Nepotyzm w PiS. Jacek Żakowski: Polska na szalonym słoniu
Obejmując władzę, PiS miał prosty wybór. Mógł wzmocnić państwo prawa, bardziej skutecznie egzekwować przestrzeganie zasad i upodobnić Polskę do cywilizowanego świata lub zawiesić zasady uznając, że państwa prawa w stylu rozwiniętego Zachodu nie da się w Polsce zbudować. Jarosław Kaczyński wybrał drugą opcję - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
Wkurza Was, że pociotki, żony, wujkowie, synkowie PiSowskich dygnitarzy tak nagle i masowo okazali się tak absolutnie niezbędni na najbardziej intratnych fuchach w spółkach Skarbu Państwa? Jak się to widzi, trudno się nie wkurzyć. Pod tym względem PiS jest w roku 2016 jeszcze gorszy niż komuna w 1946. Ale to nie jest żadna patologia. Patologia to odstępstwo od normy. A nepotyzm to jest PiSowska norma i święta, sztandarowa zasada. Zła norma - ale norma. Jest to, niestety, także polska norma. Stara, tylko zradykalizowana. I jeszcze bardziej bezwstydna.
Komuna też była pazerna, jak diabli, ale przynajmniej miała tyle zdrowego rozsądku, że w grabionych majątkach starała się utrzymać na posadach fachowców. Tylko dodawała im swoich komisarzy, żeby ludziom starego systemu patrzyli na ręce, póki nowa władza nie stworzyła własnej "nowej kadry".
Jazda "bez trzymanki"
Dekadę temu, za Lecha Kaczyńskiego, PiS też miał więcej kadrowego rozsądku, wstydu i przyzwoitości. Szefem MSZ zrobił na przykład Stefana Mellera, dobrego dyplomatę z porządnym doświadczeniem, wiedzą i kontaktami - przyjaciela i współpracownika Bronisława Geremka. Zamiast "swojego" Lech Kaczyński wolał kompetentnego. Teraz jazda jest całkiem "bez trzymanki". Listkiem figowym i symbolicznym ukłonem w stronę rządów kompetencji, a nie tylko swawoli i samowoli, ma być Mateusz Morawiecki. Przemawia za nim głównie to, że wiele lat pracował w polskim oddziale zachodniego banku. Ostatnio jako prezes. Kto jednak wie, jakie są kompetencje prezesa polskiego oddziału zachodniego banku, a jakie decyzje zapadają w centralach, ten z faktu bycia prezesem nie wyciąga daleko idących wniosków co do merytorycznych kompetencji osoby pełniącej taką funkcję.
PiS zresztą tym razem wcale nie udawał, że w swojej polityce kadrowej będzie przestrzegał zasad profesjonalizmu. Od dawna było wiadomo, że chodzi o "wymianę elit", czyli o powsadzanie "swoich", gdzie tylko będzie można. Tego właśnie trzeba się było spodziewać. Kto sądził, że w Polsce Ziobry jego żona będzie szlifowała bruki, ten chyba spadł z Księżyca.
Dziwię się więc Pawłowi Kukizowi, że widząc skalę PiSowskiego nepotyzmu dostał szewskiej pasji i nagle zaczął grozić wnioskiem o dymisję samego ministra skarbu państwa. Nie wiem, jakim cudem ktokolwiek mógł w "dobrej zmianie" widzieć inną zmianę. Nie rozumiem, dlaczego tak nagle kogoś ten nepotyzm ruszył i skłonił do tak gwałtownych intelektualno-systemowych wynurzeń. Zwłaszcza, że Kukiz nie ma racji, twierdząc, iż "w demokracji takie funkcje i stanowiska obsadzane są zgodnie z kluczem fachowości i przyzwoitości. W partiokracji podstawowym kluczem jest wierność partii, co jest kumoterstwem i nepotyzmem".
W takiej demokracji, jaką buduje PiS i jakiej dotychczas dosyć konsekwentnie bronił Kukiz '15, nepotyzm jest nie tylko normą, ale i żelazną zasadą. Trzeba to sobie wyjaśnić, żebyśmy w naszych politycznych wyborach nie byli jak małe dziewczynki we mgle. Bo wściekając się na PiSowski nepotyzm dotykamy jądra zasadniczego politycznego sporu, który dzieli Polskę.
Pamiętacie Państwo, kto powiedział: "Nad prawem jest dobro narodu. Jeżeli prawo to dobro zaburza, to nie wolno nam uważać tego za coś, czego nie możemy naruszyć.(...) Prawo, które nie służy narodowi, to jest bezprawie". No, czyje to są słowa? Kornela Morawieckiego! Marszałka seniora Sejmu obecnej kadencji i posła Kukiz '15. A dlaczego Marszałek senior te słowa wypowiedział? Żeby uzasadnić prawo sejmowej większości do łamania wcześniej ustanowionych praw, reguł, procedur. I tu jest pies pogrzebany.
Spór między demokracją, jaką w Polsce buduje PiS z pomocą Kukiz '15, a liberalną demokracją bronioną przez KOD, część opozycji, Trybunał Konstytucyjny, Rzecznika Praw Obywatelskich, Komisję Wenecką, Radę Europy, Komisję Europejską, Departament Stanu USA etc. dotyczy właśnie relacji między prawem (szeroko rozumianym - łącznie z obyczajami i innymi niepisanymi normami) i polityczną wolą społeczeństwa oraz chwilowych większości parlamentarnych.
Demokracja to system, w którym rządzi wola ludu (demosu), a demokracja liberalna to taka, w której wola ludu (zwłaszcza jego przywódców i przedstawicieli) spętana jest przez reguły i procedury oraz instytucje, które tych procedur i reguł pilnują. Po różnych szaleństwach, w jakie popadała przez wieki, demokracja sama spętała się tymi procedurami i instytucjami, by nie robić krzywdy sobie ani innym.
Paręset lat historycznych doświadczeń pokazuje bowiem, że z demokracją jest mniej więcej jak z indyjskim słoniem. Może, jak żaden inny system, pomóc społeczeństwu w pokonywaniu historycznych dżungli pełnych zasadzek i przeszkód. Ale jak zacznie w środku miasta świrować, to się nie można doliczyć rannych i zabitych, bo wszystko obraca w perzynę.
Istotą PiSowskiej zmiany jest właśnie zastąpienie liberalnej demokracji przez demokrację po prostu, czyli zdjęcie słoniowi pęt, żeby mógł świrować, jak mu się podoba. I słoń oczywiście świruje. Trudno zresztą mu się nawet dziwić. Bo czekał na to przez lata.
Gdyby na przykład prokuratura pozostała niezależna, jak wcześniej, zapewne wkroczyłaby do PZU, żeby sprawdzić, czy zatrudniając Patrycję Kotecką zarząd nie naruszył interesów spółki i ładu korporacyjnego. Czyli - czy na to miejsce nie dało się znaleźć kogoś lepszego. Podobnie, niezależna prokuratura zapewne wkroczyłaby do stadniny w Janowie, żeby sprawdzić, czy arbitralna decyzja o zmianie dyrekcji nie była sprzeczna z interesem publicznym i czy senator PiS nie załatwił tego we własnym interesie. Ale oczywiście prokuratura Ziobry do PZU ani do Janowa nie wkroczy, bo już niezależna nie jest. Żaden zdrowy na głowę prokurator teraz nie podskoczy, bo min. Ziobro może z nim zrobić, co mu się spodoba. I to zrobi, jak mu się spodoba.
Jak to działa, gdy słonia demokracji uwolni się z więzów wzajemnej kontroli i równowagi władz, przekonali się prokuratorzy wojskowi, którym min. Macierewicz dał rozkaz do czołgów. Taki prokurator w życiu pewnie czołgu nie dotykał, ale jak sobie posiedzi na poligonie, to straci złudzenia, że może badać prawdę, która się Antoniemu Macierewiczowi nie podoba.
Gdyby działał Trybunał Konstytucyjny, to tak by nie było, bo ustawa o prokuraturze w jej obecnym kształcie by oczywiście nie przeszła i nawet po połączeniu z ministerstwem sprawiedliwości, prokuratorzy zachowaliby sporo niezależności. Czyli ludzie podejmujący decyzje o zatrudnieniu Koteckiej i wymianie dyrektorów stadnin, pewnie by ze strachu takich decyzji nie podjęli. A teraz - hulaj dusza. Trybunał Konstytucyjny nie działa zaś między innymi dlatego, że władza uznaje wygłoszoną przez marszałka Morawieckiego i uznawaną przez Pawła Kukiza regułę wyższości woli politycznej nad prawem.
Nepotyzm i partyjniactwo fundamentem ustroju budowanego przez PiS
W dzielącym Polskę sporze systemowym Kukiz '15 jest więc za, a nawet przeciw. I po obu stronach jest bardzo zaangażowany. Wścieka się na nepotyzm, a jednocześnie gorąco popiera zasadę nieskrępowanego pierwszeństwa woli politycznej przed prawem, która z nepotyzmu i innej samowoli władzy tworzy ustrojową regułę. Czyli chce, by słoń grzecznie chodził w kieracie, a jednocześnie zdejmuje mu pęta, by mógł się swobodnie wyszaleć, gdzie mu się podoba i jak mu się podoba.
Gdy Polska odzyskała wolność w roku 1989, dość zgodnie postanowiliśmy zmienić państwo partii (konkretnie PZPR) w państwo prawa. To nigdy nie jest łatwe. Bo żeby państwo prawa działało, trzeba nie tylko ustanowić, ale też wdrożyć wiele trudnych reguł wymagających od mnóstwa osób wielu samoograniczeń. To zawsze jest trudny proces wymagający sporo pracowitości, cierpliwości i czasu, nim wytworzy się nowe poczucie praworządności, przyzwoitości i zwykłej uczciwości. Starym demokracjom zajęło to pokolenia. Nic dziwnego, że szło nam opornie i efekty były rozczarowujące. Konkursy masowo ustawiano. Przetargi przekręcano, lub doprowadzano do absurdu, stosując kryterium najniższej ceny. Każdy rząd jakoś uszkadzał służbę cywilną, która wpływ władzy politycznej miała ograniczać do podejmowania decyzji politycznych, a sprawy fachowe zostawiała fachowcom. Wyroki Trybunału Konstytucyjnego wdrażano opieszale. Zwykłe sądy pracowały za wolno. Prokuratura pracowała niespiesznie. Prawo pracy stopniowo zawieszano, upowszechniając
śmieciowe zatrudnienie i obezwładniając Państwową Inspekcję Pracy. Rząd omijał konsultacje społeczne zgłaszając swoje ustawy jako propozycje poselskie. Komisja Trójstronna została zamrożona, choć obowiązywało prawo które ją powołało. Ten katalog można by długo ciągnąć.
Najkrócej mówiąc: polskie państwo prawa pozostawiało wiele do życzenia, a nawet zapadało się w jakimś dziwnym letargu. Jego największym sukcesem było to, że dla dużej części społeczeństwa stało się wartością. Po okresie dzikiego kapitalizmu lat 90. Polska zaczynała się cywilizować. Społeczeństwo oswajało normy demokratycznego kapitalizmu, czego dowodem były wybuchające skandale. Coraz więcej osób oburzało naruszanie świeżo przyjętych zasad - zatrudnianie na czarno, nepotyzm, unikanie podatków zaczęło być wstydliwe. Narosło napięcie między oczekiwaniem społecznym zakorzenionym w świeżo przyjętych normach, a działaniem państwa i firm, które (np. w sprawie Durczoka) w społecznym odczuciu nie umiały im sprostać.
Obejmując władzę w sytuacji takiego napięcia, wymagającego już rozładowania, PiS miał prosty wybór. Mógł wzmocnić państwo prawa, bardziej skutecznie egzekwować przestrzeganie zasad i upodobnić Polskę do cywilizowanego świata lub zawiesić zasady uznając, że państwa prawa w stylu rozwiniętego Zachodu nie da się w Polsce zbudować. Jarosław Kaczyński wybrał drugą opcję. Uznał, że skoro państwo prawa (zasad, ogólnych, powszechnie obowiązujących norm) źle działa, to trzeba je zlikwidować. Faktycznie zlikwidował Trybunał Konstytucyjny, służbę cywilną, media publiczne, niezależną prokuraturę, konkursy na stanowiska i przestawił państwo na ręczne sterowanie.
W ten sposób to, co oburza Pawła Kukiza i jego kolegów - czyli nepotyzm i partyjniactwo - stało się fundamentem nowego ustroju, budowanego przez PiS przy ideologicznym poparciu marszałka Morawieckiego i posłów Kukiz '15. Przy ich wsparciu Polska przestała być ułomnym państwem prawa, a stała się znów oburzającym dużą część społeczeństwa państwem partii. Tym razem jest to PiS. Chwilowo jest to państwo demokratyczne w takim rozumieniu, jakie demokracji przypisał Kornel Morawiecki. Ta demokracja to słoń, który może szaleć do woli. I do czasu.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski