ŚwiatNamioty uchodźców pod pomnikiem Stalina w Gori

Namioty uchodźców pod pomnikiem Stalina w Gori

W gruzińskim mieście Gori u granicy
Osetii Południowej, na głównym placu pod wysokim pomnikiem
Stalina, który pochodził z tego miasta, rośnie od kilku dni
miasteczko namiotów, gdzie znalazło już schronienie półtora
tysiąca gruzińskich uchodźców.

Namioty uchodźców pod pomnikiem Stalina w Gori
Źródło zdjęć: © PAP

04.09.2008 | aktual.: 04.09.2008 23:08

Nie mają nadziei na powrót do swych domów w kontrolowanej przez wojsko rosyjskie Południowej Osetii, odległych często tylko o 20 lub 30 kilometrów od tego miejsca - mówi dyrektor gruzińskiego Caritasu, polski salezjanin ks. Witold Szulczyński, który codziennie przyjeżdża tu z transportami świeżego pieczywa, koców, leków.

Włoską wolontariuszkę, panią Alessandrę, która od tygodnia pomaga organizować prowizoryczne życie uciekinierów, najbardziej niepokoją chłodne noce, które zaczęły się w górskich okolicach Gruzji. W nieogrzewanych namiotach mieszkają setki małych dzieci.

Większość z nich nadal nie ma łóżek i sypia na kocach rozesłanych na ziemi - mówi Alessandra.

Mimo obozowiska w śródmieściu, 40-tysięczne Gori, okupowane do niedawna przez Rosjan, które dzięki relacjom specjalnych wysłanników światowych mediów stało się symbolem krótkiej wojny gruzińsko-rosyjskiej, szybko powraca do normalnego życia. Zniszczenia od rosyjskich bomb okazały się mniejsze, niż się wydawało. Częściowemu zniszczeniu uległo dziewięć domów, które są teraz remontowane, a do pozostałych powrócili już ich mieszkańcy.

Podczas gdy w Gori, Kutaisi na zachodzie i w kilku innych miastach wyrastają obozy dla bezdomnych - ofiar wojny, w stolicy Gruzji uchodźców szybko ubywa. Przed dwoma tygodniami rząd oceniał, że w Tbilisi schroniło się ponad 90.000 ludzi. Według ostatnich oficjalnych danych pozostało ich tam 38.000. Reszta powróciła do domu lub została rozlokowana na prowincji.

Przedstawiciele zagranicznych organizacji pomocowych z niepokojem obserwują jednak szybki wzrost cen podstawowych artykułów żywnościowych, co bardzo poważnie zmniejsza efektywność pomocy.

Najzamożniejsze warstwy ludności stolicy nie odczuły żadnego wpływu wojny na swój poziom życia - mówi Iwlian Chaindraba, rzecznik niewielkiej liberalnej Partii Republikańskiej. Oferowane przez biura turystyczne zagraniczne wycieczki cieszą się wielkim powodzeniem.

Z niewielkiego, ale supernowoczesnego lotniska międzynarodowego w Tblisi, zbudowanego przez Turcję, ludzie odlatują codziennie na urlopy na Majorkę lub do Italii.

Drożyzna będzie pożerała środki przeznaczone na pomoc dla ofiar wojny - wyraża swe obawy Chaindraba. Cena kilograma ziemniaków wzrosła w ciągu ostatniego tygodnia na targowiskach Tbilisi z pół lari do jednego lari, tj. do pół euro, podczas gdy przeciętna emerytura wynosi równowartość 20 euro. Za jednego euro, czyli 2 lari według obecnego kursu, można było kupić 8 jajek, teraz tylko 5 - skarży się właściciel piekarni w stołecznej dzielnicy Muchani, któremu podniesiono właśnie rachunki za gaz o 30%.

Cytowany już ksiądz, dyrektor gruzińskiego Caritasu, również wyraża obawę, że najdotkliwiej odczują skutki konfliktu nie tylko uchodźcy, lecz cała biedniejsza część społeczeństwa gruzińskiego, a więc ogromna jego większość.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)