Nasza przepowiednia dla Polski
Mija rok od wygranych przez PiS wyborów parlamentarnych. Czas na prawdziwe podsumowanie przyjdzie jednak wraz z końcem roku kalendarzowego. U innych za trzy miesiące, u nas już teraz - oto stan państwa na dzień 31 grudnia 2006 roku.
Motto: Jutro to dziś, tyle że jutro. (Sławomir Mrożek)
Najważniejsze pytanie, które musimy sobie zadać na koniec tego gorącego w polityce roku, brzmi: z kim będzie rządziła Samoobrona, która - niezadowolona z budżetu po wyborach samorządowych - doprowadziła do upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego? Z Prawem i Sprawiedliwością czy z Platformą Obywatelską? Innych możliwości chyba nie ma.
Lepper rozpoczął grę na przyspieszone wybory jesienią, kiedy zdał sobie sprawę, że dalsza koalicja z PiS grozi marginalizacją jego partii i utratą elektoratu na rzecz partii Kaczyńskich. Jeszcze w połowie września wydawało się, że PiS zdoła rozbić klub parlamentarny Samoobrony. Wtedy - przy odrobinie szczęścia - wyprowadzając z niego 20-30 posłów i podpisując umowę koalicyjną z PSL, PiS mógłby spokojnie czekać na styczniowe przepchnięcie budżetu w Sejmie.
Ale Lepper okazał się silniejszy, niż przypuszczali Kaczyńscy, i polityczny plan podzielenia Samoobrony się załamał. Kilku posłów opuściło co prawda klub Leppera, ale to nie wystarczyło, by z ich poparciem PiS mógł szukać większości parlamentarnej.
LPR jako frakcja w PiS
Szef Samoobrony nie podzielił losu Romana Giertycha, którego partia w ostatnich wyborach samorządowych poniosła druzgocącą klęskę. Dziś Giertych, który jeszcze we wrześniu pobrzękiwał szabelką i straszył rozbiciem koalicji (jeśli nie znajdą się w budżecie pieniądze dla nauczycieli), może co najwyżej marzyć, że dla kilku elpeerowców znajdzie się miejsce na przyszłych listach Prawa i Sprawiedliwości.
I tylko w takiej formie, jako frakcja narodowa w PiS, Liga Polskich Rodzin ma szansę przetrwać. Bo los LPR jako samodzielnego bytu politycznego został przesądzony po samorządowych wyborach 12 listopada, w których partia zdobyła kilka procent poparcia. Cztery lata wcześniej Liga w wyborach do sejmików województw dostała niespodziewane 14 procent głosów. Dziś, po wyborczej klęsce, Roman Giertych musi mieć świadomość, że przyspieszone wybory parlamentarne zmiotą jego i jego kolegów ze sceny politycznej. Właśnie dlatego jedyną szansą na przetrwanie jest podczepienie się pod PiS, o ile Jarosław Kaczyński dojdzie do wniosku, że Giertych, którego wielu uważa za ksenofoba i awanturnika, więcej wyborców przyciągnie, niż odstraszy. A tego nikt nie może być przecież pewien.
Lepper poza rządem
Takich zmartwień nie ma Andrzej Lepper. Po ocaleniu jedności klubu parlamentarnego oraz partii zyskał wiele na minionej koalicji z PiS. Kaczyńscy uwiarygodnili go, gdy jednego dnia z politycznego chuligana stał się wicepremierem i mężem stanu. Pracując w rządzie, nie budził tylu negatywnych reakcji co Roman Giertych.
I ciągle upominał się o podwyżki - co jednało mu wyborców. A to dla nauczycieli, a to dla lekarzy, pielęgniarek czy dla rolników. W końcu pod pretekstem niezadowolenia z "mało socjalnego" budżetu Lepper wyprowadził swoją partię z rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Listopadowe wybory samorządowe może uznać za umiarkowany sukces. Samoobrona ma swoich przedstawicieli we wszystkich sejmikach wojewódzkich, w większości gmin i powiatów. W sejmikach najwięcej głosów zdobyli przedstawiciele PiS i opozycyjnej Platformy. PiS i PO podzieliły się też prezydencką władzą w największych miastach Polski.
Na Zachodzie i Pomorzu rządzi PO, a na ścianie wschodniej PiS. Politolodzy uważają, że dwubiegunowy podział sceny politycznej na PiS i anty-PiS, który zarysował się po listopadowych wyborach samorządowych, będzie się pogłębiał. - Samoobrona, jeśli nie chce podzielić losu Ligi Polskich Rodzin, już dziś musi zdecydować, czy bliżej im do PiS, czy podobnie jak PSL przyłączy się do Platformy Obywatelskiej, tworząc dużą partię liberalno-ludową - mówi jeden z politologów.
Choć w dużych miastach ponieśli klęskę, to widać już, że z Samoobroną trzeba się liczyć - z ostatnich sondaży wynika, że tylko trzy partie weszłyby do parlamentu: dwie duże (PiS i PO) oraz jedna mniejsza - Samoobrona.
Za kilka tygodni karty będzie rozdawał właśnie Lepper. To on będzie stawiał warunki, z kim i na jakich warunkach zawrze koalicję. Bez niego rządzić Polską się nie da. No, chyba żeby się Tusk dogadał z Kaczyńskim, ale to po ostatnich działaniach sejmowej komisji śledczej do spraw banków chyba zupełnie niemożliwe. Balcerowicz walczy do lutego
Komisja, która została powołana, by prześwietlić sektor bankowy z działalności w ciągu ostatnich 17 lat, zajęła się głównie obnażeniem III RP, mitycznych liberałów-aferałów, a po części rozprawą z zapleczem finansowym PO. Dla komisji od samego początku najważniejsze stało się upokorzenie Leszka Balcerowicza, który symbolizuje politykę gospodarczą III RP. Przy okazji można było też po wyborach samorządowych utrącić Hannę Gronkiewicz-Waltz z PO, która bez powodzenia walczyła z Marcinkiewiczem o prezydenturę w Warszawie.
Dlatego przewodniczącemu komisji Arturowi Zawiszy tak bardzo zależało na przesłuchaniu prezesa NBP. A Balcerowicz przed komisję nie chciał się stawić.
Już we wrześniu Zawisza zapowiadał rozwiązanie siłowe: - Jeśli świadek się nie stawi, wyślemy zawiadomienie o nowym terminie przesłuchania, jeśli to nie poskutkuje, możemy na niego nałożyć grzywnę, a w przypadku kompletnego braku współpracy - doprowadzić siłą.
I zapewniał, że takie rozwiązanie nie skompromituje komisji. - Skompromituje natomiast obywatela Leszka Balcerowicza - wyjaśniał. Balcerowicz unikał przesłuchania aż do końca swojej kadencji prezesury w NBP, czyli do grudnia. W tym czasie członkowie komisji wielokrotnie grozili, że do Sejmu doprowadzi go konwój policyjny. W końcu, gdy spór zażegnano, termin przesłuchania byłego szefa banku centralnego przesunięto na połowę lutego, czyli na czas kampanii wyborczej.
Wraz z odejściem Balcerowicza z NBP zakończył się - jak powiedział Jarosław Kaczyński - pierwszy etap odzyskiwania państwa. Sławomir Skrzypek, nowy prezes NBP, to zaufany człowiek Lecha Kaczyńskiego. Był skarbnikiem warszawskiego Ratusza, a po wyborach z nominacji PiS został wiceprezesem zarządu PKO BP. Już jako prezes zapowiedział nową epokę w bankowości i odejście od polityki monetarnej Balcerowicza - zaczął od przekonania Rady Polityki Pieniężnej do znacznego obniżenia stóp procentowych. Dzięki temu staniały szybko kredyty.
W ten sposób Lech Kaczyński dotrzymał wyborczej obietnicy z 2005 roku, gdy zapowiadał, że nie zaproponuje ponownie Balcerowiczowi objęcia tego stanowiska. Jest to jedna z nielicznych spełnionych obietnic wyborczych PiS.
Rewolucja w Trybunale
Jeszcze we wrześniu szansą na ograniczenie wpływów komisji bankowej był Trybunał Konstytucyjny, od którego posłowie opozycji domagali się rozstrzygnięcia, czy Sejm nie wyznaczył komisji zbyt szerokiego zakresu działania. Wrześniowe orzeczenie TK w tej sprawie niczego nie zmieniło, bo nawet gdyby Trybunał co tydzień podważał konstytucyjność powołania komisji, antyliberalnie nastawione sejmowe kluby niedawnej koalicji PiS-Samoobrona-LPR zawsze będą miały dość głosów, żeby nową, "legalną" komisję śledczą na nowo powołać.
Andrzej Kryże - do niedawna wiceminister sprawiedliwości i jeden z najbardziej zaufanych ludzi ministra Zbigniewa Ziobry - jako nowo wybrany prezes Trybunału Konstytucyjnego zapowiada, że w 2007 roku trybunał włączy się w budowę IV RP. Zapewne należy to rozumieć jako bezwarunkowe podporządkowanie się premierowi i prezydentowi, choć dotąd TK był jedyną instytucją, która hamowała rewolucyjne pomysły koalicji.
To właśnie Trybunał, którym kierował Marek Safjan, kilka razy wytknął PiS działania niekonstytucyjne, czym doprowadzał do wściekłości prezydenta i premiera. Tak było do listopada. Potem Sejm wybrał sześciu nowych sędziów TK. - Doniosłość wymiany prezesa i sędziów Trybunału polega na tym, że dotychczasowe orzecznictwo TK bardzo zawężało interpretację konstytucji, a to utrudniało kierowanie państwem - tak minister Przemysław Gosiewski, szef komitetu stałego Rady Ministrów, tłumaczył we wrześniu konieczność zmian. I podał przykład zaskarżonej do Trybunału ustawy powołującej Centralne Biuro Antykorupcyjne: - Trybunał musi zdawać sobię sprawę z pewnych konieczności, jak potrzeba walki z korupcją.
By sędzia Kryże, człowiek oddany PiS, mógł zostać prezesem TK, trzeba było znowelizować ustawę o Trybunale. Projekt nowej ustawy został po cichu złożony w Sejmie już w lipcu. Dzięki tym zmianom prezydent mógł wybrać prezesa z grona trzech kandydatów, a nie - jak było wcześniej - z dwóch. Wyboru tego w myśl nowej ustawy prezydent mógł dokonać dopiero po zakończeniu kadencji prezesa Safjana. Zarówno obecna ustawa, jak i jej nowelizacja nie nakładały na prezydenta jakichkolwiek zobowi±zań czasowych. Dlatego Lech Kaczyński czekał na zmianę ustawy i wybrał prezesa z większej puli kandydatów. Dzięki temu mógł pominąć zgłoszonych wcześniej przez sędziów Trybunału dwóch kandydatów - Marka Mazurkiewicza z SLD i Jerzego Stępnia, byłego podsekretarza stanu MSWiA w rządzie AWS.
Jak pamiętamy, w listopadzie Trybunał Konstytucyjny - już w nowym składzie - zdecydował, że ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym nie łamie konstytucji. Agenci ratują własną skórę
Samo CBA nie działa jeszcze pełną parą. Na razie więc płonne są obawy "łże-elit", które twierdzą, że CBA zostało powołane do rozgromienia III RP. Biuro ciągle się buduje. We wrześniu pracowało w CBA stu z docelowych pięciuset funkcjonariuszy. Biorąc pod uwagę, że podstawowy cykl szkoleń trwa około sześciu tygodni, to faktycznie pierwsi funkcjonariusze rozpoczęli pracę dopiero w połowie listopada, czyli półtora miesiąca temu.
Pierwszych sukcesów (czytaj: aresztowań) należy się zatem spodziewać na początku przyszłego roku. CBA potrzebuje dwóch-trzech medialnych sukcesów, by jeszcze przed kwietniowymi wyborami pokazać, że powołana przez PiS służba jest potrzebna i skuteczna. Aresztowań, co sugeruj± między wierszami politycy Prawa i Sprawiedliwości, należy spodziewać się na styku biznesu i politycznych elit III RP.
Służba Wywiadu Wojskowego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego też s± w powijakach. Zaczęły funkcjonować 1 października, tuż po zakończeniu weryfikacji funkcjonariuszy WSI, która okazała się prawdziwą rzezią. Tylko 50 procent przeszło pomyślnie badania Antoniego Macierewicza. Na pracę mogli liczyć tylko ci, którzy przed komisją weryfikacyjną złożyli samokrytykę. Najłagodniej traktowano tych, którzy sami dostarczyli materiałów kompromitujących notabli III RP.
Zanim SWW i SKW będą mogły pochwalić się pierwszymi sukcesami, możemy liczyć na serię pokazowych procesów. Na ławie oskarżonych zasiądą prominentni funkcjonariusze WSI oskarżeni o handel bronią i działanie na szkodę Polski. Im prędzej rozpoczną się te procesy, tym lepiej dla zbliżającej się kampanii wyborczej.
Na kontratak skrzywdzonych funkcjonariuszy służb nie trzeba było długo czekać. Zaczęła się gra kwitami, które "byli" wynieśli, odchodząc z pracy. - Natrafiamy na opór wewn±trz samej WSI, ale to jak z reakcją karpia na Wigilię - mówił we wrześniu minister koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann. - Przyznaję, że natrafiamy na utrudnienia w dostępie do dokumentów, wychodzi, że część z nich była preparowana.
Podatki nie mniejsze
Pod koniec listopada po licznych bojach Sejm przyjął zmiany w podatkach, a prezydent je podpisał, żeby weszły w życie 1 grudnia. Stawki podatków osobistych pozostały na starym poziomie 19, 30 i 40 procent. Możemy więc zapomnieć o obiecanej zmianie stawek podatkowych (miały być dwie - 18- i 32-procentowa) i obniżce składki na ubezpieczenia społeczne (ubezpieczenie rentowe miało być obniżone z 13 do 9 procent, a chorobowe z 2,45 do 1,80 procent). W szumnie zapowiadanej "reformie podatków" nastąpiło wiele zmian, ale nawzajem się znosiły.
Z budżetu zniknęła ulga odsetkowa od kredytów hipotecznych i internetowa. Jedyne, na co może liczyć podatnik w przyszłym roku, oprócz ulgi na dzieci, to odmrożenie progów podatkowych, które od 2002 roku są na niezmienionym poziomie. Znów wzrosła akcyza na benzynę, czterokrotnie większą mamy też akcyzę na olej opałowy.
Premier wita się z Niemcem
Większe sukcesy PiS odnosi za granicami Polski, która stopniowo wychodzi z izolacji międzynarodowej. Najważniejszym przedsięwzięciem dyplomatycznym było spotkanie prezydentów Francji, Niemiec i Polski w ramach Trójkąta Weimarskiego. Spotkanie, które odbyło się na tydzień przed Bożym Narodzeniem, przebiegało w przyjaznej atmosferze, choć może wpływ na nią miały zbliżające się święta.
Sukcesem, choć umiarkowanym, okazał się udział premiera Jarosława Kaczyńskiego w listopadowym szczycie UE, który kończył prezydencję fińską. Nasz premier na salonach europejskich nie wywołuje już takiej niechęci i sensacji jak przed kilku miesi±cami, a podczas wizyty w Komisji Europejskiej prezentował się jako umiarkowany polityk. Dziennikarze z zadowoleniem odnotowali też fakt przywitania się premiera z całą delegacją niemiecką. Dobrze to wróży przed rozpoczynającą się półroczną prezydencją niemiecką.
Jak podkreślają międzynarodowi komentatorzy, premier Kaczyński zrozumiał, że kluczem do wygrania następnych wyborów jest wykorzystanie szansy, jaką dają fundusze unijne. - A nie da się o nie skutecznie walczyć, jeśli będzie miał złe relacje z Unią, a Niemcami w szczególności - mówił nam jeszcze we wrześniu Piotr Maciej Kaczyński z Instytutu Spraw Publicznych.
Cezary Łazarewicz, Rafał Madajczak
Tekst nie jest efektem wybujałej wyobraźni autorów, powstał na podstawie kilkunastu rozmów z ekspertami i politykami, na podstawie istniejących projektów rządowych i sejmowych, a także na podstawie znajomości ducha obecnych rządów