Napastuje kobiety w warszawskich kinach. "Twierdził, że nie wie o co chodzi"

Napastuje kobiety w warszawskich kinach. "Twierdził, że nie wie o co chodzi"

Napastuje kobiety w warszawskich kinach. "Twierdził, że nie wie o co chodzi"
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Karolina Rogaska
01.06.2017 12:29, aktualizacja: 01.06.2017 14:00

Przychodzą do kina nie po to, żeby oglądać film. Mają inny cel: włożyć rękę pod sukienkę, ścisnąć udo, złamać normy, wprawić w zakłopotanie. - Byłam w nerwach już do końca seansu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską jedna z ofiar "kinowych zboczeńców".

Ciemna sala w jednym z warszawskich kin, niewielu widzów, a na ekranie niszowy film. Czuję, że coś dotknęło mojego uda. Zerkam w dół, ale nic nie widzę, więc wracam do oglądania filmu. Za chwilę sytuacja się powtarza. Omamy? Myślę tak przez kilka sekund dopóki nie czuję, już całkiem wyraźnie, lepkiej od potu dłoni kierującej się między moje nogi. Drętwieję, jestem osłupiona.

Otrzeźwienie przychodzi po chwili - krzyczę na molestującego mężczyznę. W odpowiedzi słyszę od innych oglądających, żebym się nie darła. Wstaję i wychodzę. Nie mam już ochoty niczego oglądać, a potem przez kilka dni czuję wstręt przed chodzeniem do kina. I złość, że nie zadzwoniłam na policję. Po pewnym czasie zapominam jednak o sprawie. Pamięć o niej wraca, gdy widzę post na jednej z grup na Facebooku. Kobieta opisuje sytuację analogiczną do tej, która i mi się przydarzyła. Okazuje się, że metoda molestowania "na kino" nie należy do rzadkości.

Przecież cię nie zgwałcił

Joanna opowiada mi o szczegółach tej nieprzyjemnej sytuacji. Mężczyzna kilkukrotnie próbował dotykać jej uda w miejscu, gdzie kończyła się sukienka. Przesiadła się na inne miejsce. - Byłam w nerwach już do końca seansu. Gdy film się skończył podeszłam do niego, by zapytać, co to miało, do cholery, znaczyć. On udawał, że nie wie o co chodzi. Mówił, że "źle go zrozumiałam" - relacjonuje kobieta. Chwilę potem mężczyzna zaczął przed nią uciekać. Kobieta ruszyła w pościg. Zdążyła zrobić mu zdjęcie zanim zniknął w męskiej toalecie, by już się więcej nie pojawić na zewnątrz.

Obraz
© Archiwum prywatne | Karolina Rogaska

- Wysłałam zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury - mówi Joanna. I dodaje: - Na poczatku myślałam, by to zostawić. Potem, że nie chcę kolejny raz w swoim życiu puszczać płazem takiego zachowania. Bo już wcześniej się zdarzało, że ktoś próbował naruszać moją nietyklaność cielesną.

Wyjaśnia, że wcześniej odpuszczała, bo słyszała od znajomych "nie przesadzaj", "przecież cię nie zgwałcił", "po co masz się ciągać po sądach". Tym razem miała dość ciągłego bagatelizowania problemu, jakim jest molestowanie w przestrzeni publicznej. Z tego też powodu opisała sytuację na Facebooku.

Po jej poście napastnik się odezwał. Najpierw mówił, żeby nie wypisywała głupot. - Sugerował, że ma znajomości i nawet jeśli zgłoszę sprawę, to nic nie wskóram. Zastraszał, że będę miała ciężko. Wszystkie rozmowy wydrukowałam, będą kolejnym dowodem w sprawie - podkreśla Joanna.

Masowanie łokcia

Udało mi się dotrzeć do osób, które rozpoznały mężczyznę, bo pamiętają go z podobnych sytuacji. - U nas masturbował się na sali. Potem był pod baczną obserwacją dyrektora i chyba się zorientował, że mamy na niego oko, bo przestał się pojawiać - mówi była pracownica innego warszawskiego kina. Wychodzi więc na to, że to nie był wyjątek, ten człowiek prawdopodobnie regularnie szuka okazji.

Niestety, nie tylko on wykorzystuje atmosferę anonimowości, jaka panuje w kinie. - Miałam miejsce obok małego chłopca, który był z tatą. Jeszcze zanim zgasły światła ten facet kazał się synowi zamienić z nim miejscem. Pomyślałam wtedy, że może nie chce, by jego dziecko siedziało koło obcej osoby. Szybko się jednak okazało, że powód był inny - mówi Kinga. I wyjaśnia: - Położył dłoń na mojej. Myślałam, że to przypadek, bo ma za mało miejsca, więc się odsunęłam. Ale on zrobił to znowu, a potem chwycił moją rękę i zaczął masować w okolicy łokcia. Wyrwałam się i przesiadłam.

Oczy szeroko zamknięte

Przekraczanie granic cielesnych i molestowanie nie ogranicza się do sal kinowych. Jeszcze częściej zdarza się w zatłoczonej komunikacji miejskiej, gdzie napastnik wykorzystuje tłok, by dotykać kobiet. To też znam z własnego doświadczenia. I opowieści koleżanek. Poza tym historie o molestowaniu w autobusie czy tramawaju opowiada mi kilkanaście dziewczyn, które odpowiedziały na moje ogłoszenie, że szukam osób, które przeżyły coś takiego.

Z opisów wyłania się obraz agresorów i ich metod: "głaskał mnie po nodze", "złapał za pupę", "próbował dotknąć majtek", "był agresywny", "przylgnął do mnie i nie odpuszczał", "był z kolegami, wszyscy pijani". Niektóre z moich bohaterek przeżyły te sytuacje, kiedy były jeszcze dziećmi. Małymi 10-letnimi dziewczynkami, które czują, że dzieje się coś złego, ale nie umieją się obronić. I większość dalej nie potrafi. Bo społeczeństwo tego nie uczy. Reagują więc przymykając oczy i starając się zapomnieć.

W rozmowach, które przeprowadziłam, wyraźnie widać też, że strach, który się w nich pojawił, gdy były napastowane, nie tyczył się tylko agresora. To był także lęk przed tym "co ludzie powiedzą". Bo dobrze wiedzą, że to ofiarom przypisuje się zazwyczaj całą winę. A poza tym mogłyby usłyszeć, tak jak Joanna, żeby nie przesadzały. O milczeniu decydował też fakt, że kobiety często zwyczajnie nie wiedzą jak się mają zachować.

Przede wszystkim zgłaszać

- Kiedy ktoś próbuje nas dotykać w miejscu publicznym wbrew naszej woli to najlepiej głośno i wyraźnie powiedzieć "Proszę mnie zostawić, nie dotykać". Tak, żeby usłyszeli to ludzie dookoła - radzi nadkomisarz Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy policji w Warszawie. Podkreśla też: - Warto zwrócić się personalnie do jakiejś osoby w otoczeniu i poprosić o pomoc. Wiem, jak to zabrzmi, ale dobrze żeby to był mężczyzna. Istnieje większa szansa, że napastnik się przestraszy.

A co robić po tym, kiedy się już "uwolnimy"? - Zgłosić się na policję. Naprawdę do tego zachęcam - mówi Szumiata. - Dobrze jest zanotować dokładnie miejsce, w jakim się było, bo potem będziemy mogli dotrzeć do monitoringu. Jak się uda, to warto zrobić zdjęcie napastnikowi, nagrać go. A jeżeli zajście widziały jakieś osoby, to wziąć od nich numer telefonu, bo potem będą mogły posłużyć za świadków w sprawie. I powtórzę to jeszcze raz, należy przede wszystkim zgłaszać, że coś się wydarzyło. Żeby w końcu tacy ludzie przestali czuć przyzwolenie na to, co robią.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (247)
Zobacz także