Nałęcz: we wtorek członkowie komisji śledczej dostaną raport
Szef sejmowej komisji śledczej, wicemarszałek
Sejmu Tomasz Nałęcz (UP) zapowiedział, że we wtorek przekaże
pozostałym posłom z komisji raport z jej prac w sprawie tzw. afery
Rywina.
01.03.2004 | aktual.: 01.03.2004 19:16
W swoim fragmencie raportu Nałęcz udowadnia tezę, że Lew Rywin był tylko "listonoszem", który reprezentował określoną grupę osób stojących za korupcyjną propozycją. Szef komisji wymienia te osoby z imienia i nazwiska. Na razie jednak nie chce ich ujawnić.
Nałęcz chciałby, by w czwartek komisja ustaliła harmonogram spotkań w marcu. Jeśli się okaże, że zaproponowany przez niego plan zostanie zakwestionowany przez pozostałych posłów, wystąpi z prośbą, by Sejm w uchwale określił datę zakończenia prac komisji.
Członkowie opóźnili
Odpowiadając na zarzuty Ligi Polskich Rodzin, że wprowadził w błąd Sejm i opinię publiczną zapowiadając, że raport z prac komisji będzie gotowy do końca lutego, Nałęcz tłumaczył, że członkowie komisji z opóźnieniem przekazywali mu swoje części raportu.
Jak powiedział np. Jerzy Szteliga (SLD) z powodu choroby jeszcze nie dał mu swojej części, a Zbigniew Ziobro (PiS) opracował swój materiał, ale nie na użytek komisji, lecz dziennikarzy. Do tej pory nie dał go Nałęczowi.
Nałęcz odniósł się też do wniosku LPR, która chce odwołania go z funkcji wicemarszałka Sejmu za to, że nie wywiązał się w zapowiadanym terminie z obowiązku przekazania Sejmowi raportu z prac komisji. LPR uważa, że takie działanie chroni osoby odpowiedzialne za popełnienie przestępstw. Jak poinformował lider LPR Roman Giertych, Liga złożyła już w Sejmie wniosek o odwołanie Nałęcza.
Kopany z dwóch stron
"Poświęcając komisji całą swoją dobę pracy opierałem się na tej pracy, którą koledzy byli łaskawi na moją prośbę wykonać. Gdyby pan Giertych dla wyjaśniania sprawy Rywina zrobił tyle co ja, miałby wtedy moralne prawo, żeby składać wniosek o moje odwołanie" - powiedział Nałęcz. Dodał, że ostatnio jest "kopany z dwóch stron" - z jednej "przykłada mu lewicowa 'Trybuna'", a "na drugą nogę" Giertych.
"Można mnie kopać z dwóch stron, tylko jak się tego rodzaju zajęcie wykonuje, nie można stroić się w szatę Katona. Nie mam pretensji do pana posła Giertycha, że mnie kopie, tylko że mnie kopie z pozycji Katona" - powiedział.
Jak zaznaczył, "z bólem" obserwował poniedziałkową konferencję prasową Ziobry, podczas której zaprezentował on swoją wersję raportu z prac komisji. Ziobro uważa, że prezydent, premier i minister sprawiedliwości powinni stanąć przed Trybunałem Stanu za to, że nie zawiadomili prokuratury o przestępstwie popełnionym przez Lwa Rywina.
Ziobro na granicy
Zdaniem Nałęcza Ziobro zachował się "delikatnie mówiąc, na granicy braku odpowiedzialności". "Bo jeśli się zapowiada wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu głowy państwa, szefa rządu, ministra sprawiedliwości, to trzeba najpierw z takimi przemyśleniami i dowodami na tę tezę zapoznać komisję, a potem opinię publiczną" - podkreślił.
"Mając szansę rozwikłać największą aferę korupcyjną RP powinniśmy ważyć słowa i unikać spektaklu. A dzisiaj pan poseł Ziobro zorganizował spektakl, który miał być wielki, a moim zdaniem jest żałosny" - zaznaczył Nałęcz.
Według Nałęcza podobne oskarżenia, jakie Ziobro kieruje pod adresem Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera i Grzegorza Kurczuka, można wysunąć w stosunku do kilkuset innych funkcjonariuszy publicznych, którzy także wiedzieli o sprawie i też nie zawiadomili organów ścigania.
Kto przed wymiar
"Jeśli pan poseł Ziobro jest przekonany, że każdy, kto wiedział o tej sprawie, w charakterze fantastycznie dla niego brzmiącej plotki, miał obowiązek zawiadomić prokuraturę, to pan Lech Kaczyński (który wiedział o sprawie Rywina) też powinien stanąć przed wymiarem sprawiedliwości" - powiedział Nałęcz.
Według Nałęcza w dzisiejszym klubie PiS jest "długi szereg osób", które też o tym wiedziały. W ocenie Nałęcza raport Ziobry "wygląda na polowanie na nie lubiane przez niego czarownice".