PolskaNATO-wska polisa ubezpieczeniowa dla Polski

NATO-wska polisa ubezpieczeniowa dla Polski

Są cztery scenariusze kryzysów w stosunkach z Rosją. Najgorszy, choć najmniej prawdopodobny, zakłada akcję ofensywną i rozpoczęcie przez Rosję szerzej zakrojonych działań zbrojnych. Nie możemy wykluczyć takiego zagrożenia - mówi w wywiadzie dla "Polski Zbrojnej" wieloletni dyplomata Jerzy Maria Nowak, były stały przedstawiciel Polski przy NATO.

NATO-wska polisa ubezpieczeniowa dla Polski
Źródło zdjęć: © AFP | Maxim Avdeyev

22.01.2013 13:30

"Polska Zbrojna": Czym jest dzisiaj NATO? Czy nadal sojuszem wojskowym?

Jerzy Maria Nowak: - Wiosną 2012 roku ukazał się esej Jamiego Shei, zastępcy sekretarza generalnego NATO, odzwierciedlający poglądy części zachodnich i śródziemnomorskich polityków sojuszu. Shea akcentuje przydatność NATO, odmienia słowo "relevance" na różne sposoby. Pisze wprost o strategicznym dylemacie polegającym na obniżeniu znaczenia obrony terytorialnej na rzecz stawiania czoła nowym zagrożeniom. W konkluzjach Shea idzie jeszcze dalej, twierdzi bowiem, że NATO przekształciło się z sojuszu obronnego w organizację bezpieczeństwa.

Taki kierunek ewolucji może być groźny dla Polski. Kiedy rozpoczął się ten proces?

- Gdy przystąpiliśmy do NATO. Wówczas sojusz zaczął chyba przedkładać zadania związane z utrzymaniem stabilizacji w świecie nad klasyczną funkcję, którą jest obrona terytoriów państw członkowskich przed jasno określonym wrogiem, zgodnie z artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego. Zmiany te obserwowałem od 2002 roku, gdy byłem ambasadorem przy Kwaterze Głównej NATO. Myślę, że na ten proces złożyło się wiele czynników. Jeden z nich to relatywny spadek znaczenia obrony terytorialnej. Jamie Shea idzie jednak za daleko - NATO zachowało cechy sojuszu, a wielu członków dba o ich umocnienie.

Czasami NATO sprawia wrażenie klubu znudzonych sobą dżentelmenów, którzy należą do niego, bo tak nakazuje tradycja.

- To mylne wrażenie. Stosunek niektórych państw do NATO można porównać do relacji między kurą a pisklętami. Gdy świeci słońce i jest bezpiecznie, rozbiegają się one po podwórku w poszukiwaniu smakołyków. Kura siedzi spokojna i zadowolona. Gdy na niebie pojawi się cień jastrzębia, kurczęta natychmiast uciekają pod jej opiekuńcze skrzydła. Jeśli chodzi o NATO, wygląda to podobnie - kiedy jest spokój, na pierwszy plan wysuwają się narodowe potrzeby, gdy zaś pojawi się zagrożenie, wszyscy zbiegną się jak kurczęta pod opiekuńcze skrzydła NATO i USA. Parafrazując Marka Twaina, można powiedzieć, że pogłoski o śmierci NATO są mocno przedwczesne, tym bardziej że sojusz podjął się stawiania czoła niekonwencjonalnym wyzwaniom i przyczynia się do wzmacniania stabilizacji w świecie, co też jest wartością.

Przed laty mocno akcentowano, że misja afgańska jest testem dla NATO. Teraz unika się tego sformułowania. Okazało się, że większość członków stara się ograniczyć do minimum militarny udział w tej operacji. W USA słychać głosy, że Europejczycy potrafią jedynie popierać tę misję politycznie.

- Myślę, że ten problem odzwierciedla szersze zjawisko - jak ustosunkować się do nowych zagrożeń. Dla Stanów Zjednoczonych stało się jasne, że skoro doszło do jakiegoś w miarę stabilnego modus vivendi w stosunkach z Rosjanami oraz do uspokojenia sytuacji w Europie, to można przesunąć zainteresowanie na inne regiony świata - Pacyfik, Bliski i Daleki Wschód, w tym szczególnie na Iran. Innym równoległym trendem, mocniejszym niż kilka lat temu, ale nadal mało dostrzegalnym, jest utrzymanie klasycznych funkcji obronnych NATO wynikających ze wspomnianego artykułu 5. Tendencję tę widać w uchwałach szczytów w Lizbonie i Chicago.

Nowa koncepcja strategiczna sojuszu wymienia trzy jego cele: kolektywną samoobronę, opanowywanie kryzysów oraz budowę systemu wspólnego bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że o dwóch ostatnich celach nie wspomina traktat waszyngtoński. Robert F. Cooper, wybitny brytyjski politolog i strateg UE, nazwał NATO postmodernistycznym systemem obronnym, który odchodzi od tradycyjnych pojęć równowagi sił, absolutyzacji suwerenności oraz ścisłego rozdzielania spraw zagranicznych i wewnętrznych, a kładzie nacisk na współdziałanie, środki budowy zaufania, przejrzystość, tworzenie wspólnych instytucji i pokojowe rozwiązywanie konfliktów, a tam gdzie jest to konieczne, również na klasyczną obronę. Ta definicja jest mi bliższa niż Jamiego Shei, ponieważ uważam, że kształtuje się nowy model NATO, który będzie łączył dwie tendencje: zaangażowanie zewnętrzne oraz utrzymanie podstawowych elementów obrony terytorialnej.

I tak doszliśmy do planów ewentualnościowych i ich aktualizacji.

- Gdy w 2002 roku przyjechałem do Brukseli, na pierwszych spotkaniach z sekretarzem generalnym NATO i naczelnym dowódcą sojuszu głównym tematem rozmów było utrzymanie planu na wypadek zagrożenia Polski (contingency), które to określenie jest moim zdaniem trafniejsze niż potworek językowy - "plan ewentualnościowy". Moi rozmówcy nalegali, aby z tego planu zrezygnować ze względu na koszty; wskazywali też, że drażni on Rosjan. Ostatecznie osiągnęliśmy kompromis, że plany takie będą odnawiane nieco rzadziej niż dotąd. Jednak nie zgodziliśmy się na odstępy co dwa czy pięć lat, jak początkowo postulowano. Dziś aktualizacja planów obronnych typu contingency nie budzi już takich oporów.

Czy Polska ma w tej sprawie sojuszników wśród państw członkowskich?

- Tak, ale jest ich niewielu i są stosunkowo słabi, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Stanowiska niektórych państw są dość chwiejne. Pojawiają się opinie, że po wycofaniu się z Afganistanu NATO nie powinno być organizacją globalną. Czy jest to możliwe?

- W okresie zimnej wojny wszyscy w sojuszu byli zgodni, że kluczowe znaczenie ma obszar euroatlantycki. Tymczasem, jak powiedział były sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer, jeśli nie dopadniemy terrorysty w Afganistanie, niebawem zapuka on do naszych drzwi. Myślę, że sojusz musi pełnić także funkcje globalne, na przykład w zwalczaniu terroryzmu i agresji cybernetycznej. I tu potrzebna jest równowaga.

Taką konieczność rozumieją politycy, dyplomaci i eksperci, ale jak wyjaśnić zwykłemu obywatelowi Polski, że należy prowadzić działania militarne w odległych zakątkach świata?

- Dla zwykłych ludzi zagrożenie terroryzmem jest abstrakcją, dopóki nie dojdzie do zamachu, jak miało to miejsce w Nowym Jorku, Londynie czy Madrycie.

Jak ocenia Pan zaangażowanie NATO w obszarze pozamilitarnym, na przykład takie inicjatywy jak "Partnerstwo dla pokoju"?

- Są wartościowe i jestem za ich kontynuacją, a polskie dyplomacja i wojsko powinny je wspierać, tym bardziej że NATO jest sojuszem polityczno-wojskowym, w którym kluczową rolę odgrywają czynniki cywilne. Uważam, że w Polsce nie doceniamy faktu, że zaangażowanie sojuszu w państwach partnerskich w tworzenie cywilnej kontroli nad wojskiem wzmacnia pośrednio także nasze bezpieczeństwo. Możliwe, że takie wieloletnie kontakty z NATO zaważyły na postawie egipskich czy tunezyjskich wojskowych podczas Arabskiej Wiosny.

Na południu są problemy świata arabskiego i Iran.

- Najbardziej wyczulone na wydarzenia na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej są państwa śródziemnomorskie, Turcja, Grecja, Włochy, Francja i Hiszpania. Także z punktu widzenia Polski niebezpieczne są aspiracje nuklearne Iranu, ponieważ trudno sobie wyobrazić, że w razie konfliktu sojusz pozostanie na uboczu, a tym samym zostalibyśmy w niego wciągnięci, co wiązałoby się z problemami militarnymi oraz gospodarczo-finansowymi.

Jak Pan tłumaczy bierność NATO wobec Syrii?

- Sojusz jest nieaktywny, ale to nie oznacza obojętności. To nie międzynarodowy żandarm do pilnowania porządku. Jeśli dojdzie do zagrożenia bezpieczeństwa sojuszu, to będzie reagował. Taka postawa odzwierciedla nastroje panujące wśród jego członków.

Czy polem konfliktu może stać się Arktyka, do której rości sobie prawa czterech członków NATO i Rosja?

- Arktyka może stanowić źródło konfliktu. Dotyczy to kwestii, na które NATO jest coraz bardziej wyczulone - ochrony szlaków handlowych i roponośnych. W przyszłości w tym regionie mogą pojawić się problemy terytorialne, jeśli dojdzie do nieuprawnionych z punktu prawa międzynarodowego prób wytyczania nowych granic lub stref interesów. Pojawiły się pierwsze takie działania ze strony Federacji Rosyjskiej.

Czy Rosja może stanowić zagrożenie dla sąsiadów?

- Dzisiaj nie, ale eksperci zauważają, że niektóre poczynania Moskwy w stosunku do państw bałtyckich, a nawet Polski, mogą z czasem - w zależności od rozwoju sytuacji wewnętrznej w tym kraju - przekształcać się w niebezpieczne scenariusze. Na przykład potrząsanie co jakiś czas szabelką, głównie przez rosyjskich wojskowych, w związku z tworzeniem systemu obrony przeciwrakietowej. Podczas wizyty w Moskwie minister Radosław Sikorski zażartował, że należy uzgodnić jakiś harmonogram, jeśli chodzi o te pogróżki, na przykład raz na kwartał, a nie co miesiąc. Nie możemy być obojętni wobec takich zachowań.

Są też inne negatywne czynniki wpływające na poczucie naszego bezpieczeństwa.

- Kryzys gospodarczy poważnie osłabił więzi w Unii Europejskiej, odradza się idea tak zwanego jej twardego jądra, a jednocześnie USA ograniczają obecność militarną na naszym kontynencie. Z pewnością znakomita skądinąd rosyjska dyplomacja będzie próbowała wykorzystać powstałą próżnię strategiczną, która może być najbardziej odczuwalna w Europie Wschodniej i Środkowej.

Poparcie dla NATO w polskim społeczeństwie należy do przeszłości.

- Zaskakujące wyniki przyniosły badania przeprowadzone w 2012 roku w Polsce przez German Marshall Fund. Radykalnie zmieniło się myślenie Polaków o bezpieczeństwie, nastąpił spadek popularności NATO i zaufania do Stanów Zjednoczonych. Społeczeństwo z niechęcią odnosi się do wydatków na obronę i zaangażowania wojska poza granicami kraju.

Ten proces trwa już od lat.

- To prawda, ale doszliśmy do niebezpiecznego punktu. Niestety, w czasie kryzysu zyskują na znaczeniu postawy egoistyczne i populistyczne. Rząd i organizacje społeczne powinni temu stanowczo przeciwdziałać.

Czy ten narastający dystans Polaków do NATO nie wynika także z tego, że weszliśmy do sojuszu, w którym mieliśmy strzec granicy na wschodzie, a okazało się, że musimy wysłać żołnierzy do Afganistanu?

- Przede wszystkim jest to konsekwencja naszego naiwnego myślenia. Wydawało się nam, że jak wejdziemy do NATO, to nie będziemy musieli zajmować się swoim bezpieczeństwem, ponieważ sojusz nas ochroni. Tymczasem trzeba nad tym nieustannie pracować, aby być wartościowym sojusznikiem. Ponadto silna jest u nas tendencja do prowincjonalnego widzenia świata - moja chata z kraja. Czy NATO ma być pierwszym zewnętrznym filarem naszego bezpieczeństwa, czy może Unia Europejska?

- Uważam, że dla NATO - ze wszystkimi jego ułomnościami - nie ma alternatywy, sojusz jest podstawowym filarem naszego bezpieczeństwa. Z mojego doświadczenia z pracy w Kwaterze Głównej NATO oraz studiów nad bezpieczeństwem Polski wynika, że nasze bezpieczeństwo powinno opierać się na trzech głównych i czterech pomocniczych filarach: NATO, polityce bezpieczeństwa i obrony UE oraz strategicznej obecności USA w Europie, sojuszu i Polsce. Ważny jest też czynnik o charakterze wewnętrznym, ale nie mam nic przeciwko, aby stawiać go na pierwszym miejscu; mam na myśli potencjał własny.

Nie należy też lekceważyć filarów pomocniczych. Pierwszym jest udział w systemie bezpieczeństwa zbiorowego, który oferuje Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Jako drugi wskazałbym budowę stabilnych stosunków z sąsiadami, którzy chcą współpracować w dziedzinie bezpieczeństwa. Jest tu miejsce dla grup Wyszehradzkiej i Weimarskiej oraz Rady Państw Morza Bałtyckiego. Ważne jest też poszukiwanie jakiegoś porozumienia z Rosją i Białorusią bez naruszania zasad naszego sojuszu. Trzeci filar pomocniczy to wykorzystanie do kształtowania relacji w sferze bezpieczeństwa z Rosją udziału w międzynarodowych organizacjach i gremiach. Jako ostatni widzę różne systemy kontroli zbrojeń i budowy środków zaufania. Oczywiście musi istnieć między nimi pewna hierarchia, ale wszystkie te elementy trzeba traktować integralnie. To system naczyń połączonych.

Czy zaostrzenie kursu przez Rosję nie byłoby w pewien sposób uzdrawiające dla NATO?

- To trochę prowokacyjne pytanie. Polsce i Europie potrzebna jest Rosja jako stabilny, przewidywalny i wiarygodny partner. Nie jest jednak dobrze, że w NATO, UE, a także w Polsce przyjęła się moda na mówienie o Rosji zgodnie z zasadą politycznej poprawności. Dla dobrego dyskursu na tematy bezpieczeństwa warto spojrzeć otwarcie również na negatywne zjawiska, jak wojna w 2008 roku z Gruzją, ćwiczenia "Zapad 2008", pogróżki w sprawach rakietowych. Grupa młodych naukowców PISM opracowała w 2012 roku scenariusz pewnych niebezpieczeństw, gdyby doszło do znacznego osłabienia NATO, większego zaangażowania Stanów Zjednoczonych poza Europą, niekorzystnych zmian w rosyjskiej polityce bezpieczeństwa, a także wzrostu roli broni rakietowych w nowoczesnej wojnie. W materiale "Military Challenges to the Security of North Central Europe 2014-2024" przedstawili cztery scenariusze kryzysów w stosunkach z Rosją. Trochę to ryzykowne, ale pobudzające do myślenia.

Jakie to scenariusze?

- Pierwszy to potrząsanie szabelką i pogróżki. W obwodzie kaliningradzkim może być na przykład rozmieszczona nowa bateria rakiet. Drugi to tak zwane wyłuskiwanie sojuszników i militarne naciski, co mogłoby doprowadzić do kłótni wewnątrz NATO i do osłabienia sojuszu. Trzeci scenariusz to rozprzestrzenienie się konfliktu na region (także w stronę Morza Bałtyckiego) w razie konfrontacji na obszarze Arktyki. Czwarty wariant to akcja ofensywna typu "Zapad 2008" i rozpoczęcie przez Rosję szerzej zakrojonych działań zbrojnych. Oceniam, że zwłaszcza ten ostatni scenariusz jest mało prawdopodobny, a dla Rosji byłby samobójczy. Z moich prac nad strategicznym przeglądem obronnym w BBN wynika, że w ciągu kilkunastu lat mało prawdopodobne są militarne niebezpieczeństwa związane z polityką rosyjską, ale nie możemy wykluczyć takiego zagrożenia w przyszłości. Przestrzegałbym jednak przed łatwym w Polsce popadaniem w antyrosyjską fobię.

Jak w nowej rzeczywistości interpretować artykuł 5?

- Z artykułem 5 należy postępować ostrożnie, a przede wszystkim nie zaczynać prób jego zmiany czy reinterpretacji. Pamiętam niedawną wypowiedź jednej z posłanek PiS, że jeśli okaże się, że na samolocie smoleńskim był trotyl, to w świetle artykułu 5 trzeba natychmiast poinformować o tym sojuszników. Czy oznacza to, że mamy zwołać Radę Północnoatlantycką, uzasadnić, że katastrofa lotnicza była "napaścią zbrojną" i domagać się wypowiedzenia Rosji wojny? Stosowania artykułu 5 nie ułatwiają agresja cybernetyczna i inne formy niekonwencjonalnych zagrożeń, w których nie można określić wroga. Odnosi się on przede wszystkim do zagrożeń terytorialnych. Trudno z niego skorzystać w wypadku terroryzmu. Po ataku na Nowy Jork i Waszyngton USA odrzuciły ofertę sojuszników, aby działać zgodnie z artykułem 5. Dla Polski największe znaczenie ma jego aspekt terytorialny i tu interpretacja jest w miarę jasna, związana z "napaścią zbrojną".

Czy NATO będzie się jeszcze rozszerzać, czy też wyczerpało już swoje możliwości pod tym względem?

- Niestety, na kilkanaście lat ten proces został de facto wstrzymany, może z wyjątkiem państw bałkańskich.

A co w takim razie z Gruzją?

- W byłych republikach radzieckich obserwujemy niepokojące procesy dalekie od stabilizacji i demokratyzacji. Niewielkie jest prawdopodobieństwo, aby państwa te w najbliższym czasie zostały przyjęte do NATO, co jest niekorzystne z punktu widzenia polskich interesów i stabilności w Europie. Gruzja i Ukraina mają duży dorobek, ale same zaprzepaszczają swoje szanse.

Czy w NATO jest podział na nowych i starych członków sojuszu? A może podziały przebiegają inaczej?

- Linia podziału jest nieostra i ewoluuje, zależy od poziomu stosunków międzynarodowych. Stopniowo zacierają się różnice między starymi i nowymi członkami, ale musimy pozostać czujni. Dzielenie państw należących do sojuszu jest niekorzystne dla Polski, bo sugeruje, że mogą istnieć różne poziomy bezpieczeństwa. Źródła takiego podejścia doszukiwałbym się między innymi w postanowieniach madryckiego szczytu NATO w 1997 roku, gdy zapadła decyzja „trzy razy nie”: dla instalacji broni jądrowej, stacjonowania urządzeń wojskowych oraz dużych zgrupowań wojsk na terytoriach nowych sojuszników. Rosjanie interpretują ją szeroko, irytuje ich nawet nasza szkoła wojskowa NATO pod Bydgoszczą. Moskwa stosuje instrument dzielenia NATO, a ulegają jej niektórzy sojusznicy. Innym niepokojącym zjawiskiem jest zmniejszenie funduszy na obronę, zarówno w poszczególnych państwach, jak i w sojuszu.

Komu bardziej potrzebne jest dziś NATO: Europie czy USA?

- Sojusz Północnoatlantycki potrzebny jest wszystkim członkom, choć bardziej państwom Europy Środkowej; to wcale nie tak droga polisa ubezpieczeniowa. Ameryka widzi przydatność sojuszu na wypadek konfliktu, także poza obszarem euroatlantyckim lub na jego obrzeżach, na przykład na Bałkanach. Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego może odgrywać korzystną rolę w budowaniu bezpieczniejszych systemów obronnych w Afryce i na Bliskim Wschodzie oraz na wypadek lokalnych wojen. Eksperci na ogół wykluczają globalny konflikt na wzór II wojny światowej.

A czy jest zagrożenie konfliktem na Pacyfiku?

- W dalszej perspektywie nie można go wykluczać, bowiem następuje zmiana układu sił. Obecnie nie widzę jednak strony, która byłaby takim konfliktem zainteresowana.

Rozmawiali Małgorzata Schwarzgruber i Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)