"Nie posyłajcie 6‑latków do szkoły!"
Dorota Dziamska z Pracowni Pedagogicznej im. prof. Ryszarda Więckowskiego. przestrzega przed wysyłaniem dzieci rok wcześniej do szkoły. - Ten rok to czas na doskonalenie tzw. cielesnych sprawności uczenia się rzeczy, które w szkolnej podstawie programowej dla sześciolatków zostały zupełnie pominięte. A to wielki błąd, który przyniesie w kolejnych pokoleniach dzieci poważne konsekwencje, szczególnie jeśli chodzi o naukę pisania - powiedziała w rozmowie z "Faktem".
13.03.2012 | aktual.: 13.03.2012 08:58
Właśnie weszła w życie nowelizacja ustawy o sześciolatkach. Rząd opóźnił reformę o dwa lata. Co mają teraz robić rodzice, którzy planowali posyłać dziecko wcześniej do szkoły? Robić to czy poczekać jeszcze rok?
– Poczekać i dać dziecku czas na spokojny rozwój w przedszkolu. Kadra przedszkolna to praktycy z długoletnim stażem. Oni bardzo rozsądnie i pragmatycznie podchodzą do wspierania rozwoju każdego dziecka. Często dostosowują program do indywidualnego kanału rozwojowego. Korzystają oczywiście ze starego programu nauczania sześciolatków, który był bardzo profesjonalną i nowoczesną propozycją pracy z dziećmi, a w ten sposób poszerzają zakres obowiązującej obecnie podstawy programowej przedszkola. Rodzice nie muszą się bać, że dziecko coś straci. Przeciwnie wiele może zyskać.
Co na przykład?
– Dzieciom wiele korzyści daje zabawa i nauka w przedszkolu. Dzieci pod okiem specjalistów spokojnie przygotują się do startu szkolnego z odpowiednią dawką zabawy i nauki. Ten rok to czas na doskonalenie tzw. cielesnych sprawności uczenia się rzeczy, które w szkolnej podstawie programowej dla sześciolatków zostały zupełnie pominięte. A to wielki błąd, który przyniesie w kolejnych pokoleniach dzieci poważne konsekwencje, szczególnie jeśli chodzi o naukę pisania. To czas na twórcze strategie uczenia się, a nie tzw. po śladzie. Metody przedszkolne edukacji w Polsce oraz program uczenia sześciolatków w przedszkolu, taki jaki był, zanim Katarzyna Hall postanowiła wyrzucić go do kosza to wielki dorobek naukowców i praktyków pedagogów. Jeden z lepszych na świecie. Powstawał przez wiele lat w wyniku eksperymentów i długofalowych badań. Był wypadkową myśli twórcy podstaw naukowych edukacji małego dziecka prof. Więckowskiego. Nie rozumiem zatem dlaczego zamiast się nim pochwalić, dokonujemy jego destrukcji. Rodzice
pozostawiający swojego sześciolatka w przedszkolu mogą być pewni, iż dziecko uczyć się będzie według odpowiednich zasad kształcenia i tego co w stosownym czasie nauczyć się może. A z czym zatem dziecko sześcioletnie spotka się w szkole? Sądząc po zapisach podstawy programowej z dużo gorszym programem niż do 2009 roku dzieci sześcioletnie miały w przedszkolu.
Co z dziećmi, które poszły o rok wcześniej do zerówki, bo rodzice mieli w planie wcześniejsze posłanie ich do szkół?
– Spadła im gwiazdka z nieba. Dany im czas rodzice powinni wykorzystać i dać dzieciom święty spokój. Dziecko nie staje się gotowe na szkołę tylko dlatego, że rok chodziło do oddziału przedszkolnego. Na dojrzałość dziecka do podjęcia się jakiegoś zadania wchodzą różne składowe, które są także pochodną doświadczeń poza instytucjami typu przedszkole, czy szkoła. Przyspieszanie rozwoju, które jest założeniem tej reformy zupełnie pozanaukowym i absurdalnym zostało wymyślone dla celów politycznych i z uwagi na demografię. Ktoś przestraszył się, że z uwagi na niż demograficzny szkoły będą świecić pustkami. A jest odwrotnie. Klasy są przeładowane. Nikt natomiast nie zapytał nauczycieli, czy dzieci 7 – letnie są przygotowane do szkoły. One już obligatoryjnie do niej iść muszą. Proszę mi wierzyć, ten problem to puszka Pandory. Uczyłam blisko 16 lat w szkole. Wielu siedmiolatków ma problemy na stracie szkolnym, a im też trzeba poświęcić uwagę. Dlaczego zatem w tym całym zamieszaniu nie mówimy o starszych dzieciach,
które także potrzebują nauczycielskiej troski?
Polska szkoła w ogóle nie jest przygotowana na to, żeby dzieci mogły w niej przebywać, a co dopiero się uczyć. Jest ponura, odrapana, stara. Bardzo często wywołuje odczucie przygnębienia. Tylko nieliczne placówki są piękne, odremontowane. Gmachy szkół są przygnębiające, brudne, załatane. Hitem są ciemnobrunatne korytarze i ciągnący się sznureczek starych drzwi pomalowanych tu i ówdzie farbą, aby zamalować odprysk, i nagle jedna salka na całą szkołę z nowymi futrynami, drzwiami i naklejkami – Unia Europejska, Kapitał Ludzki i te bajery. Za drzwiami nowiutkie stoliki, krzesełka i kilka komputerów. Ma się wrażenie, że te nowe stoliki i krzesełka są po to, aby nowy komputer dobrze się prezentował. Tak to niestety w rzeczywistości wygląda. Jeżeli na 14 tysięcy szkół nawet 5000 byłoby ładnych i przytulnych, to i tak nie mielibyśmy jeszcze warunków do uczenia się na poziomie europejskim dla wszystkich dzieci. Przedszkola są natomiast piękniejsze, logistycznie bardziej przygotowane i zorganizowane do profesjonalnej
edukacji. I to jest odpowiednie miejsce do nauki małych dzieci.
Często słyszymy opinię, że dzieci powtarzająca zerówkę będą się nudzić i lepiej, żeby poszło do pierwszej klasy.
– Przestrzegam rodziców przed takim podejściem. To marketing nieudanej reformy. W PRZEDSZKOLU DZIECKO UCZY SIĘ PRZEZ PRZEKSZTAŁCANIE, A NIE PO ŚLADZIE. To jest ta wielka różnica. Zabawa jest twórcza i pozwala na wyrażanie się poprzez twórczą ekspresję, a nauczyciele przedszkola wiedzą jak taką aktywność wyzwalać. Przedszkole dysponuje przede wszystkim przestrzenią do takiej aktywności. Nauczyciel szkolny w wielu wypadkach, nawet gdyby chciał stosować strategię przekształceń i uczenia bardziej nowoczesnego, ograniczony jest zbyt dużą grupą uczniów, małym pomieszczeniem. Szkole potrzebna jest standaryzacja warunków uczenia się dzieci i warunków pracy nauczyciela. Bez standaryzacji i zmian w zakresie ergonomii nie ma mowy o jakiejkolwiek reformie.
Czy sześciolatki są gotowe na edukację szkolną ?
– Sześciolatki powinny pójść do szkoły wtedy, gdy szkoła będzie odpowiednio na to przygotowana pod względem logistycznym, ergonomicznym i programowym, wystandaryzowane zostaną warunki uczenia, a ustawa o systemie oświaty zapewni możliwość pozostawienia dziecka jeszcze rok w stosownej grupie wiekowej lub przeniesienia do grupy o rok młodszej w razie małych niepowodzeń. Tak się dzieje w innych systemach edukacji na świecie. Takiej niestety sytuacji w Polsce jeszcze nie mamy i nie będziemy jeszcze mieć, ponieważ MEN nie słucha, nie widzi, nie patrzy. MEN nawet nie wie jak wystandaryzować szkoły w zakresie warunków uczenia. Sam fakt, iż MEN nie rozumie fundamentalnej zależności pomiędzy rozwojem emocjonalnym, a intelektualnym dziecka świadczy o wysokiej jego niekompetencji. Natomiast brak stosownych regulacji prawnych, aby dziecko cofnąć do przedszkola, o ile pierwsza klasa okazała się dla niego za trudna, a tak się dzieje, jest barbarzyństwem, którego dopuścili się autorzy reformy.
A jak pani ocenia nową podstawę programową?
– To najbardziej barbarzyński element reformy. Radzę wszystkim rodzicom i nauczycielom poczytać sobie np. wymagania programowe, które stawiane były przed sześciolatkiem w przedszkolu w programach z 1982 roku, z 1991, a nawet z 1999. Sześciolatek w przedszkolu mógł się rozwijać bardziej prawidłowo w zakresie rozwoju fizycznego, wymagania były na wyższym poziomie niż obecnie w pierwszej klasie i przedszkola je realizowały. Obecnie podstawa zredukowała wymagania w tym zakresie do kilku punktów. Mam nieodparte wrażenie, iż MEN wciskając dzieci do szkoły i orientując się, iż we wszystkich szkołach nie ma wystarczającej liczby pomieszczeń i sal gimnastycznych, zredukował wymagania do minimum, aby szkoła po prostu dała radę podstawę zrealizować. Przy propagandowej akcji budowy tzw. Orlików i organizacji EURO 2012 ten manewr to kpina z narodu i okaleczanie rozwoju fizycznego dziecka już na starcie szkolnym. Analizując podstawę programową i porównując karłowatość wymagań w zakresie rozwoju fizycznego z wymaganiami
np. języka polskiego można stwierdzić, iż MEN nie widzi kolejnej zależności. To na umiejętnościach ruchowych buduje się i rozwija sprawności związane z nauką pisania.
Absurdalny zapis w podstawie, iż dziecko sześcioletnie kończące pierwszą klasę będzie pisało wszystkie litery, a nawet proste zdania z pamięci, znało zasady kaligrafii to nie jest już nawet ignorancja, to brak podstawowej wiedzy na temat samego procesu nauki pisania. Wymagania tak wygórowane, z którymi nie poradzi sobie nawet czasami siedmiolatek kończący pierwszą klasę. Bałagan podstawy programowej polega na braku znajomości kanałów korelacji pomiędzy treściami z wielu edukacji, które nauczyciel stosuje. Np.w matematyce autorzy podstawy zapomnieli o geometrii, w ogóle jej nie ma w pierwszej klasie, a to właśnie rysowanie krzywych, łamanych, prostych wiąże czynności dziecka z liniaturą i pierwszymi próbami rysowania szlaczków w zeszycie. Podstawa programowa narzuca dziecku rozwijanie się według regulaminu i osiąganie tych samych celów w tym samym czasie, a to jest absurd i kompromitacja w czasach gdy na całym świecie kwitnie i rozwija się konstruktywizm w pedagogice. Podstawa programowa dla przedszkola i
klas I – III nadaje się do kosza. Jest niepoważnym dokumentem.
Co jeszcze zarzuca pani tej reformie?
– Przede wszystkim nie opiera się ona na żadnych podstawach naukowych. Niszczy dorobek polskiej pedagogiki jako nauki i wprowadza bałagan programowo–organizacyjny. Reforma według jej twórców i rządu aspiruje do miana skoku cywilizacyjnego, a ma szansę pogrążyć system edukacji w przestrzeni mnożących się problemów, które wyskakują jak grzyby po deszczu. Reforma jednocześnie wzmacnia dyktat wydawnictw edukacyjnych, które produkują narzędzia edukacyjne do obowiązującej podstawy, czyli nie kierują się podstawami naukowymi, ale tradycją uczenia w ogóle. To zrodzi w bardzo krótkim czasie obniżenie poziomu nauczania, a dla potrzeby wykazywania w mediach, że wszystko jest ok, nauczyciel konformista nie będzie rozwijał i uczył, tylko przygotowywał do testów. PISA to przecież cel sam w sobie, pokazanie się na tle Europy, że jesteśmy tu, a nie tam. Postaw się, a zastaw się. Tyle, że po tym postawieniu przez wiele lat będziemy musieli posprzątać i tolerować tę kulawość.
Wobec tego co pani mówi, po co w ogóle ta reforma?
– Reforma jest przede wszystkim aktem woli rządu i parlamentarzystów, a nie potrzebą społeczną. Rozsądny i odpowiedzialny człowiek nie zaczyna remontu mieszkania od położenia nowej podłogi, aby potem malować sufit. Społeczeństwo widzi przecież, że wrzuca się sześciolatki do szkół, a jednocześnie wiele szkół i przedszkoli zamyka. Czy w takiej sytuacji zduszone dzieci z dwóch roczników będą miały stworzone lepsze warunki rozwoju niż miały dotąd w przedszkolu? To co jest najbardziej przerażające to fakt, iż zadufany w sobie MEN nie potrafi przewidzieć serii negatywnych mechanizmów, które uruchamia ta reforma. Zachowuje się jak modnisia, która robi to samo co inne. Bo w całej Europie sześciolatki chodzą do szkoły, więc i czas, aby w Polsce też chodziły. Kompleks ubogiego głupca, czy papuga zawsze druga? Jako nauczyciel zamierzam być innym ptakiem, najlepiej orłem dumnym i z siłą, bo tylko orły zauważyły, że nie cała Europa sześciolatki w pierwszej klasie ma (np. Finlandia ) i tylko orły wiedzą też, iż tam gdzie
sześciolatki w pierwszej klasie są, uczą się tak jak nasze dzieci w przedszkolu i tego co na stosowny wiek jest dostępne ich zmysłom (np. Niemcy, Holandia, Belgia). U nas w pierwszej klasie sześciolatek będzie zapoznawał się z zasadami kaligrafii i czytał krótkie teksty z pakietu edukacyjnego, męcząc się siedząc w ławeczkach. Sześciolatek w Danii ma czas na turlanie się po dywanie, eksperymentowanie z własnym ciałem, aby namalować dłonią i stopą obrazek, który wykorzysta do skonstruowania opowieści uruchamiającej jego wyobraźnię. Nasza reforma to tylko papierowa nieudolna kalka niektórych zachodnich systemów oświaty, też nie zawsze udolnych.
Jak pani ocenia zachowanie MEN w kontekście tej reformy: niechęć do kontaktu z przedstawicielami rodziców, ciągłe zmiany zdania?
– MEN ucieka systematycznie od rodziców. Rodzice stali się bowiem już obecnie zorganizowaną grupą społeczną, która walczy o swoje dzieci i posługuje się w tej walce jedynie merytorycznymi argumentami. MEN takich argumentów merytorycznych nie ma więc ucieka od spotkań z rodzicami lub szuka tematów zastępczych. Problem transformacji systemu oświaty stara się wrzucić już do przeszłości jakby reforma była aktem dokonanym i dogmatem z którym się nie dyskutuje. Wrzuca więc pomysły typu cyfryzacja szkolnictwa, skok cywilizacyjny do mediów.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Skandal! Leki znów drożeją!