Namierz, rozpracuj, zlikwiduj. Ukraińcy biorą na cel rosyjskich dowódców
Kijów zaczyna stosować metody likwidacji wrogów, z których znany był dotychczas izraelski Mosad. Oceny są diametralnie różne. Działania Ukraińców określane są jako państwowy terroryzm lub uprawniony akt obrony.
Likwidowanie dowódców wroga ma długą historię. Choćby podczas II wojny światowej Armia Krajowa przeprowadziła zamach na Franza Kutscherę, dowódcę SS i policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa, a czechosłowaccy komandosi zabili protektora Czech i Moraw, Reinharda Heydricha.
Choć operacje wywoływały moralne wątpliwości, np. premier Winston Churchill uważał zamachy na przywódców wojskowych i politycznych za nieetyczne, to jednak stały się ważnym narzędziem walki. Nawet biorąc pod uwagę bilans zysków i strat, w tym niemieckich działań odwetowych przeciwko ludności cywilnej.
W przypadku ukraińskich działań, zamachy na rosyjskich wyższych oficerów są właśnie działaniem odwetowym na osobach, które są podejrzewane o przeprowadzanie lub kierowaniem atakami na ludność cywilną. Niektóre zamachy, jak ten przeprowadzony przy pomocy młotka na płk. pil. Dmitrija Golenkowa, szefa sztabu 52. pułku bombowców ciężkich, odpowiedzialnego za planowanie nalotów bombowych na ukraińskie miasta, wywołały wiele kontrowersji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie tylko przez sposób, w jaki dokonano zamachu, ale także możliwe naruszenie prawa. Międzynarodowi eksperci zauważyli, że jeśli zamachowcom udało się zbliżyć na taką odległość, to równie dobrze mogli go porwać, "wywieźć do Kijowa i postawić przed sądem, zamiast dopuszczać się morderstwa".
Podobne operacje przeprowadzał w ostatnim czasie izraelski Mosad, likwidując członków Hezbollahu za pomocą ładunków wybuchowych ukrytych w pagerach. Ta seria zamachów dała znakomity - choć nie to było podstawowym celem - efekt propagandowy. W przypadku ukraińskiej akcji efekt wizerunkowy był na Zachodzie odwrotny od oczekiwanego. Jednak nie straty wizerunkowe były tu najważniejsze.
Skutki nie tylko militarne
- Jeżeli uda się wyeliminować kogoś na stanowisku dowódczym, kto posiada nie tylko realny wpływ na prowadzone działania wojenne, ale i wysoki poziom kompetencji, to jest to poważna strata dla strony rosyjskiej – zauważa dr Dariusz Materniak, specjalista ds. wschodnich. - Należy pamiętać, że zwykle są to oficerowie o długim stażu służby, a więc i o znacznym doświadczeniu bojowym, nie tylko z wojny z Ukrainą, ale także z działań, jakie Rosja prowadziła w innych miejscach. Kogoś na podobnym stanowisku zastąpić jest dużo trudniej osobą o podobnych kompetencjach, bo takich ludzi zwykle nie ma wielu, nawet w armii na tyle rozbudowanej, jak rosyjska.
- Tym bardziej, że rosyjska armia poniosła już znaczne straty jeśli chodzi o oficerów starszych w stopniu pułkownika i wyżej w czasie wojny z Ukrainą, zwłaszcza w 2022 roku - to ma i będzie miało negatywny wpływ na rosyjskie zdolności na poziomie operacyjnym i strategicznym – zauważa ekspert.
Rosjanie mają bardzo poważny problem z brakiem kadr dowódczych. Do dziś potwierdzono śmierć ponad 4,3 tys. oficerów armii rosyjskiej, Rosgwardii i innych sił bezpieczeństwa. Aż 467 z nich miało stopień podpułkownika i wyższy, w tym ośmiu generałów. Aż 57 wyższych oficerów, w tym dwóch generałów zginęło tylko w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
Dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego zauważa jeszcze jeden ważny aspekt.
- Niezwykle istotny jest czynnik psychologiczny – zauważa. - Ukraina pokazała, że może dosięgnąć rosyjskich zbrodniarzy nawet w stolicy kraju. Po drugie, Rosjanie będą musieli jeszcze bardziej wzmocnić ochronę swoich generałów, swoich obiektów w Moskwie i innych częściach kraju, a więc wysłać tam ludzi, którzy nie będą w tym czasie wykonywać innych zadań.
Podobne zdanie ma kmdr por. rez. Wiesław Goździewicz. Były radca prawny NATO Joint Force Training Centre, specjalizujący się w prawie konfliktów zbrojnych i prawnych aspektach operacji wojskowych.
- To przyczynia się do siania strachu wśród rosyjskiej "wierchuszki" i oznacza też porażkę rosyjskiego kontrwywiadu. Ale realny wpływ na działania wojenne mogłoby mieć wyeliminowanie np. szefa Sztabu Generalnego albo któregoś z frontowych dowódców szczebla operacyjnego, z czym mieliśmy do czynienia na początku agresji, gdy rosyjscy generałowie bagatelizowali wymogi OPSEC i INFOSEC, czyli bezpieczeństwa operacji i informacji, relatywnie łatwo dając się "namierzyć" amerykańskiemu wywiadowi – tłumaczy oficer.
- W tym jednak przypadku Rosjanie ewidentnie wyciągnęli wnioski i tak spektakularnych "wtop" na froncie już nie obserwujemy. Co innego na głębokim zapleczu, gdzie łatwiej ulec złudzeniu bezpieczeństwa, bo jest się "u siebie". Paradoksalnie ukraińskim służbom specjalnym łatwiej przeprowadzić takie zamachy właśnie w głębi rosyjskiego terytorium niż w strefie przyfrontowej – zauważa.
Terroryzm państwowy?
Dotychczas na głębokim zapleczu Ukraińcy zlikwidowali gen. por. Igora Kiriłłowa i jego adiutant, mjr. Ilję Polikarpowa, ppłk. pil. Dmitrija Golenkowa i kmdr. ppor. Stanisława Rżyckiego. Zwłaszcza strata gen. por. Kiryłłowa może być bolesna. Był dowódcą Wojsk Obrony Radiologicznej, Chemicznej i Biologicznej Federacji Rosyjskiej. Dowodząc rodzajem broni znalazł się na cenzurowanym już dawno w związku z przeprowadzonymi atakami zakazanymi substancjami.
Na początku maja Departament Stanu USA oskarżył Federację Rosyjską o pogwałcenie zakazu stosowania broni chemicznej. Użycie gazu bojowego było "prawdopodobnie spowodowane chęcią wyparcia sił ukraińskich z ufortyfikowanych pozycji i osiągnięcia taktycznych korzyści na polu bitwy" - poinformował w oświadczeniu Departament Stanu.
W związku ze śmiercią Kiryłłowa Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej wszczął sprawę karną na podstawie artykułów Kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej dotyczących terroryzmu, nazywając ukraińskie działania terroryzmem państwowym. Jak jednak zauważają eksperci, kategoryzacja problemu jest bardziej złożona.
- Ani terroryzm, ani eliminacja zbrodniarzy – tłumaczy kmdr por. rez. Goździewicz. - Jest to eliminacja kombatantów przeciwnika przy użyciu kontrowersyjnych metod. Aby można było ich uznać za zbrodniarzy wojennych, musieliby zostać skazani. Ale Ukraina nie ma prawa orzekać ani stosować kary śmierci, nawet w czasie wojny, ponieważ jest stroną fakultatywnego Protokołu XIII do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Podobnie uważa dr Piekarski, w którego obszarze zainteresowań badawczych leży terroryzm.
- Nie jest to państwowy terroryzm – stanowczo podkreśla. - Zamierzonym celem był żołnierz, choć środek był nietypowy, ale podczas wojny tego rodzaju działania są dopuszczalne, tym bardziej wobec osób zajmujących wysokie stanowiska w siłach zbrojnych przeciwnika.
Igor Kiriłłow zginął 17 grudnia 2024 roku w Moskwie w wyniku zamachu bombowego. Ładunek wybuchowy został ukryty w elektrycznej hulajnodze, stojącej przed wejściem do budynku przy Prospekcie Riazańskim, w którym mieszkał generał.
"The Times" nazwał zabójstwo generała "uprawnionym aktem obrony". Odpowiedział na to osobiście Dmitrij Miedwiediew. Były prezydent i premier Rosji, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa stwierdził: "Bądźcie ostrożni! W Londynie dzieje się wiele rzeczy...".
Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa już 18 grudnia ogłosiła, że zatrzymała podejrzanego, który miał dokonać zamachu. FSB twierdzi, że domniemanym sprawcą jest 29-letni obywatel Uzbekistanu. Rosyjskie media podkreślają, że mężczyzna miał zostać zwerbowany przez ukraińskie służby specjalne. W zamian miał otrzymać 100 tys. dolarów i gwarancję pobytu w jednym z krajów Unii Europejskiej.
Na razie żadnych dowodów jednak nie przedstawiono, a samo tempo działania FSB uznane za zadziwiająco szybkie. Zwłaszcza, że w dotychczasowych przypadkach radziły sobie bardzo słabo. Zarówno w przypadku śledztw po zamachach, jak i zabezpieczenia kontrwywiadowczego. Ukraiński wywiad nie ma też wielkiego problemu, aby zidentyfikować cele.
Wybór "obiektów"
- Na pewno osoby na najwyższych stanowiskach dowódczych, pełniące ważną rolę w systemie dowodzenia, to wysoki priorytet dla strony ukraińskiej – mówi dr Materniak.
Jeszcze przed śmiercią ppłk. pil. Golenkowa, którego ciało odnaleziono w październiku we wsi Suponewo pod Briańskiem, Ukraińcy opublikowali listę nazwisk i miejsc zamieszkania oficerów pułku, którzy zostali oskarżeni o ataki terrorystyczne.
- W przypadku oficerów identyfikacja celu jest relatywnie łatwa, nawet w oparciu o dane z otwartych źródeł. Dane osobowe wysokich rangą oficerów na eksponowanych stanowiskach są często publikowane oficjalnie, nawet mimo trwającej wojny. Problemem jest raczej dobór miejsca i czasu ataku, bo to wymaga żmudnej pracy wywiadowczej, np. ustalenia wzorców zachowań, nawyków, zwyczajowych tras przemieszczania się między miejscem zamieszkania a miejscem służby - dodaje kmdr por. rez. Goździewicz.
- Wiele zależy od posiadanych przez ukraiński wywiad "aktywów" w danym miejscu, w otoczeniu tego czy innego oficera, ale pewnie także od tego, na ile taka osoba jest świadoma zagrożenia, czy i jakie podejmuje środki bezpieczeństwa – zauważa z kolei dr Materniak.
Złożoność pracy, jaką wywiad musi wykonać, powoduje, że ataki na najważniejszych oficerów nie są zbyt częste.
- Przygotowania do takich ataków musiały zająć wiele tygodni, jeśli nie miesięcy, ale tu też w pewnym sensie ofiary tych ataków "pomogły" ukraińskim służbom - konstatuje kmdr por. rez. Goździewicz. - Rutyna zabija.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski