Narkotykowy problem Birmy
• Rośnie produkcja twardych narkotyków w Azji Południowo-Wschodniej
• Problem ten, jak i narkomanii w dużym stopniu dotyczy Birmy
• Kraj ten tworzył niesławny Złoty Trójkąt
• Global Post: w biznes narkotykowy pośrednio wmieszana jest birmańska armia
• W najbardziej zagrożonych regionach obywatelskie milicje same walczą z narkomanią
• Ekspert ds. Azji podkreśla jednak, że Birmę czekają duże zmiany, także społeczne
17.03.2016 | aktual.: 20.03.2016 09:57
Według zeszłorocznego raportu Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości (UNODC) to w Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii znajduje się największy na świecie rynek stymulantów z grupy amfetamin. Co więcej, wydaje się, że stale rośnie. Ten sam dokument UNODC wskazywał, że podczas gdy w 2008 r. udało się przejąć w tym regionie niemal 12 ton tego typu narkotyków, w 2013 r. skonfiskowano ich już 48 ton! To oczywiście częściowo zasługa coraz skuteczniejszych służb antynarkotykowych, ale nie tylko. Sam oenzetowski raport przyznaje, że taki wynik "wskazuje również na zwiększającą się produkcję i handel w regionie" narkotykami z grup amfetamin.
Niemała ich część ma być produkowana w Birmie (oficjalna nazwa to Republika Związku Mjanmy) - 51-milionym państwie nad Zatoką Bengalską, którym jeszcze kilka lat temu twardo rządziła wojskowa junta, a dziś coraz śmielej kroczy w kierunku pełnej demokracji.
Jak opisuje dokument ONZ, głównym syntetycznym narkotykiem na południowoazjatyckim rynku jest metamfetamina. Najczęściej dostępna w dwóch formach: niedużych różnokolorowych tabletek powszechnie nazywanych "jaba", które zawierają także domieszki innych środków, oraz zazwyczaj "czystszych" kryształków, określanych "szabu" lub z angielska "ice". Birmę uważa się za główne źródło metamfetaminy w tabletkach, które skonfiskowano w regionie Mekongu, ale także w innych częściach Azji Południowo-Wschodniej. Choć w kraju tym najpewniej wytwarza się i drugą wersję narkotyku.
Zresztą nie tylko syntetyczne narkotyki mają być coraz większą "specjalnością" Birmy. Od dawna jest nim również produkcja opiatów. I ona ma rosnąć - ponad dwukrotnie w ciągu dekady, licząc od 2003 r., według danych ONZ. Pod tym względem Birmę prześciga na świecie tylko Afganistan.
- (Birma - red.) to ojczyzna narkotyków. Przez dziesięciolecia, w latach 60., 70., 80. ubiegłego stulecia, Złoty Trójkąt, czyli pogranicze Birmy, Tajlandii i Laosu, był niekwestionowaną globalną stolicą narkotyków. Wytwarzane tam produkty trafiały na wszystkie rynki świata, łącznie z USA i Europą - mówi Wirtualnej Polsce prof. Bogdan Góralczyk, ekspert ds. Azji, który pełnił tam misje dyplomatyczne.
Prof. Góralczyk przypomina, że ta sytuacja uległa zmianie w latach 90., gdy największy baron narkotykowy Złotego Trójkąta nazywany "opiumowym królem", Khun Sa, poszedł na układ z władzami w Rangunie (ówczesnej stolicy Birmy). Khun Sa poddał się, ale też nigdy nie został ekstradytowany do USA, czego Waszyngton bardzo sobie życzył. - Zmarł śmiercią naturalną w dobrobycie w Rangunie - mówi ekspert, dodając, że na mocy porozumienia birmańskiej junty z kartelami narkotykowymi produkcja narkotyków zmniejszyła się i przeniosła ze Złotego Trójkąta do Afganistanu i Pakistanu.
Jednak nie tylko Khun Sa to narkotykowy symbol Birmy. Jest nim również Wa - quasi-państwo złożone z dwóch oddzielonych od siebie obszarów w północno-wschodniej prowincji Szan. - Rządzą nim Chińczycy, ale żywi się niemal tylko i wyłącznie z produkcji narkotyków - wyjaśnia prof. Góralczyk i dodaje: - Ten biznes (narkotykowy - red.) zawsze tam był i jest.
Co ma na sumieniu armia?
W ubiegłym roku amerykański serwis Global Post przeprowadził własne śledztwo dziennikarskie w sprawie produkcji i handlu ciężkimi narkotykami w Birmie. Amerykanie opublikowali potem serię materiałów na ten temat. Przyznają w nich, że problemem narkotykowym mocno dotknięte są północo-wschodnie stany Kaczin i Szan. Te zamieszkałe przez różne grupy etniczne i religijne, w tym wielu chrześcijan, obszary leżą przy granicy z Chinami, Laosem i Tajlandią. To właśnie tam ma płynąć sporo birmańskiej produkcji narkotyków (a przemytników nie odstraszają nawet surowe kary, w tym śmierci), choć nie tylko. Według analiz agendy Narodów Zjednoczonych trafia ona też do Bangladeszu czy Pakistanu. Jednak UNODC przyznaje, że popularne metamfetaminowe tabletki faktycznie są w większości wytwarzane w Szan. Raport tej organizacji przypomina m.in., że w 2014 r. w jednej z wiosek na wschodzie stanu odkryto maszynę do tłoczenia tabletek i około 1,6 mln ich sztuk, razem z 84 kg proszku metamfetaminowego i sporą ilością innych
nielegalnych składników potrzebnych do wytworzenia narkotyku.
Ale nie tylko geografia zaważyła na losie stanów Szan i Kaczin. Jak wyjaśnia prof. Góralczyk, dochodzi do tego także ich skomplikowana historia ostatnich dziesięcioleci. Ekspert opisuje, że na terenach tych operują całe klany narkotykowe. - Szan do niedawna było niedostępne dla obcokrajowców. Te obszary były zupełnie przez nikogo, poza kartelami narkotykowymi, niekontrolowane - mówi ekspert. Z kolei Kaczin to wciąż zapalny region, gdzie operuje separatystyczna partyzantka, która od lat walczy z władzami centralnymi.
- Jednym z nadrzędnych zadań, jakie się stawia już demokratycznym władzom kraju, jest zorganizowanie jak najszybciej okrągłego stołu, przy którym siądą przedstawiciele grup etnicznych. Niewątpliwie kwestia narkotyków musi być poruszona - ocenia prof. Góralczyk.
Póki co jednak, etniczne partyzantki i walczące z nimi milicje mogą korzystać na produkcji narkotyków. Co gorsza, jak podaje Global Post, czystych rąk nie ma też birmańska armia. Według amerykańskiego serwisu rządowe wojsko co prawda ma nie brać bezpośredniego udziału w wytwarzaniu narkotyków, ale łatwo przymyka oko na przestępcze działania różnych lokalnych milicji związanych z nią w zamian za ich lojalność w walce w separatystami.
Doniesienia Global Post potwierdza w rozmowie z WP prof. Góralczyk, przyznając, że Tatmadaw, czyli armia centralna, nie od dziś jest wmieszana w biznes narkotykowy. - Ale narkotykami zajmowały się też partyzantki etniczne walczące rzekomo o samodzielność, a w dużym stopniu walczyły o swoje interesy, brudne interesy. Wa jest klasycznym przykładem uwłaszczeni się na przemyśle narkotykowym - komentuje ekspert.
Samozwańcze milicje
Przy tak skomplikowanych relacjach między narkobiznesem a etniczne partyzantkami i, jak się okazuje, również i milicjami, które są związane z rządową armią, przestaje dziwić, że wielu mieszkańców Birmy zaczyna brać sprawy w swoje ręce. W jednym ze swoich artykułów Global Post opisuje obywatelską milicję związaną z kościołem Baptystów w stanie Kaczin, która prowadzi walkę z narkotykami i narkomanami. Dziennikarzowi amerykańskiego serwisu pozwolono uczestniczyć w rajdzie Pat Jasan, jak nazywa się ruch. Zatrzymali oni mężczyznę podejrzanego o używanie narkotyków. Ponieważ w jego domu znaleziono sprzęt świadczący o jego winie, zabrano go na specjalne przesłuchanie. Skończyło się na batach bambusową rózgą (mężczyzna musiał powtarzać między cięgami "przysięgam, że nie będę już brał narkotyków") i kilku dniach z nogami zakutymi w drewniane dyby. Według Global Post Pat Jasan w ostatnim czasie wziął się także ze niszczenia upraw makowych, z których robi się narkotyki. Serwis ocenia nawet, że "Birma jest w środku
największego od dekady cywilnego powstania".
Prof. Góralczyk, pytany o doniesienia amerykańskiego serwisu o Pat Jasan, przypomina, że w Birmie działa też ekstremistyczne, buddyjskie ugrupowanie nacjonalistyczne. - Na innych obszarach walczą z muzułmanami - to jest przypadek mniejszości Rohingya, o której mówi się stanowczo za mało, bo tam dochodzi wręcz do czystek etnicznych czy ludobójstwa. (…) Ale ta partyzantka zwalcza tez narkomanów i przemyt narkotyków. Ich działania są jednak nieprzejrzyste - podkreśla ekspert.
Przykład buddyjskich ekstremistów rodzi obawy, czy i chrześcijański obywatelski ruch nie przekształci się pewnego dnia w kolejną ekstremistyczną i krwawą partyzantkę. Tym bardziej, że wielu mieszkańców regionu ma uważać, że władze celowo zbyt słabo walczą z narkotykami, by wyniszczały one mieszkającą tam ludność.
Co dalej?
Azja Południowo-Wschodnia i Ocenia ma najwyższy na świecie wskaźnik uzależnionych od stymulantów z grupy amfetamin. W 2012 r. szacowano go na 9,5 mln. A jeśli doliczyć do tego narkomanów zażywających opiaty liczba ta znacznie wzrośnie. Jaki jej procent będą stanowić Birmańczycy? Świeżych oficjalnych danych brak, choć osiem lat temu UNODC oceniał, że ok. 300 tys. Birmańczyków zażywa narkotyki (najwięcej w stanie Szan). Ponieważ od tego czasu skala produkcji twardych narkotyków wzrosła, rozsądek podpowiada, że to samo stało się z liczbą klientów dilerów. Zwłaszcza w rejonach, gdzie się je produkuje, a więc są najtańsze. Według danych UNODC w Birmie, Wietnamie czy Laosie ceny za tabletkę metamfetaminy wahają się między 1,5 a 3,5 dolara.
Co więc dalej z regionem, jeśli trend wzrostu produkcji twardych narkotyków się utrzyma? Według prof. Góralczyka przede wszystkim nie wiadomo, czy faktycznie tak będzie. - Realia gospodarcze i polityczne w Birmie się autentycznie zmieniają. Na bieżący rok jest zapowiedziany napływ 28 mld kapitału. To ogromne sumy dla tego ciągle bardzo biednego państwa i społeczeństwa, wpłynie to na całą rzeczywistość - mówi ekspert. Jak dokładnie? Tego do końca nie sposób przewidzieć. Polski dyplomata podkreśla jednak, że Birma stawia też kolejne polityczne kroki - od 1 kwietnia urząd prezydenta obejmie wybrany przez parlament współpracownik noblistki Aung San Suu Kyi, Htin Kyaw. Według polskiego eksperta USA i Zachód powinny więc stawiać przede wszystkim na współpracę z Birmą i starać się wspierać organizacje pozarządowe, które mogą pomóc tamtejszej ludności, a nie miały szansy na działanie za czasów junty.
Mimo wszystkich przemian, prof. Góralczyk nie ma złudzeń, że w Birmie wciąż najsilniejsza pozostaje armia, która ma na tyle władzy, że w każdym momencie może zostać wprowadzony stan wyjątkowy. - Armia i hierarchia buddyjska nadal definiują i decydują o rzeczywistości tego kraju. Zobaczmy, jak będą sobie z tym radziły po długiej, ponad 60-letniej, przerwie władze demokratyczne. (...) Miejmy nadzieję, że ten eksperyment będzie udany - mówi.
To właśnie od przyszłej drogi, jaką obierze Birma i jej społeczeństwo, zależy bowiem też to, jak upora się ona z problemem narkotykowym.