Nałęcz: nie będę przepraszał Millera
Premier Miller chciałby przeprosin za
szkody, jakie wyrządzono jemu i Sojuszowi Lewicy Demokratycznej
podczas badania afery Rywina. Jednak ja premiera nie zamierzam za
nic przepraszać - pisze w "Fakcie" wicemarszałek Sejmu Tomasz
Nałęcz.
Stwierdza on, że przez kilka miesięcy uczciwie pracował, analizując tę sprawę i ustalił smutną prawdę: afera Rywina jest autentyczna i brali w niej udział ludzie lewicy. Fakt, że sąd nie znalazł dowodów na ich udział w sprawie, jest skutkiem ułomnego aktu oskarżenia.
Tomasz Nałęcz radzi Leszkowi Millerowi, żeby po 2 maja, gdy będzie miał więcej wolnego czasu, przejrzał materiały dowodowe z prac komisji śledczej. Wtedy sam stwierdzi, że osinowego kołka rzeczywiście trzeba użyć, ale wobec ludzi, którym do tej pory ufał. Jeśli tego kołka nie wbije im w pierś, to kłopoty mogą się w przyszłości powtórzyć.
Leszek Miller powinien również przeprowadzić własne dochodzenie w tej sprawie i wtedy już nie będzie domagał się przeprosin od ludzi, którzy wskazują winnych w jego otoczeniu. Premier Miller nie jest bowiem ofiarą ujawnienia afery, ale swoich współpracowników. I dlatego, zamiast żądać przeprosin, powinien raczej podziękować za ostrzeżenie - uważa Nałęcz. (PAP)