"Nie było histerii" - poruszająca relacja z Japonii
Siła niszczycielskiego żywiołu w Japonii przekroczyła wszelkie oczekiwania. Potężne trzęsienie ziemi i fale tsunami dokonały w Japonii wielkich spustoszeń. To prawda, kraj został dotknięty bezprecedensowym kataklizmem, ale Japonia przeżyje to trzęsienie ziemi i wyjdzie z tego szybko - pisze dla Wirtualnej Polski Ewa Maria Kido, Polka od 20 lat mieszkająca w Japonii.
Szybciej jednak odbuduje się drogi, mosty, domy i całą zniszczoną infrastrukturę niż zabliźnią się głębokie rany w sercach ludzi, którzy utracili swoich bliskich. Kraj stracił tysiące swoich obywateli obecnie prasa podaje, że liczba ofiar trzęsienia, przekroczyła 5000, jednak szacuje się, że mogło zginąć co najmniej 10,000 ludzi.
W Tokio, w momencie trzęsienia ziemi panował spokój, nie było paniki, histerii ani chaosu. Byłam w pracy w centrum Tokio. Wszyscy moi koledzy zachowali spokój, bardziej podenerwowane były koleżanki. Nieokazywanie strachu wynika u Japończyków przede wszystkim z umiejętności panowania nad swoimi emocjami. Oni biorą pod uwagę także emocje innych. Wychodzą z założenia, że jeśli nie okazują strachu, to innym będzie łatwiej przetrwać.
Atmosfera histerii nigdy nie jest wskazana, dlatego myślę, że to wielka zaleta Japończyków. W takiej sytuacji jak 11 marca, taka postawa sprawdziła się w 100%. Po pierwszych dużych wstrząsach, kiedy pospadały nam rzeczy z szaf, kobiety schowały się pod biurkami, ale koledzy dalej pracowali. Nasz szef w ogóle nie okazał zdenerwowania. Po ustaniu pierwszych wstrząsów część osób wyszła z budynku schodami ewakuacyjnymi, ale doradzono nam, by pozostać w środku, bo tam jest najbezpieczniej.
Zostałam w biurze do 23.00, czekając aż znowu ruszy komunikacja. Wstrząsy powtarzały się jeszcze, ale były słabsze. Zabrałam się za porządkowanie biurka i otoczenia. Zaczęliśmy także oglądać w telewizji informacje i okazało się, że zostało zapowiedziane tsunami. Dość szybko pojawiły się obrazy pokazujące nadchodząca falę. Wyglądało to jak film fabularny, widać było samochody i ludzi, a za nimi czarną falę. Skojarzyło mi się to z wypadkami z 11 września w Nowym Jorku. Wtedy też na żywo oglądałam tragedię ludzką.
"Tego dnia wielu straciło domy..."
Nie działały telefony, ale działał internet, wiec mogliśmy wysyłać maile. Pociągi i metro nie jeździły, gdyż sprawdzano czy nie nastąpiły uszkodzenia. Po jakimś czasie telefony zostały włączone, więc wielu osobom udało się skontaktować. Późnym wieczorem komunikacja została częściowo przywrócona. Na stacjach było dużo ludzi, ale wszędzie była informacja i nie było żadnego pchania się do pociągu. Ludzie jak zwykle czekali na swoją kolej. Udało mi się wrócić do domu. My w Tokio byliśmy szczęściarzami, że udało nam się wrócić. Tego dnia wielu straciło domy.
Wstrząsy powtarzają się nadal. Nie jesteśmy w rejonie bezpośrednio dotkniętym największymi wstrząsami, ale odczuwamy ich efekty. Ludzie - pod wpływem normalnego odruchu - wykupili w sklepach różne artykuły, przede wszystkim żywnościowe, sanitarne i benzynę. Wiele sklepów jest w tym momencie zamkniętych, gdyż nie dotarło tam zaopatrzenie i pracownicy. Z powodu oszczędzania energii, pociągi nie jeżdżą regularnie, wiele osób nie może dojechać do pracy.
"Nawet, gdy coś się zmienia, Japończycy nie tracą kontroli"
W niektórych budynkach i okolicach uszkodzeniu uległy instalacje kanalizacyjne i wodociągowe. W poszczególnych obszarach w Tokio i sąsiednich prefekturach, rozpoczęły się okresy wyłączenia energii. Jednak, jak na tak dużą katastrofę, nie jest to niczym niezwykłym. Spóźniające się pociągi, które teraz w tym wyjątkowym okresie zdarzają się w Japonii, w wielu krajach są normalnością. W moim biurze koledzy przyszli wczoraj do pracy. Z JR (Japońskie Linie Kolejowe) otrzymałam telefon odwołujący spotkanie z dyrektorem. Plany mogły się zmienić ze zrozumiałych względów i nikt nie zapomniał mnie o tym powiadomić. Zadzwonił także lekarz ze szpitala, odwołując wizytę; poinformował mnie, że szpital będzie zamknięty i poprosił, abym umówiła się w przyszłym tygodniu. A w pracy odwołano, przyjęcie, które miało się odbyć z okazji przejścia kolegi na emeryturę. Jak więc widać, jest pełna informacja i nawet, gdy coś się zmienia, Japończycy nie tracą kontroli.
Kilka dni po trzęsieniu, nadal jest problem w elektrowni atomowej w Fukushima, gdzie trwają starania o ochłodzenie reaktora. Poziom radioaktywności, który podwyższył się w Toko i czterech otaczających go prefekturach nie zagraża zdrowiu. We wtorek wieczorem miało miejsce kolejne trzęsienie ziemi o sile 6,4 w rejonie Shizuoka. Warunki, w których trzeba ratować ludzi po trzęsieniu z 11 marca są trudne, utrudniane przez powtarzające się wstrząsy i ostrzeżenia o tsunami oraz problemy z elektrownią atomową.
Wydaje się, że niektóre zagraniczne media przesadzają wskazując tylko na zniszczenia, nie doceniając dużej sprawności, z jaką Japonia radzi sobie w obecnej sytuacji.Premier Japonii, Naoto Kan, dodając otuchy swoim rodakom stwierdził, że katastroficzne trzęsienie ziemi, a w jego następstwie potrzeba odbudowy, może podziałać ożywczo na japońską ekonomię. Premier apelując, aby naród nie był zbyt pesymistyczny, wskazał na to, że Japonia może się spodziewać wdrożenia programów reform społeczno-ekonomicznych na kształt "Nowego Ładu" - serii reform przeciwdziałających skutkom Wielkiego Kryzysu i stabilizujących gospodarkę w USA w latach 30.
Myślę, że w obecnej chwili Japonia nie potrzebuje zimnych kalkulacji na temat tego, czy potęga gospodarcza w Japonii runie, czy kraj się podniesie, ale konstruktywnej pomocy humanitarnej.
Byłeś świadkiem ważnego wydarzenia? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!