PolskaNie wierzymy, że może u nas dojść do zamachu terrorystycznego

Nie wierzymy, że może u nas dojść do zamachu terrorystycznego

Ponad 200 osób zostało ewakuowanych z wieżowca na osiedlu Tysiąclecia w związku z informacją o podłożeniu bomby. Alarm był skutkiem głupiego żartu, pokazał jednak, że mimo coraz bardziej realnego zagrożenia terrorystycznego w naszym kraju, jesteśmy nieprzygotowani na podobne sytuacje.

Nie wierzymy, że może u nas dojść do zamachu terrorystycznego

Pogróżki o podłożonej bombie zauważyła lokatorka budynku przy ul. Chrobrego 26. - Zobaczyłam na drzwiach windy na jednym z pięter napis białą farbą mówiący, że o godzinie 21 w budynku wybuchnie bomba. Przed blokiem spotkałam sąsiada i powiedziałam mu o tym, żartując, że jeszcze nam tego brakowało, żebyśmy wszyscy wylecieli w powietrze, na co usłyszałam, że jego zdaniem napis był tam już dzień wcześniej - mówi jedna z mieszkanek bloku.

Rozmowę usłyszała patrolująca osiedle funkcjonariuszka policji z oddziału prewencji i poprosiła do dokładne informacje. W krótkim czasie pod blokiem pojawiła się policja i zespoły ratunkowe. Zaczęto wyprowadzać ludzi.

Brak natychmiastowej reakcji ze strony mieszkańców można łatwo wytłumaczyć.

- To nie pierwszy podobny incydent w naszym bloku. Bez przerwy zdarzają się podpalenia zsypów na śmieci: dwa tygodnie temu, w zeszłą niedzielę, w czwartek i piątek - mówi Joanna Szmuc z tego samego budynku. - To usypia czujność, człowiek się przyzwyczaja.

Przyznaje, że członkowie jej rodziny nie od razu opuścili mieszkanie, chociaż widzieli podjeżdżającą straż pożarną, policję i karetki ratownictwa medycznego. Zorientowali się, że dzieje się coś złego, kiedy służby zaczęły odgradzać teren taśmą. Wyszli dopiero, kiedy policjanci ich o to poprosili.

Małgorzata Rusak dosłownie przespała ewakuację swojego piętra. - Wróciłam z pracy o godz. 15 i się położyłam. Musiałam nie słyszeć dzwonka do drzwi. Dopiero kiedy zatelefonował do mnie brat z woj. świętokrzyskiego, który widział komunikat w telewizji, zorientowałam się, że coś się dzieje - opowiada. - Widziałam ludzi z balkonu, ale zmyliło mnie, że jest ich tak mało. Nie pomyślałam o bombie, sądziłam, że to kolejny pożar. Zabrałam psa, dokumenty i wyszłam.

Zofia Jop właśnie miała wychodzić do kościoła, kiedy do drzwi zapukali policjanci. Poinformowali, że w budynku może istnieć zagrożenie wybuchu bomby, więc należy zabrać dokumenty, oszczędności, najpotrzebniejsze rzeczy i go opuścić. - Byłam tak roztrzęsiona, że nie spakowałam nawet inhalatora na astmę. Znajomi z innego bloku zaprosili mnie do siebie. Boję się wracać do domu - zdradza. - Nawet jak będzie wszystko w porządku, strach pozostaje.

W najgorszej sytuacji znalazły się osoby starsze, chore i samotne. Nie były w stanie same wydostać się z domu, a na pomoc trzeba było dość długo czekać.

- Wychodząc z mieszkania ok. 16. powiedziałam policjantom, że na moim piętrze mieszka 90-letnia, niewidoma kobieta ze schorowanym synem. Ratownicy wyprowadzili ich do karetki dopiero ok. 18.30 - twierdzi Joanna Szmuc. - Akcja przeprowadzona była bardzo ślamazarnie. Gdyby faktycznie wybuchła bomba, ci ludzie nie mieliby szans.

Kontrola budynku zakończyła się po godzinie 21. Na miejscu zaangażowanych było ponad 50 osób: policjantów, strażaków, pracowników służb medycznych. Jedna grupa wyprowadzała ludzi, druga w tym samym czasie sprawdzała klatki schodowe, zsypy i mieszkania. Mieszkańcy powrócili do bloku przed godz. 22.

- Każdy z nich był informowany, dlaczego musi opuścić budynek. Nie chcieliśmy wzbudzać paniki - tłumaczy Janusz Jończyk z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. - Ludzie dostrzegają zagrożenie dopiero po nagłośnieniu podobnych zdarzeń. W nocy z soboty na niedzielę mieliśmy kolejne dwa zgłoszenia o podejrzanych przedmiotach.

Akcja samą policję będzie kosztowała kilka tysięcy złotych. Ogólny koszt będzie nawet kilka razy wyższy.

Nie można lekceważyć

Michał Radoń, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji

Każdy sygnał o możliwym zagrożeniu bombowym policja i odpowiednie służby traktują z pełną powagą. Reagują tak, jakby było ono realne, nawet wówczas, kiedy podejrzewają tylko głupi żart. Natychmiast informują również o zagrożeniu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Sprawdzany jest każdy alarm. W 99 przypadkach na 100 okazuje się fałszywy, ale gdyby okazał się prawdziwy, a nie byłoby ewakuacji, mogłoby dojść do tragedii. Staramy się uczulić wszystkich, by informowali o swoich podejrzeniach policję. Odetchnąć mogą dopiero wówczas, gdy niebezpieczeństwo zostanie zażegnane.

Anna Góra-Kontek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)