Nauczycielka wiozła uczennicę na zawody... w bagażniku
- Nawet psa nie przewiozłabym w bagażniku, a co dopiero dziecka - oburza się matka uczennicy ze Szkoły Podstawowej nr 32 w Białymstoku. W ten sposób dziewczynka pojechała na zawody sportowe. Rodziców oburza także to, że dzieci uczestniczące w wyjeździe musiały się składać po 10 zł - czytamy w serwisie mmbialystok.pl
Incydent miał miejsce w ubiegłym tygodniu. Nauczycielka wychowania fizycznego postanowiła zawieźć zawodniczki na międzyszkolne zawody siatkarskie do Starosielc własnym samochodem. Ponieważ uczennic było w sumie dziewięć, pomoc zaoferował też jeden z rodziców. Mimo to, nauczycielka wzięła do auta o jedno dziecko za dużo.
Samochód był kombi, więc poleciła dziewczynce usiąść w bagażniku. W ten sposób przewiozła też inne dziecko z powrotem. Wiadomość szybko obiegła szkołę i dotarła do rodziców.
- Byłam zszokowana - opowiada mama jednej z uczennic, prosząc o zachowanie anonimowości. - Córka nie dostrzegła w tym nic złego i opowiedziała mi o tym, jako o atrakcji. Trudno się dziwić, dla dziecka mogła być to frajda. Ale ja wyobraziłam sobie, co mogło stać się córce, gdyby doszło do wypadku. Nie rozumiem, jak nauczycielka mogła do tego dopuścić? - mówi.
Sprawą wyjazdu zajęła się dyrekcja szkoły. - Nauczycielka złamała wszelkie przepisy - przyznaje Lech Szargiej, dyrektor SP nr 32. - Sam jestem tym zdziwiony, bo nigdy coś podobnego nie miało u nas miejsca, a nauczycielka jest osobą doświadczoną i lubianą przez uczniów - dodał.