciągu trzech lat odbyły się dziesiątki spotkań na temat spraw pracowniczych, do tej pory z każdym zarządem związków zawodowych byliśmy w stanie normalnie rozmawiać. Gdy dotknęliśmy sytuacji paliwowej, związek zawodowy zaczął się oburzać - mówił Rafał Rutkowski.

Szef związku kradł paliwo?

- Wystąpiliśmy do związków zawodowych z inicjatywą podwyżek dla pracowników o ok. 7% do końca roku. Podwyżki musiały być uzależnione od lepszej gospodarki paliwem w spółce, ponieważ wartość straty paliwa za ubiegły rok była równowartością paliwa spalonego przez pojazdy. Bez wyciągania konsekwencji, wysyłaliśmy pisma do kierowców, którzy mieli zbyt wysokie zużycie paliwa, aby poprawił jakość jazdy. Trzy osoby, które miały najwięcej nadużyć pracowniczych i przekroczone normy zużycia paliwa o ponad 30%, zostały zwolnione dyscyplinarnie. Komisja odwoławcza, która zajmowała się sprawą, zwróciła się z pisemną prośbą do pracowników o złożenie wyjaśnień, ponieważ komisja pierwszej instancji nie znalazła uzasadnienia dla większego zużycia paliwa. Żaden z pracowników nie udzielił takiego wyjaśnienia. Sprawa trwała od lutego do lipca, a zwolnione osoby objęły funkcje w związkach właśnie w lipcu. Nie mieliśmy innej możliwości, jak tylko wręczyć tym pracownikom zwolnienia dyscyplinarne - twierdzi prezes Rafał Rutkowski.

Dwóch kierowców zwolnionych z pracy to szef związku zawodowego i jego zastępca. Związkowcy odpowiedzieli strajkiem. 31 sierpnia 13 członków Związku Zawodowego Kierowców w Białymstoku rozpoczęło głodówkę, 2 września głodujących było już 18, przyłączyli się m.in. związkowcy z NSZZ "Solidarność". Tego samego dnia podjęto dwugodzinny strajk ostrzegawczy, pond 20 autobusów nie wyjechało w trasę, kilkanaście kolejnych wyjechało z opóźnieniem. Protestujący domagali się przywrócenia do pracy zwolnionych szefów związku zawodowego oraz zmiany zarządu. Akcję poparło ok. 80% pracowników (w firmie pracuje ok. 360 osób, ponad jedna trzecia należy do związków zawodowych). Zarząd uznał protest za nielegalny.

Dowodem, na który powołuje się zarząd spółki są zdjęcia przedstawiające mężczyzn nalewających paliwo z dystrybutorów bezpośrednio do kanistrów oraz zdjęcie mężczyzny stojącego z kanistrem przy autobusie, na mało uczęszczanej drodze (zobacz zdjęcia). Zdaniem związkowców, zdjęcia wykonano trzy lata temu, kierowcy rzeczywiście kradli paliwo. - Taki fakt był, nie zaprzeczamy, ale pan prezes przyznał się, że zdjęcia są sprzed trzech lat, gdy on jeszcze tu nie pracował. Teraz wykorzystuje te zdjęcia jako dowód. Wlewy we wszystkich autobusach są zablokowane, nie da się tam włożyć nawet malutkiej rurki, w większości autobusów pozakładano GPS - mówi szef "Solidarności" w PKS Białystok.

- W zwolnieniu dyscyplinarnym przewodniczącego związku jest sześć zarzutów naruszeń obowiązków pracowniczym. Nie może być tak, że aby uniknąć zwolnienia ktoś wstępuje do związku, ze względu na rotacyjne zmiany zostaje jego szefem i myśli, że to go ochroni. To nie powinien być argument na jakieś szczególne traktowanie. Pracownicy mają święte prawo demokratycznego państwa, aby pójść do sądu, poprosić o pomoc związkowych prawników, o wsparcie finansowe. Gdyby każdy pracownik zwolniony dyscyplinarnie protestował i odwoływano by prezesa, to nikt w tym kraju nie podejmie żadnej decyzji - twierdzi prezes PKS. "Nasz kolega się załamał"

Związkowcy od początku są zdesperowani. 4 września wezwani przez nich lekarze zalecili czterem protestującym przerwanie strajku z powodu złego stanu zdrowia. Zrezygnował tylko jeden ze strajkujących, to dla niego została wezwana pomoc medyczna. Gdy głodówka nie pomagała, 6 września pracownicy rozpoczęli strajk generalny. Tego dnia nie odbyło się ok. 600 kursów. Strajk nadal trwa, protestujący zapewniają, że będą strajkowali aż do skutku. Na trasę wyjeżdżają tylko autobusy na wcześniej zakontraktowane przejazdy, autobusy szkolne i pojazdy służące jako komunikacja miejska w Sokółce. - Skłoniła nas do tego działalność zarządu. Obecnie 99% załogi jest za tym, żeby ci panowie odeszli - mówi Wiesław Słupiński. Pracownicy PKS zwrócili się o interwencję do marszałka województwa, ponieważ spółka należy do samorządu.

Bardzo gorącą atmosferę podgrzała jeszcze samobójcza śmierć jednego z uczestników strajku głodowego. Protestujący przyznają, że jego samobójstwo miało związek ze strajkiem i sytuacją w pracy. - Nasz kolega się załamał. Ja osobiście też brałem udział w strajku głodowym. Ten pan miał kłopoty z żołądkiem, więc wysłaliśmy go na noc do domu, bo by tego nie wytrzymał. Bardzo brał to wszystko do siebie, był bardzo skromnym człowiekiem - wspomina Wiesław Słupiński. 11 września w dniu samobójstwa, 53-letni kierowca miał wyjechać w trasę. - Dyspozytor chciał, żeby pojechał gdzieś autobusem. Przeżywał to, bo myślał, że pracownicy uznają, że on współpracuje z zarządem i że będą mieli do niego pretensje. Tego się obawiał - mówi Wiesław Słupiński.

Na sesji sejmiku województwa podlaskiego, która odbyła się 12 września, większość radnych przyjęła stanowisko zobowiązujące zarząd województwa, aby zwrócił się do rady nadzorczej spółki i odwołał prezesa. Samorządowcy zobligowali także protestujących do powrotu do pracy. - Kierowcy nie wrócili do pracy, więc impas trwa. Zarząd województwa wykonał gest dobrej woli, teraz decyzja należy do kierowców - wyjaśnia Jan Kwasowski, rzecznik prasowy marszałka województwa podlaskiego. - Gdy panowie z zarządu odejdą, od razu zaczynamy pracę - zapewniają kierowcy.

- W ubiegłym tygodniu oddałem się do dyspozycji zarządu województwa, to jest jednoznaczne z tym, że złożyłem swoją dymisję. Zarządowi województwa dużo trudniej podejmuje się decyzje na podstawie faktów popartych materiałami, niż na podstawie opinii, plotek, czy nawet przekazów medialnych jednej czy drugiej strony. Złożyłem swój wniosek o zawieszeniu mnie w czynnościach prezesa zarządu, ze względu na dobro spółki. Z ekonomicznego punktu widzenia nie mamy sobie nic do zarzucenia, bo tylko w tym roku spółka w I półroczu osiągnęła przychody większe w stosunku rok do roku o prawie 2 mln zł, to wzrost przychodów prawie o 9% - wyjaśnia Rafał Rutkowski. Prezes zarządu twierdzi, że nie zrezygnuje ze zwolnień dyscyplinarnych. - Podejmowaliśmy decyzję na podstawie przepisów prawa i zgromadzonego materiału dowodowego. Naszym zdaniem te decyzje były słuszne, dlatego nie zamierzamy się z nich wycofywać - dodaje.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (83)
Zobacz także