Negocjacje Ukraina-Rosja. Dociskają Zełenskiego
Kolejna tura negocjacji pokojowych między Ukrainą a Rosją ma odbyć się 1 kwietnia. Według ukraińskiego społeczeństwa, władze w Kijowie nie mogą iść na żadne ustępstwa.
31.03.2022 | aktual.: 01.04.2022 09:05
Przypomnijmy, po ostatniej turze negocjacji, która miała miejsce we wtorek w Stambule, główny ukraiński negocjator Dawyd Arachamija oświadczył, że podpisanie ukraińsko-rosyjskiej umowy pokojowej będzie możliwe tylko w razie wycofania się sił rosyjskich na pozycje zajmowane 23 lutego, czyli przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę.
Podczas rozmów ukraiński negocjator miał zaproponować neutralność statusu Ukrainy w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Propozycja ta zakłada udział innych państw - w tym Polski - i w praktyce oznaczałaby, że Ukraina nie dołączy do żadnego sojuszu wojskowego ani nie będzie mieć na swoim terytorium baz wojskowych.
"Czerwonymi liniami" dla Ukraińców są nadal Krym i Donbas. Nieoficjalnie mówiło się, że Kijów chce spisać problemy Krymu i Donbasu w osobnych punktach. W sprawie półwyspu (ale też Sewastopola, gdzie znajduje się baza rosyjskiej Floty Czarnomorskiej) obie strony mają prowadzić negocjacje przez 15 lat. Szczegóły dotyczące Donbasu nie są znane.
I właśnie sprawa odłożenia na 15 lat rozmów o statusie terenów uprzednio okupowanych zderza się z nastrojami w ukraińskim społeczeństwie, a także wśród części opozycyjnych partii. Te wyraźnie podkreślają brak możliwości wprowadzania ustępstw wobec Rosji - jakiejkolwiek formy "kapitulacji". Przytłaczająca większość Ukraińców wierzy w zwycięstwo nad rosyjską armią.
Poroszenko chce wrócić do gry?
Mówi się też, że niekorzystne ustalenia przy stole negocjacyjnym, mógłby próbować wykorzystać były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko - to on stoi na czele największej opozycyjnej partii Europejska Solidarność.
- Faktycznie, zarówno ukraińska opozycja, jak i tamtejsze społeczeństwo patrzą na ręce władzy. Szczególną uwagę poświęcają przebiegowi rozmów z Rosją. Ale to, że mamy głosy krytyki, wyglądające na "machanie palcem" na Zełenskiego, bardziej wygląda na przejaw demokracji i pluralizmu w Ukrainie. Opozycja, w tym były prezydent Poroszenko, nawet nie tyle, że krytykują prezydenta Ukrainy, co przypominają, jakie są granice i czerwone linie, których Ukraina nie powinna przekroczyć - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Konończuk, analityk ds. wschodnich i wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie.
I jak podkreśla, nie ma mowy o żadnym buncie społecznym wobec prezydenta Ukrainy.
- Społeczeństwo jest cały czas zwarte i cały czas go wspiera. On radzi sobie dużo lepiej niż większość Ukraińców zapewne oczekiwała. Jego pozycja jest niezagrożona - zapewnia Wojciech Konończuk.
W podobnym tonie wypowiada się Anatolij Romaniuk, politolog z Uniwersytetu Lwowskiego.
- Myślę, że buntu przeciw Wołodymyrowi Zełenskiemu nie będzie. Chodzi bardziej o to, że partia Europejska Solidarność Poroszenki, przed wybuchem wojny była w sondażach praktycznie na równym poziomie z partią Zełenskiego. I dzisiaj próbuje politycznie sytuację wykorzystać. To właśnie przedstawiciele tej partii mówią najgłośniej, że jakikolwiek kompromis byłby "kapitulacją Ukrainy". Powtarzają, że wojna musi się zakończyć całkowitym zwycięstwem nad Rosją - mówi Wirtualnej Polsce Anatolij Romaniuk, politolog z Uniwersytetu Lwowskiego.
Jego zdaniem, takie zachowanie polityków opozycji jest nieodpowiedzialne. - Poroszenko może chcieć wykorzystać obecną sytuację i podważać decyzję Zełenskiego. To dodatkowy problem dla obecnej władzy, która musi liczyć się z różnym podejściem w społeczeństwie do problemów związanych z negocjacjami. I musi współpracować przy wypracowaniu kompromisu z przedstawicielami różnych frakcji parlamentarnych - uważa ukraiński politolog.
Wśród niezadowolonych z przebiegu negocjacji pojawiają się głosy, że zgoda na neutralność Donbasu, a także odpuszczenie sprawy Krymu i Donbasu, byłyby niczym innym jak "kapitulacją ukraińskich władz".
Zdaniem Anatolija Romaniuka, naród ukraiński nie wyobraża sobie żadnej formy "kapitulacji".
- Także w negocjacjach z Rosją. Dlatego jeden z głównych ukraińskich negocjatorów Ołeksij Arestowicz, doradca prezydenta Ukrainy, mówił, że ofertę negocjacyjną muszą w pierwszej kolejności konsultować z wojskiem. Negocjatorzy nie mogą odrzucić sugestii wojskowych. Dzięki temu Ukraińcy wierzą, że ostateczne decyzje będą korzystne - mówi nam Romaniuk.
W jego opinii, kwestia zawieszenia na 15 lat regulacji dotyczących Krymu i Donbasu, była warunkiem ze strony ukraińskiej, żeby w ogóle móc rozmawiać z Rosją.
- Putin bezwarunkowo chciałby uznania tych terenów za swoje, na co nie zgadza się Kijów. Ukraina wyraźnie podkreśla, że Krym to nadal część jej terytorium. Ale z drugiej strony rozumiemy, że możliwości ukraińskiej armii są ograniczone i nie mamy jak obecnie wyzwolić półwyspu. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby rozpoczęła się walka o Krym, to wojna osiągnęłaby całkiem inny poziom. Ukraina tego nie chce. Kwestia odłożenia sprawy statusu półwyspu i Donbasu jest ze strony Kijowa kompromisem, nie kapitulacją. Przecież z drugiej strony zrobiliśmy krok do przodu w negocjacjach i zadeklarowaliśmy, że Ukraina nie będzie członkiem NATO, nie będzie posiadać broni atomowej, ale w zamian chcemy gwarancji bezpieczeństwa - mówi WP ukraiński politolog.
Innego zdania jest Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich.
- Zgoda na zamrożenie kwestii Krymu i Donbasu na 15 lat byłaby ustępstwem ze strony Rosji, a ona się na to nie zgodzi. Dla nich ta sprawa jest zamknięta. Mogą co najwyżej dyskutować, czy częścią porozumienia będzie uznanie niepodległości "parapaństw" w Donbasie i aneksji Krymu, czy też nie będzie - uważa Wojciech Konończuk.
"Putin nie szuka kompromisu, ale kapitulacji Ukrainy"
I jak ocenia, najważniejszym warunkiem w dwustronnych rozmowach jest wycofanie się wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy na granicę - według stanu sprzed wybuchu wojny.
- Władze w Kijowie podkreślają to na każdym kroku. Zełenski powtarza to praktycznie codziennie. Dla Ukrainy to sprawa kluczowa. Równocześnie nie dopuszczają żadnych ustępstw terytorialnych. Rosyjskie żądana uznania aneksji Krymu i niepodległości "parapaństw" w Donbasie są przez Ukrainę natychmiast odrzucane. Dlatego na razie szanse na zawarcie kompromisu są równe zeru. Nie ma zgody, jest fundamentalna sprzeczność w tych najważniejszych punktach - mówi nam analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zdaniem Konończuka, nie wygląda na to, żeby Rosja prowadziła negocjacje z dobrą wolą.
- To raczej gra na czas, przy równoczesnym prowadzeniu działań militarnych. Rosja ma nadzieję, że Ukraina coraz bardziej gospodarczo będzie się rozkładać. Liczy na to, że w kolejnych tygodniach i miesiącach, gorliwość władz w Kijowie, żeby podpisać niekorzystne warunki, nieuchronnie będzie rosła. Rosjanie liczą na zmęczenie społeczeństwa ukraińskiego, ale także na pewne problemy, które powstają w Polsce i w Europie z powodu zwiększonej liczby migrantów. Miałyby one spowodować, że Zachód zacznie popychać władze w Kijowie do podpisania porozumienia. Tylko że Putin nie szuka kompromisu, ale kapitulacji na jego warunkach - mówi Wojciech Konończuk.
Przypomnijmy, że w trakcie negocjacji w Stambule, Rosja zadeklarowała drastyczne ograniczenie swoich operacji wojskowych wokół Kijowa i Czernihowa - na północy Ukrainy. Rosjanie mieliby obecnie skupić się na froncie wschodnim i wyzwoleniu Donbasu.
- Nie ma żadnych ustępstw ze strony Rosji w sprawie Kijowa. To, że częściowo wycofują stamtąd żołnierzy, to nie jest efekt rozkazu dowództwa armii rosyjskiej, ale wynik walki Ukraińców. Powoli, ale systematycznie, przejmują oni tereny, które były zajęte przez Rosjan. Z racji tego, że Putin nie może sobie dać rady z otoczeniem i zdobyciem Kijowa, to będzie mówić teraz o wycofaniu. To kłamstwo. Nieprawdą również jest, że jednostki, które miały być wycofane spod Kijowa, są skierowane na Białoruś. Są przerzucane na wschód - ujawnia Anatolij Romaniuk, politolog z Uniwersytetu Lwowskiego.
.