Nie chcesz iść do wojska, to czekaj...
Setki młodych mężczyzn z regionu łódzkiego, którzy za dwa tygodnie pójdą do wojska, najpóźniej za dziewięć miesięcy wrócą do domów. Tymczasem około 300 ich rówieśników będzie czekało nawet kilka lat na odbycie służby zastępczej - przewiduje "Dziennik Łódzki".
Firmy niechętnie zatrudniają tych, którzy chcieliby odsłużyć wojsko, a poza tym brakuje pieniędzy na zrefundowanie pracodawcom wynagrodzeń poborowych. Około stu młodych mężczyzn czeka na służbę zastępczą w powiecie kutnowskim.
Do niedawna firmy zatrudniające osoby w służbie zastępczej musiały same im płacić - mówi Marzena Lewandowska z Urzędu Gminy w Oporowie. Teraz wynagrodzenia refunduje Skarb Państwa, ale być może nie do wszystkich urzędów to dotarło... - dodaje.
Osoba, która dostała zgodę na odbycie służby zastępczej, ale nie zostanie do niej powołana, jest przenoszona do rezerwy, ale dopiero... po trzech latach. To problem - przyznaje Andrzej Sidorowicz z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Młodemu człowiekowi czekającemu na służbę zastępczą trudno znaleźć normalną pracę, bo pracodawca widzi, że nie ma uregulowanego stosunku do służby wojskowej. Poborowy może mieć też kłopoty z uzyskaniem kredytu w banku - dodaje.
Służba zastępcza trwa sześć miesięcy dla absolwentów szkół wyższych i 18 miesięcy dla pozostałych. O skierowanie do niej mogą się ubiegać ci, którym przekonania religijne lub zasady moralne nie pozwalają na służbę w wojsku. Decyzja należy do Komisji Wojewódzkiej ds. Służby Zastępczej.
W regionie łódzkim taką służbę odbywa 80 mężczyzn, m.in. ośmiu pracuje w łódzkim zoo, kilku w Teatrze im. Jaracza i straży pożarnej, a jeden w sądzie w Łasku. Zarabiają 640 zł brutto. (PAP)