Nałęcz: Wildstein złamał prawo
Bronisław Wildstein z "Rzeczpospolitej" naruszył prawo kopiując z IPN listę funkcjonariuszy tajnych służb PRL, agentów i kandydatów na
agentów, i przekazując ją dziennikarzom - uważa wicemarszałek Sejmu Tomasza Nałęcza (SdPl). Nałęcz dodał, że po "uruchomieniu milionowej lustracji całe morze krzywdy ludzkiej spadnie na Wildsteina".
31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 12:53
W tej sprawie muszą się wypowiedzieć specjaliści; moim zdaniem doszło do naruszenia prawa, bo ustawa o ochronie danych niejawnych nie jest jedyną ustawą w Polsce. W Polsce funkcjonuje jeszcze prawo własności. Pańskie meble, moje meble nie są objęte klauzulą tajności, ale jak ktoś przyjdzie i je wyniesie bez naszej zgody, to znaczy, że je ukradnie. Moim zdaniem podobnie zachował się red. Wildstein - powiedział Nałęcz w poniedziałek w "Sygnałach Dnia".
To jest oczywiste, że tutaj nastąpiło złamanie prawa do własności intelektualnej IPN-u - dodał wicemarszałek. W jego opinii tę listę mógł upowszechniać tylko Instytut Pamięci Narodowej. Dodał, że lista powinna zostać opatrzona komentarzem objaśniającym, że nie jest to lista agentów i współpracowników tajnych służb, ale jest to "lista zasobu archiwalnego". Nałęcz przypomniał, że w 1992 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz "ogłosił też nie listę agentów, tylko listę osób, które są w zasobie archiwalnym MSW".
Nałęcz zaznaczył, że jeśli ktoś decyduje się na takie działanie, to musi się liczyć z tym, jak to działanie będzie odebrane przez miliony Polaków. Moim zdaniem jeśli to robi jakiś "przygłupek", to można tłumaczyć nieświadomością, ale jeśli robi to członek elity dziennikarskiej, to dla niego nie ma usprawiedliwienia. Chciał uruchomić masową, milionową lustrację, i uruchomił, i całe morze krzywdy ludzkiej na niego spadnie - powiedział Nałęcz.
Wicemarszałek podkreślił, ze nie jest za blokowaniem lustracji, ale w tej dziedzinie nie można kłusować, a to, co robi redaktor Wildstein, jest kłusownictwem. Jego zdaniem, wiedza o materiałach tajnych służb PRL musi być upowszechniana przez specjalistów, żeby oddzielić ziarno od plewy, żeby krzywdy ludzkiej nie było.
Nałęcz powiedział, że największe niebezpieczeństwo przy publikacji tej listy polega na tym, że jest to lista, na której łotr jest obok ofiary - ocenił polityk SdPl.
W sobotę "Gazeta Wyborcza" napisała w artykule pt. "Ubecka lista krąży po Polsce", że skopiowana w archiwum IPN lista funkcjonariuszy tajnych służb PRL, agentów i kandydatów na agentów z "nieprawdopodobną liczbą 240 tys. nazwisk" krąży po Polsce. Komputer z bazą danych o archiwach znajduje się w czytelni IPN od jesieni ubiegłego roku. Mają do niego dostęp wszyscy, którzy korzystają z archiwum.
Wildstein uważa, że nie złamał prawa, przekazując listę zasobów osobowych znajdujących się w archiwach IPN innym dziennikarzom, ponieważ jest ona jawna. Tłumaczy, że zrobił to, by umożliwić dziennikarzom zwrócenie się do IPN o odtajnienie tych danych.