Nałęcz wzywa Miodowicza do debaty nt. sprawy Jaruckiej
Rzecznik kandydata na prezydenta
Włodzimierza Cimoszewicza Tomasz Nałęcz wezwał członka
sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Konstantego Miodowicza
(PO) do merytorycznej debaty na temat sprawy Anny Jaruckiej i roli
Miodowicza w tej sprawie. Miodowicz zapowiedział już, że nie
weźmie udziału w takiej debacie.
Mam szereg merytorycznych pytań i argumentów. Jeżeli pan pułkownik Miodowicz tego wyzwania honorowego nie przyjmie, uznam, że boi się o swoje racje, że jest w wielkim kłopocie, że nie chce skonfrontować swoich racji z moimi racjami - oświadczył Nałęcz na konferencji prasowej.
Jak powiedział, przesłał do Miodowicza list z zaproszeniem do spotkania. Zaproponował w nim, aby debata odbyła się jak najszybciej i żeby uczestniczyły w niej media.
Wcześniej we wtorek Miodowicz na konferencji prasowej odpowiedział na 20 pytań związanych ze sprawą b. asystentki Cimoszewicza Anny Jaruckiej, zadanych mu w zeszłym tygodniu przez Nałęcza.
Rzecznik Cimoszewicza podkreślił, że żadna z jego wątpliwości nie została jednak przez Miodowicza rozwiana, a nawet więcej - "uległy one spotęgowaniu". Im dłużej słucham tego, co pan mówi, i patrzę na pana mętne wywody, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pan coś ukrywa, że to pan stoi za sprawą Anny Jaruckiej - oświadczył Nałęcz. Jak podkreślił, nadal aktualne jest jego pytanie, kto skontaktował Miodowicza z Jarucką i czy była to osoba związana ze służbami specjalnymi.
Nałęcz zaapelował do Miodowicza, aby skończył z językiem inwektyw i "przyjął jego wyzwanie" do merytorycznej dyskusji. Żeby nie mówił dziad do obrazu, a obraz ani razu - dodał Nałęcz.
Zaznaczył, że Cimoszewicz został "oczerniony" w ciągu kilku godzin i niedopuszczalne jest teraz oczekiwanie kilka miesięcy na ostateczne wyjaśnienie sprawy Jaruckiej - co proponuje Miodowicz.
W wyniku afery z Jarucką kilkanaście proc. wyborców wycofało swoje zaufanie do Cimoszewicza i przeniosło je na Donalda Tuska - zaznaczył Nałęcz. Dlatego - jak argumentował - nie może być tak, że sprawa ta zostanie wyjaśniona dopiero po wyborach.
Nałęcz zastrzegł, że debata z Miodowiczem nie ma zastępować działań prokuratury. W poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że biegły, który badał autentyczność upoważnienia Cimoszewicza wystawionego dla jego b. asystentki do zmiany jego oświadczenia majątkowego za 2001 rok, uznał, że pod upoważnieniem widnieje faksymile, które trafiło do MSZ w czerwcu 2002 r. Upoważnienie datowane jest natomiast na 20 kwietnia 2002 r.
Według Nałęcza jest to dowód na fałszerstwo dokonane przez Jarucką. Jak mówił, nie rozumie, dlaczego w obliczu tego faktu Miodowicz nadal jej broni. Jak podkreślił, również motyw działania Jaruckiej jest już znany. Miałaby to być zemsta za nieudzielenie przez Cimoszewicza mężowi Jaruckiej protekcji przy wyjeździe na placówkę zagraniczną.
Nałęcz zarzucił też Miodowiczowi kłamstwo, ponieważ nie skierował do niego 21 pytań - jak zapowiadał na konferencji Miodowicz - tylko 20. Jak podkreślił, sam nigdy nie posunąłby się do tego, by w 25. rocznicę powstania "Solidarności" wykorzystywać symboliczną wymowę liczby 21 (chodzi o 21 postulatów, o które walczyli robotnicy), co - jego zdaniem - uczynił Miodowicz informując o rzekomych 21 pytaniach.
Nałęcz wezwał też polityka PO, aby w trybie wyborczym wytoczył proces tym, którzy twierdzą, iż to on zadecydował o wprowadzeniu na początku lat 90. agenta UOP do struktur NSZZ "Solidarność".
Nałęcz przytoczył fragment artykułu zamieszczonego 28 sierpnia w "Przeglądzie". Napisano w nim m.in.: "Jak ustaliła +Trybuna+ na początku lat 90. kierowany przez Miodowicza Zarząd Kontrwywiadu UOP wprowadził do struktur +Solidarności+ tajnego agenta. Był to działacz "S", który od 1990 r. współpracował z UOP, a dwa lata później wszedł w skład grupy +N+, czyli +nielegałów+, funkcjonariuszy pracujących pod przykryciem w różnych cywilnych instytucjach". Dalej zaś napisano, że o jego zatrudnienie w tym charakterze wniósł sam Miodowicz.
Nie prowadziłem specjalnych działań mających na celu zweryfikowanie tej informacji. Ale według dostępnych mi informacji to są kwestie nie wymyślone, ale prawdziwe - oświadczył Nałęcz.
Jeśli pan uważa, że ten zarzut tygodnika "Przegląd" jest nieprawdziwy, to proszę o pozwanie osób tak twierdzących przed sąd w trybie wyborczym. Wtedy w ciągu 48 godzin okaże się, czy miał pan coś wspólnego z wprowadzeniem do centralnych władz "S" agenta UOP, czy nie - zaapelował do Miodowcza.