Naukowcy ostrzegają: grozi nam powódź i... susza
Czeka nas powódź? Padający śnieg czy deszcz - przy dodatniej temperaturze - wywołują obawy przed klęską żywiołową. Tymczasem w Polsce wody brakuje - czytamy w wydaniu internetowym "Dziennika Polskiego".
22.02.2010 | aktual.: 22.02.2010 10:15
Na jednego mieszkańca Polski przypada - jak kilka miesięcy temu podał prof. Maciej Nowicki, były już minister środowiska - średnio 1580 m sześc. wody na rok. Tymczasem na jednego mieszkańca Europy prawie 5000 m sześc. Również na tle średniej ogólnoświatowej wypadamy źle - jest ponad 5-krotnie wyższa niż w Polsce.
Gdyby przyszło bardzo suche lato, wody może dramatycznie brakować i to niemal w całym kraju. - W dodatku istnieje też zależność, że im mniej wody, tym gorsza jej jakość - mówi prof. Wojciech Chełmicki, kierownik Zakładu Hydrologii w Instytucie Geografii i Gospodarki Przestrzennej UJ.
Prof. Nowicki przyznał, że wielkim problemem Polski jest słaba jakość wody. Stan czystości polskich rzek jest bardzo zły. Pierwszą klasę - najwyższą - ma jedynie 7% rzek, a złą lub bardzo złą - ponad 60%. Podobnie katastrofalnie sytuacja przedstawia się w przypadku jakości wód podziemnych i głębinowych.
- Prawdą jest, że w naszym kraju na ogół brakuje wody. Faktem jest też jednak, że gdyby teraz nagle przyszło ocieplenie, a w dodatku ciepły deszcz, to byłoby nieszczęście, zwłaszcza na nizinach, a te zdecydowanie przeważają w Polsce - przyznaje prof. Chełmicki. Prof. Leszek Starkel z Zakładu Geomorfologii i Hydrologii Gór i Wyżyn w krakowskim oddziale Polskiej Akademii Nauk dodaje: - Rzeczywiście, z obu zjawiskami mamy do czynienia: z deficytem wody - z reguły; oraz - jak teraz - z groźbą powodzi i podtopień - mówi prof. Starkel, który w roku 2004 otrzymał Gold Founders Medal, najwyższe wyróżnienie najbardziej prestiżowego na świecie brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Geologicznego.
Na szczęście południe kraju, w tym Małopolska, nawet w razie niesprzyjających warunków - znacznego i raptownego ocieplenia i równoczesnych opadów - byłaby w lepszej sytuacji. Przede wszystkim dlatego, że śniegu spadło tutaj mniej, szczególnie na terenach górskich i podgórskich. Generalnie zresztą - jak wyjaśniają obaj naukowcy - gwałtowne roztopy są dużo bardziej niebezpieczne na nizinach niż w górach. Na płaskim terenie zachodzą bowiem jednocześnie na dużym obszarze, w górach - śnieg topi się partiami, od terenów bardziej płaskich po najwyżej położone; cały proces może trwać nawet ponad miesiąc.