PolskaNie będę czekać, aż dopadnie mnie depresja z powodu samotnej starości

Nie będę czekać, aż dopadnie mnie depresja z powodu samotnej starości

- Mam 80 lat i nie chcę czuć się samotna, niepotrzebna. Chcę mieć znajomych, z którymi mam stały kontakt. Dlatego kupiłam sobie laptopa i założyłam w domu internet – mówi WP Jadwiga Pirogowicz, która mimo wieku z radością surfuje po internecie a z wnukami rozmawia przez Messengera i Skype'a.

Nie będę czekać, aż dopadnie mnie depresja z powodu samotnej starości
Źródło zdjęć: © Archiwum własne/ Jadwiga Pirogowicz

Sprawdzam kalendarz, szukając tematów na kolejny dzień. Znajduję The National Day of Unplugging, święto, które nic nikomu nie mówi, ale cel ma szczytny. Chce przypomnieć, żebyśmy od czasu do czasu, choć na jeden dzień, odłączali się od sieci. Na Facebooku zamieszczam post z pytaniem: "Czy macie wśród swoich bliższych lub dalszych znajomych, osoby, które żyją offline albo mniej wiszą w sieci niż większość z nas?". Kilkanaście osób się zgłasza, ale najbardziej intryguje mnie propozycja Tomka, który pisze mi o swojej osiemdziesięcioletniej babci. Zmieniam temat i piszę tekst o pani Jadwidze, która mimo wieku, nie ucieka od świata wirtualnego.

Nina Harbuz – Wirtualna Polska: Wie pani, co to znaczy być offline i online?

Jadwiga Pirogowicz: Online to znaczy być aktywnym w internecie, tak jak ja. Wszystko zaczęło się od tego, że podpatrywałam jak znajomy ksiądz rozmawia ze swoim bratem przez Skype’a. Pomyślałam w pierwszej chwili, że w życiu się tego nie nauczę, a potem stwierdziłam, że skoro tyle starszych pań opanowało internet, to czemu nie ja? Tym bardziej, że uchodzę za złotą rączkę. Na elektryce tylko ja się w domu znam. Jak piec zgaśnie, to ja idę go rozpalić, bo wszyscy się boją, że wybuchnie. Ogrodem też ja się zajmuję, ale to dlatego, że uczyłam się w technikum ogrodniczym. W końcu nauczyłam się też obsługiwać te strony internetowe, które są mi potrzebne do życia.

Czyli które?

Płacę rachunki przez internet. Co prawda zdarzyło mi się zablokować dostęp do konta, bo kilka razy z rzędu wpisałam złe hasło i później musiałam odkręcać to na infolinii, ale radzę sobie. Nawet konto bankowe męża obsługuję, bo on się nigdy z komputerem i internetem nie zaprzyjaźnił. Ale dumny jest ze mnie bardzo. Kiedy przychodzą do nas goście to chwali się mną, że nie muszę stać w kolejkach w banku, tylko wszystko załatwiam zza biurka.

A konto na Facebooku ma pani?

Mam. Zaczęło się od tego, że koleżanka chciała pokazać mi obrazy, które malowała i publikowała na Facebooku. Nie miałam wtedy własnego profilu, więc dała mi swój login i hasło i przez jej konto, po raz pierwszy zobaczyłam jak wygląda Facebook. Pomyślałam, że fajnie byłoby rozmawiać w ten sposób z Tomaszem, wnuczkiem, więc założył mi konto, choć na początku odradzał mi, mówiąc, że nie dam sobie rady ze śmietnikiem, który tam zastanę. To samo zresztą słyszałam kiedy powiedziałam, że chcę kupić laptopa. Żeby mnie zniechęcić użył argumentu, że nawet on nie ma, na co odparłam, że jestem na emeryturze, przez całe życie pracowałam, więc mam pieniądze i kupuję to co chcę, a on jak nie zarobił, to i nie ma laptopa. Na złość wszystkim kupiłam sobie ten komputer. Tak samo jak kiedyś, na złość wszystkim, zrobiłam prawo jazdy. Też mi mówili, że na pewno mi się nie uda, a ja zdałam od razu.

Skąd pani wiedziała, który wybrać?

Nie wiedziałam. Poszłam do sklepu, porozmawiałam z młodymi pracownikami z obsługi, powiedziałam im, do czego będę używać komputera i żeby sprzedali mi taki, który wybraliby dla własnej babci. Kupiłam ruter, żeby mieć internet w domu i wszystko działa. Choć początki nie były łatwe. Raz coś kliknęłam, zrobiły mi się jakieś takie dziwne, wielkie, ukośne litery, a ja nie wiedziała w co kliknęłam, że tak się zrobiło i nie potrafiłam tego cofnąć. Odłączyłam więc laptopa od zasilania, pobiegłam do pobliskiego serwisu komputerowego, pokazałam to chłopakom, bo nawet wytłumaczyć bym im nie umiała, co się stało. Pokazali mi i już wiedziałam, jak to zrobić następnym razem.

A myszką umiała się pani posługiwać?

A skąd. Poszłam na kurs organizowany w bibliotece. Na początku pani co chwila musiała robić postój grupie, bo mi kursor lądował poza ekranem i nie mogłam nadążyć z kolejnymi poleceniami, przez co wszyscy na mnie czekali. Śmiałam się, że powinni dać mi większy monitor, bo mi się mysz nie mieściła na tym, na którym pracowałam.

Czego jeszcze nauczyła się pani na tym kursie?

Byłam na dwóch kursach z zarządzania finansami w intrenecie, nauczyłam się robić prezentacje i obsługiwać podstawowe programy. Kiedyś dostałam za zadanie wyciąć z obrazka oczy i usta chłopca i wkleić je na zdjęcie jabłka i też sobie poradziłam. Nie wiem, czy umiałabym to dziś powtórzyć, bo dawno tego nie robiłam, ale za to umiem zrobić drzewo genealogiczne. Uczę się tego właśnie teraz na kolejnym szkoleniu.

A na Facebooku co pani publikuje?

Głównie swoje obrazy, które zaczęłam malować, kiedy skończyłam 74 lata. Jak brakuje mi weny, to oglądam filmy przyrodnicze na Youtubie i tam znajduję inspiracje. Poza tym, przeglądam w Google zdjęcia natury, a jak któreś szczególnie mi się spodoba, to zapisuję je na pendrive, drukuję je, a potem na spokojnie mogę malować, patrząc na obrazek. Poza tym od czasu do czasu, wrzucam na Facebooka swoje zdjęcia, żeby dalsza rodzina, z którą rzadko się widzę, wiedziała jak wyglądam. Choć z nimi to i przez Skype’a rozmawiam, więc widzą mnie w kamerce. Bardzo mi jest miło, bo chwalą mnie za tą moją aktywność. Podobno inne babcie i ciocie nie są takie jak ja.

Obraz
© (fot. Archiwum własne/Rozmowa Skype. Po lewej pani Jadwiga Pirogowicz, po prawej autorka tekstu)

Ilu ma Pani znajomych na Facebooku?

Pięćdziesięciu dwóch. Ale na Fejsie jestem krótko, bo dopiero trzy miesiące. Większość moich znajomych to koleżanki i koledzy ze studiów, z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Już siódmy rok studiuję. Lubię mieć z tymi ludźmi kontakt, a poza tym dzięki Facebookowi mogą być na bieżąco z moimi nowymi obrazami, kwiatowymi dekoracjami, które robię z wstążek i krepiny, z decoupagem, którym ozdabiam butelki i skrzynki. Zdjęcia tych rzeczy sama robię aparatem w komórce i wrzucam je na swój profil. Tylko teraz mam z tym kłopot, bo komputer nie widzi mojego telefonu kiedy go podłączam. Nikt nie umie tego naprawić, więc znalazłam sposób, żeby to obejść. Wysyłam Tomkowi mailem zdjęcia z komórki, a on loguje się na mój profil i publikuje je za mnie. Znajomi potem komentują moje prace i to też jest przyjemne, bo czuję, że jeszcze kogoś interesuje co robi taka staruszka jak ja. Ostatnio sprzedawczyni ze sklepu wysłała mi zaproszenie do znajomych. Przyjęłam ją a potem, kiedy spotkałyśmy się w sklepie powiedziała, że w życiu nie
przypuszczała, że ja mam tyle pasji. Gdyby nie Facebook, nic byśmy o sobie nie wiedziały i łączyłyby nas tylko uprzejmości jakie wymienia się przy kasie.

Czy pani wśród swoich znajomych jest w mniejszości, czy wszyscy w Pani otoczeniu korzystają z internetu?

Zacznijmy od tego, że moje koleżanki emerytki są młodsze ode mnie o dwadzieścia, trzydzieści lat. Korzystają z internetu, choć nie wszystkie, bo wczoraj namawiałam o trzynaście lat młodszą znajomą, żeby zapisała się na Facebooka, ale coś czuję, że się nie zdecyduje. Powiedziała, że nie potrzebuje takich rzeczy na stare lata.

A po co to pani „na stare lata”?

A co, mam wpaść w depresję? Siedzieć w domu, myśleć, że jestem stara, nikomu już niepotrzebna i nie mam dokąd iść? W wieku 60 lat zaczęłam chodzić na gimnastykę. Byłam ja, kilka pań w moim wieku i dziewczyny z ogólniaka. Dopiero dwa lata temu zrezygnowałam z tych ćwiczeń, bo przestałam nadążać za grupą. Teraz, dla odmiany, maszeruję z kijkami do nordic walking. Jedyne marzenie, jakiego nie udało mi się spełnić, to dalekie podróże. Po prostu nie było mnie na nie stać. Teraz nadrabiam, oglądając w internecie filmy podróżnicze ze świata. O Wenecji, o Rzymie. To trochę tak, jakbym tam była i jestem szczęśliwa.

internetemeryturafacebook
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)