"Nie ma ataku mediów na PiS, gromy lecą na Tuska"
Muszę ponownie zabrać tu głos, bo tylko lekko uderzyłem w stół, a nożyce
się odezwały. I dobrze, bo jeszcze lepiej widać metodę PiS. A metoda ta
nie zmienia się od lat i ma trzy elementy dostosowane do okoliczności,
łącznie z katastrofą smoleńską. Główne elementy to: klasyczna obrona przez
atak, ustawienie konfrontacyjne i rola ofiary - pisze Lech Wałęsa w felietonie dla Wirtualnej Polski.
01.03.2011 | aktual.: 01.03.2011 16:35
Po pierwsze, prawda może być niewygodna – trzeba atakować uprzedzająco. To najlepszy sposób obrony. I ostatni przykład. Nie spodobały się funkcjonariuszom PiS moje słowa w wywiadzie telewizyjnym o odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. Od wielu ludzi słyszałem, że wreszcie ktoś odważył się otwarcie powiedzieć wprost, na kim spoczywa odpowiedzialność, gdzie jest praprzyczyna katastrofy. I co usłyszałem ze strony PiS – że jestem bardziej rosyjski niż Rosjanie, a dużo gorszy niż Anodina. To klasyczne działanie PiS.
Pytam jednak z uporem: czy nowe fakty nie potwierdzają moich słów. O czym świadczą doniesienia o kłótni kapitana z generałem na lotnisku? Dlaczego to generał witał Prezydenta na pokładzie, skoro należy to do obowiązków dowódcy samolotu? To nie było standardowe działanie, a generał musiał brać takim postępowaniem odpowiedzialność za lot, żeby sprostać oczekiwaniom najwyższych szczebli. Zapotrzebowanie polityczne było dla wszystkich jasne – pierwszy dzień kampanii prezydenckiej! Po ludzku i politycznie, można to zrozumieć. Trzeba jednak to otwarcie powiedzieć i stanąć w prawdzie, a nie oskarżać innych.
W pierwszych dniach po katastrofie prosiłem o ujawnienie rozmowy braci przez telefon satelitarny. Przypominanie tego wniosku rodzi nieprawdopodobne wzburzenie PiS. Dlaczego? Jeśli nie ma nic do ukrycia, to obaw być nie powinno.
Od początku trwa sprytna rozgrywka PiS o rozmywanie przyczyn i prawdy. Lepiej teraz atakować, oskarżać innych, mówić o złych procedurach wyjaśnienia, o zdradzie władz polskich, o wszystkich winnych poza sobą. Na takim gruncie nie da się nigdy dotrzeć z pełną prawdą do ludzi. Nawet, jeśli prokuratura czy polska komisja rządowa pokażą prawdziwe przyczyny, a będą nie na rękę PiS, to będzie można z łatwością powiedzieć, że to kolejny spisek, że to kolejna zdrada. Nie ma tu pola do debaty. Nie ma tu pola do zgody narodowej i mówienia otwarcie prawdy. I o to w tej metodzie chodzi!
Po drugie więc, ustawienie konfrontacyjne – wszyscy przeciwko nam – Rosjanie, rząd, media. My przeciwko wszystkim w imię wyższych powinności. A wtedy wszystko dozwolone – można odpowiadać agresją, polityką ulicy z pochodniami, straszeniem. To zawsze konsoliduje.
Po trzecie – to wynika z dwóch pierwszych - wmówić ludziom, że nas atakują i prześladują, że chcą nas zniszczyć, że jesteśmy ofiarą. Najlepiej, jeśli to robią media. A że media ostatnio bardzo krytyczne są wobec rządu, to trzeba bardziej spektakularnych akcji. Mamy więc wyjścia ze studia, kłótnie na antenie, za chwilę – bojkot wybranych telewizji. Bo wtedy można łatwo mówić o „histerycznym ataku mediów”, nawet jeśli gromy lecą raczej na Tuska, wychwytywane są niezręczności Prezydenta. W czasach poprzedniej prezydentury takie relacje okrzyknięte przez PiS byłyby jako przynajmniej frontalny nieprawdopodobny atak na głowę państwa.
Teraz pytanie, czy znów ta czytelna metoda będzie skuteczna, czy ludzie uwierzą, czy raczej mają jeszcze w pamięci lekcję lat 2005-2007.
Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski