Trwa ładowanie...
31-10-2018 15:59

Nie słuchajcie polityków, dogadujcie się na dole - mówi współtwórca ustawy samorządowej Jerzy Stępień

– Samorządowcy powinni robić to, co uważają za dobre dla społeczności, która ich wybrała, a nie przejmować się tym, co mówi jeden czy drugi prezes. Ci niech zajmują się swoimi sprawami w Warszawie – mówi Jerzy Stępień, współtwórca ustawy samorządowej z 1990 r. oraz współautor późniejszych reform administracyjnych w Polsce.

Nie słuchajcie polityków, dogadujcie się na dole - mówi współtwórca ustawy samorządowej Jerzy StępieńŹródło: East News, fot: Wojciech Strożyk/REPORTER
duq6scz
duq6scz
  • Każde wybory mają motywację polityczną, bo przecież wybieramy władzę polityczną na takim czy innym szczeblu.
  • Coraz większa liczba ludzi czuje swój realny wpływ na bieg spraw publicznych.
  • Najbardziej właściwą ordynacją w wyborach lokalnych jest głosowanie na konkretnych ludzi, których znamy, a taką zasadę najlepiej realizują okręgi jednomandatowe - mówi Stępień.

Wreszcie mieliśmy w wyborach samorządowych frekwencję powyżej 50 procent. Słychać jednak narzekania, że ludzie głosowali, ale motywacja była polityczna, a nie samorządowa. To źle?

Jerzy Stępień: - Takie zarzuty są bezsensowne. Każde wybory mają motywację polityczną, bo przecież wybieramy władzę polityczną na takim czy innym szczeblu. Ta frekwencja musi cieszyć. Pamiętam pierwsze wybory samorządowe i frekwencję w granicach 42 procent. To było dla mnie tragedią, bo byłem przekonany, że jak będziemy mieli wolną Polskę, to głosować będzie tylu ludzi, ile na początku dwudziestolecia międzywojennego, gdy do urn szło prawie 80 procent Polaków.

W latach 90. tłumaczyliśmy sobie jednak, że być może to 40 procent wynikało z odreagowania po czasie komunizmu, gdy wręcz zmuszano do głosowania, a wynik wyborów był z góry przesądzony. Niestety, później przez wiele lat ta tendencja się utrzymywała i w wyborach samorządowych często nie sięgała 45 procent. Więc to, że tym razem wyniosła tyle, ile wyniosła, to jest ogromny krok do przodu.

Oczywiście to nie jest stan zadowalający, bo ja bym się uspokoił, gdybyśmy mówili o 75 procentach głosujących. Sporo jeszcze do tego brakuje, ale mam nadzieję, że ta rosnąca tendencja będzie się utrzymywała.

duq6scz

Czego ta frekwencja dowodzi?

- To chyba dowód na to, że coraz większa liczba ludzi czuje swój wpływ realny na bieg spraw publicznych, a to może tylko cieszyć. Zmniejsza nam się liczba tych, którzy samodegradują się do pozycji "niewolnika", jeśli sięgnąć do tej heglowskiej zależności pan-niewolnik. Przybywa nam tych, którzy czują się obywatelami w pełnym tego słowa znaczeniu.

Nie przeszkadza więc panu to upartyjnienie wyborów samorządowych?

- Moim zdaniem to jest w jakiś sposób normalne, że tak się dzieje. Pewnie, że lepiej, by tak nie było, ale partie polityczne po to się w końcu tworzą, żeby mieć realny wpływ nie tylko na kształt władzy centralnej, ale i lokalnej czy regionalnej.

Oczywiście można by wprowadzić jakieś formalne zakazy angażowania się partii w wybory lokalne, ale w mojej ocenie niewiele by to zmieniło, a dało asumpt do różnych działań zmierzających do obchodzenia prawa i efekt mógłby być jeszcze gorszy. Jest jak jest, a przecież w wielu mniejszych miejscowościach nikt na te szyldy partyjne nie patrzy. Tam się szuka ludzi, którzy po prostu będą najlepiej zarządzali lokalną wspólnotą.

Bardzo bym chciał, żeby wybory lokalne – wszędzie, bez wyjątku – odbywały się w okręgach jednomandatowych, bo coraz bardziej się upewniam w takim przekonaniu, którego nabrałem jeszcze w latach 90-tych, że w gruncie rzeczy zdecydowana większość społeczeństwa nie rozumie mechanizmów ordynacji proporcjonalnej.

duq6scz

Głosuje się "na ludzi" i wyszukuje się na listach znajome osoby, często bez względu na ich przynależność. W wyborach proporcjonalnych ten człowiek liczy się jednak jakby dopiero w drugiej kolejności, bo najważniejszą rzeczą jest zaliczenie głosu na konkretną listę, bardzo często partyjną.

Nie podoba się więc panu metoda D’Hondta?

- Nie podoba mi się. D’Hondt powinien być stosowany głównie w parlamencie, chociaż też nie wiem, czy na pewno. Ta metoda ma ułatwić stworzenie większości zdolnej do rządzenia, a jeśli w wyborach lokalnych mamy bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów, to ta większość rządząca już jest z natury rzeczy, bo rada została przecież mocno zmarginalizowana i pełni w gruncie rzeczy rolę ciała doradczego. Rada w tej sytuacji powinna być właśnie pluralistyczna, a taka ordynacja, jaką stosujemy, zaprzecza trochę idei samorządności.

Jeszcze raz podkreślam, że najbardziej właściwą ordynacją w wyborach lokalnych jest głosowanie na konkretnych ludzi, których znamy, a taką zasadę najlepiej realizują okręgi jednomandatowe. W radach nie siedzą przecież żadne procenty tylko konkretni ludzie. Szkoda, iż tak szybo odeszliśmy od tych okręgów jednomandatowych, ale mam nadzieję, że przed kolejnymi wyborami rozważymy powrót do tej metody.

duq6scz

Jak mówimy o upolitycznieniu samorządu, to jak pan odbiera dyskusję o tym, czy kandydaci w gminach powinni wchodzić w koalicję wbrew temu, co ustaliły partie w Warszawie? To też wydaje się zaprzeczeniem samorządności.

- Ależ oczywiście! Te lokalne elity powinny same decydować, w jakie koalicje wchodzą, a góra nie powinna się wtrącać. Wprowadzanie jakichś zakładów jest wręcz demoralizujące. Centrala myśli tylko o interesach partyjnych, a to kandydaci w gminie czy powiecie wiedzą najlepiej, czego im tam na miejscu potrzeba.

Powiedzmy też sobie, że niezależnie od podziałów politycznych w konkretnej miejscowości ludzie się znają i wiedzą, że bardzo często te szyldy to są maski, które zakładamy w okresie kampanii wyborczej - zupełnie jak w Wenecji w karnawale. Tylko my w przeciwieństwie do tej Wenecji wiemy, kto jest za tą maską. Ludzie najlepiej wiedzą, kto będzie najskuteczniej rządził miastem czy gminą.

Ja często cytuję powiedzenie Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka, pierwszego prezydent Poznania z 1990 roku, który powiedział, że przekrój rury kanalizacyjnej nie ma wymiaru politycznego. I to jest trafna figura, bo jaka polityka w gminie? Przecież chodzi o to, żeby zrobić drogę, przygotować szkołę do nowego roku, żeby działał ośrodek zdrowia, był dogodny transport itd.

duq6scz

Co to ma wspólnego z polityką w rozumieniu partyjnym? Nic. Natomiast dla polityków z centrali wszystko jest polityczne i co za tym idzie – wszystko jest partyjne.

Namawia pan samorządowców do buntu przeciw władzom?

- Samorządowcy powinni robić to, co uważają za dobre dla społeczności, która ich wybrała, a nie przejmować się tym, co mówi jeden czy drugi prezes. Ci niech zajmują się swoimi sprawami w Warszawie, niech się zajmują budżetem centralnym, a niech zostawią w spokoju budżet lokalny czy regionalny.

A sejmiki? Tam bez polityki się nie obejdzie.

- Też jej tam być nie powinno w takim stopniu, bo w sejmikach ma się odbywać działanie na rzecz regionu. Sejmiki stały się jednak łupem partii, bo są bliżej centrali i łatwo nad nimi zapanować – tych kandydatów jest niewielu i można ich kontrolować. Niestety, u nas mówi się tak jak pan prezes Kaczyński, który stwierdził, że władza to miecz i wór. Ten miecz jest w Warszawie, ale ten worek też musimy kontrolować – z punktu widzenia interesu naszej partii, naszych ludzi, a nie interesu regionu i jego mieszkańców. Demoralizujące podejście.

Zobacz także: Jacek Sasin: "Nie pracujemy nad żadną ustawą o Sądzie Najwyższym, a polexit to bzdury”

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

duq6scz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
duq6scz
Więcej tematów