Nasza demokracja wyborcza
Wybory samorządowe pokazały, że polska demokracja umacnia się. Miały być one przede wszystkim testem poparcia dla partii, stały się testem przyszłych koalicji i długofalowej współpracy między ugrupowaniami politycznymi. Były też ważnym sygnałem o postawach wyborców, kształtowaniu się demokracji.
29.11.2006 | aktual.: 29.11.2006 06:32
W obecnych wyborach druga tura odbyła się w znacznie mniejszej liczbie miejscowości niż w 2002 roku. Oznacza to, że dużo więcej wójtów, burmistrzów i prezydentów zostało wybranych większością głosów w pierwszej turze. Wśród wyborców panował więc większy niż dotąd consensus, zgoda dotycząca najlepszych kandydatów. Rozstrzelenie głosów było mniejsze również dlatego, że komitety i partie ograniczyły liczbę wysuwanych kandydatów do tych, którzy mieli szanse na zwycięstwo. Wśród kandydatów mniej było osób przypadkowych, chcących tylko zaistnieć i zyskać rozgłos.
Nie zawiodła frekwencja – była wyższa niż w poprzednich wyborach samorządowych i parlamentarnych. Na przykład w drugiej turze w Warszawie wyniosła 53%, natomiast w 2002 r. 36%. Elektorat centrolewicowy w stolicy, choć nie miał w drugiej turze swojego kandydata, zamiast zostać w domu udał się do urn i poparł Hannę Gronkiewicz-Waltz, dla wielu z nich „mniejsze zło”. Wyborcy ci, bez względu na motywację, wybrali aktywność wyborczą od wycofania się.
Dotychczas „wahadło wyborcze” na ogół wymiatało rządzących i sprawowanie władzy przez cztery lata właściwie gwarantowało, że w następnych wyborach utraci się mandat. Obecnie, wielu prezydentów, burmistrzów i wójtów zostało wybranych ponownie.
Wyborcy nie kontestują więc każdego kto jest u władzy, tak jak często zdarzało się dotychczas, ale oceniają uważnie osiągnięcia i porażki kandydatów.
Również samorządowcy profesjonalizują się. Ponowny wybór oznacza, że wielu z nich potraktowało pracę dla swojego miasta i regionu jako cel zasadniczy, a nie szczebelek do dalszych stanowisk politycznych. I sprawdziło się.
Wybory były z jednej strony silnie upartyjnione, a z drugiej wyborcy kierowali się w dużej mierze własną, autonomiczną oceną kandydatów i sytuacji, logiką „lokalną”. Wygrało dużo przedstawicieli, którzy nie byli identyfikowani z pojedynczą partią lub byli bezpartyjni.
W tym sensie wybory wykazały, że umocniły się zachowania demokratyczne. Udowodniły też malejące poparcie dla partii radykalnych, a rosnące dla partii centrowych. LPR i Samoobrona prawie zanikły, a centrowa PSL odzyskała wpływy. Również PO umocnił się w dużych miastach.
Spadek poparcia dla nastrojów radykalnych w kraju może mieć istotne znaczenie dla polityki prowadzonej przez następne dwa lata przez rząd. Albo PiS wysłucha tych sygnałów i zmniejszy radykalizm swojej polityki, albo też będzie tracił poparcie. Prawdopodobnie na poziomie słów i deklaracji utrzyma radykalne tony, apelując do swojego twardego elektoratu. Jednocześnie rząd, podejmując różne decyzje, będzie dążył do odzyskania poparcia części umiarkowanego elektoratu, który dotąd zniechęcił.
Prof. Lena Kolarska-Bobińska, Instytut Spraw Publicznych