Znicze w miejscu tragedii przed Uniwersytetem Warszawskim. © Agencja Gazeta | Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl

"Nie mogę dosłownie nic". Po zabójstwie strażnicy czują wściekłość

Dariusz Faron

- Czujemy smutek i żal, ale przede wszystkim ogromną złość. Od dłuższego czasu alarmujemy, że ustawowo nie mamy narzędzi, by dbać o bezpieczeństwo innych. Rozmawialiśmy nawet, że żeby coś się zmieniło, najwyraźniej musi dojść do tragedii. No to doszło - mówi Wirtualnej Polsce jeden ze strażników Uniwersytetu Warszawskiego.

W środę, 7 maja, na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego doszło do makabrycznej zbrodni. Mieszko R., 22-letni student prawa, wtargnął na teren kampusu z siekierą. Zabił portierkę i ciężko ranił pracownika ochrony.

Po tragedii kanclerz UW, Robert Grey, spotkał się z ministrami spraw wewnętrznych i administracji oraz nauki i szkolnictwa wyższego. - Wszyscy mieliśmy przekonanie, że potrzebujemy ustawowych zmian, które będą odpowiadać rzeczywistym zagrożeniom współczesnego świata, a nie zostały wzięte pod uwagę w dotychczas funkcjonującym porządku prawnym - mówił Grey w rozmowie z PAP.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Studenci UW o ataku. "Wstrząsające", "Cios w nasze bezpieczeństwo"

Jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, strażnicy dostali wytyczne, by nie wypowiadali się w mediach. Dwóch z nich zgodziło się jednak na anonimową rozmowę z Wirtualną Polską.

- Wielu z nas odczuwa złość. Jako strażnik nie mam żadnych uprawnień, nie mogę dosłownie nic. Jedyne, co mam, to naszywka na kurtce. Strażnikiem jestem tylko z nazwy - mówi jeden z nich.

Dariusz Faron, Wirtualna Polska: Kanclerz UW Robert Grey stwierdził w rozmowie z PAP, że całe środowisko jest w traumie. A największą mają strażnicy. Jak się panowie czują?

Strażnik A: Przez dwa, trzy dni po tragedii, powtarzałem sobie, że nic mi nie jest. Później emocje puściły. Dotarło do mnie, co się wydarzyło. Nie było mnie w pracy w dniu morderstwa. Mimo to usłyszałem ostatnio od bliskiej osoby, że widać u mnie bardzo duże napięcie. Nie czuję strachu. Ale nie dziwię się, jeśli któryś z kolegów bał się przyjść na zmianę. Tym bardziej że nie jesteśmy uzbrojeni. Kto nam zagwarantuje, że za miesiąc to nie my znajdziemy się na miejscu Tomka albo Darka, czyli drugiego strażnika, który obezwładniał sprawcę?

Strażnik B: Znaliśmy ofiarę i znamy Tomka, który został poważnie zraniony. Trauma jest więc podwójna. Nie byłem na uczelni w pierwszych dniach po tragedii, ale czułem w środku ogromny ciężar. Cały czas chodziłem spięty.

Zostaliście objęci opieką psychologiczną?

B: Tak, dostaliśmy kontakt do psychologa. Trudno mi nawet mówić o tej tragedii. Starszy syn dopytywał, co się stało. Przy rodzinie staram się trzymać, ale nadal są we mnie ogromne emocje. Mówiąc szczerze, zastanawiam się, czy nie zrezygnować z pracy. Żal kobiety, która zginęła i żal naszego kolegi. Ale przede wszystkim czuję ogromną złość. Wiem, że nie tylko ja. Tę złość odczuwa teraz bardzo wielu strażników UW.

Złość na co albo na kogo?

B: Na realia naszej pracy. Ustawowo nie mamy narzędzi, żeby się bronić, nie mówiąc o zapewnieniu bezpieczeństwa innym. Gdy ktoś nas zaatakuje, mamy tylko gołe ręce. Przecież ja nawet nie mogę nikogo wylegitymować. Mówiłem panu, że jako strażnicy UW jesteśmy źli, ale – przepraszam za wyrażenie - dużo bardziej pasowałoby tu określenie, że jesteśmy wkur...

Nie mam żadnych uprawnień, nie mogę dosłownie nic. Strażnikiem jestem tylko z nazwy. Jedyne, co mam, to naszywka na kurtce. Nie mogę zastosować żadnych środków przymusu bezpośredniego. Jeśli przychodzi pan z ulicy na teren uniwersytetu, pod względem uprawnień niczym się nie różnimy. Oczywiście regularnie słyszymy z góry, że do każdego trzeba się zwracać grzecznie, żeby przypadkiem nie poczuł się urażony. W tej branży się tak nie da. Jesteśmy po prostu bezradni. Jak mam dbać o bezpieczeństwo na uczelni, jeśli sam się muszę rozglądać, czy ktoś mnie nie zaatakuje?

A: Jesteśmy bezbronni od bardzo długiego czasu. Pod względem bezpieczeństwa świat idzie do przodu, a uniwersytety stanęły w miejscu. Prawda jest taka, że nikt nas nie szanuje. Robimy za najniższą krajową. Czytam wypowiedzi pana rektora, że nasze uprawnienia mają się niedługo zmienić. Mam taką nadzieję, bo rozmawiamy naprawdę o podstawach. Czuję się nie jak strażnik, tylko jak pachołek do przestawiania.

Jakie uprawnienia i narzędzia powinniście dostać?

B: Na pewno gaz i pałkę, żeby nie dopuścić napastnika bliżej siebie. Poza tym kajdanki, bo jeśli uda się już kogoś obezwładnić, coś z nim trzeba dalej zrobić. O broni palnej nie ma mowy, ale nawet wspomniany gaz czy paralizator o mniejszym napięciu znacząco poprawiłyby naszą sytuację. A wie pan, co jest najgorsze? Że jako środowisko bijemy na alarm od dłuższego czasu. Rozmawialiśmy nawet, że żeby coś się zmieniło, najwyraźniej musi dojść do tragedii. No to doszło.

A: Teraz ruch należy do władzy. Choć nie znam szczegółów, wiem, że niektórzy nasi koledzy rozmawiają z władzami uczelni jako nasi przedstawiciele. Ponoć możemy przedstawić swoje postulaty. Ale my jako strażnicy nie wprowadzimy zmian ustawowych. Jednocześnie rozumiem kanclerza Greya, który mówi, że potrzeba trochę czasu. Czekamy zatem, co się wydarzy.

Co to konkretnie znaczy, że jako środowisko strażników już od dłuższego czasu biliście na alarm?

B: Wiele razy zgłaszaliśmy uwagi dotyczące braku uprawnień czy narzędzi m.in. swojemu kierownikowi. Słyszeliśmy, że to kwestia odgórnie obowiązujących przepisów.

A panów zdaniem to kwestia wyłącznie zmian w prawie, czy uniwersytet niezależnie powinien podjąć jakieś działania?

A: Nigdy nie ma gwarancji, że całkowicie powstrzymamy szaleńców. Zawsze ktoś może wyskoczyć z nożem albo pistoletem, nie da się zredukować niebezpieczeństwa do zera. Natomiast jestem za zwiększeniem liczebności strażników na terenie uniwersytetu.

Proszę sobie wyobrazić, że idzie pan ulicą i co jakiś czas mija pan policjanta. Jeden stwierdzi, że żyje w państwie policyjnym. Ale drugi, który akurat myślał o tym, żeby kogoś zaatakować, zastanowi się dwa razy. Musimy skupiać się nie tylko na tym, jak reagować w takich sytuacjach, ale też jak im zapobiec.

Tymczasem bywały u nas przypadki, że jakiś pan nie ma przepustki, więc nie wpuszczam go na teren uniwersytetu. A za chwilę dostaję telefon z góry, żeby jednak wpuścić. Przepraszam za bezpośredniość, ale wychodzę w takim momencie na idiotę.

B: Też uważam, że po tragedii liczebność strażników powinna zostać zwiększona. Na zmianie jest dowódca, dwóch strażników na bramach i ci, którzy patrolują teren. Nie chcę tu operować dokładniejszymi liczbami. Natomiast paradoks polega na tym, że po morderstwie w praktyce liczba strażników w terenie jest jeszcze mniejsza.

Jeden strażnik na zmianie obstawia Auditorium Maximum, drugi pilnuje portretu pani Małgosi. Usłyszeliśmy od naszego kierownika, że mamy więcej chodzić po terenie, pokazywać się. Jak to się u nas mówi, "kręcić kółka". Szczerze mówiąc, nie sądzę, że rozwiąże to problem.

8 maja 2025. Uroczyste upamiętnienie ofiary ataku na UW.
8 maja 2025. Uroczyste upamiętnienie ofiary ataku © East News | Filip Naumienko/REPORTER

Jak w ogóle dowiedzieliście się o tragedii?

B: Z mediów, pół godziny po zdarzeniu. Przeglądałem wiadomości w internecie, nagle wyskoczył czerwony komunikat: "morderstwo na UW". Pierwsza myśl: ktoś się pomylił. Ale zaraz rozdzwonił się telefon. Przestraszeni znajomi pytali, czy ze mną wszystko OK. Przeżyłem szok. Dobrze wiedziałem, kto tego dnia jest na zmianie.

Szybko dostałem informację, który z kolegów został zaatakowany. Krążyło dużo nieprawdziwych doniesień, np. że ofierze odcięto głowę. Nie mówię już o filmikach ze zbrodni, które pojawiły się w internecie. Dla mnie to niepojęte, że niektórzy, zamiast dzwonić po pomoc, myśleli przede wszystkim, żeby nagrać filmik. Żyjemy w strasznych czasach.

A: Byłem zszokowany, że ludzie mogą posunąć się do czegoś takiego, by publikować filmy z morderstwa. Jeśli już ktoś naprawdę musi, niech sobie nagrywa, ale niech najpierw pomyśli o bezpieczeństwie swoim i innych. A odnośnie niesprawdzonych informacji, ja zwróciłem uwagę na doniesienia, że napastnik miał rzekomo chodzić dłuższy czas po kampusie z siekierą. Totalna bzdura, monitoring tego nie potwierdził.

Co zatem według waszej wiedzy dokładnie się wydarzyło?

B: Tomek usłyszał jakieś krzyki. Wyskoczył zza żywopłotu i zobaczył człowieka schylonego nad leżącą kobietą. Zapytał, w czym może pomóc. Miał usłyszeć od napastnika: "Jej już nic nie pomoże".

Później ten człowiek ruszył na niego z siekierą. Nasz strażnik zareagował modelowo. Tak chwycił napastnika i go docisnął, że znacząco ograniczył mu możliwość ataku. Mimo to otrzymał przy tym ciosy. Drugi kolega, Darek, który do nich dobiegł, wytrącił sprawcy siekierę. Później go obalili.

Policjanci prowadzą Mieszka R. na przesłuchanie w prokuraturze
Policjanci prowadzą Mieszka R. na przesłuchanie w prokuraturze © Agencja wyborcza pl. | Jacek Marczewski

We wtorek premier Donald Tusk poinformował, że wystąpi o odznaczenia dla strażnika i oficera SOP, którzy interweniowali, a dzieci ofiary otrzymają renty specjalne.

B: Wiem, że jeden z naszych kolegów rozmawiał o tym z rektorem. Od uczelni szedł przekaz, że rodzina ofiary i poszkodowany strażnik nie zostaną sami. Cieszę się, że tak się stało. Nie rozumiem tylko, dlaczego premier wspomniał w mediach społecznościowych jedynie o Tomku i funkcjonariuszu SOP, który pomógł obezwładniać napastnika. W akcji brało udział dwóch strażników Uniwersytetu Warszawskiego.

A: Pominięcie drugiego strażnika przez premiera we wpisie to najprawdopodobniej efekt chaosu informacyjnego po tragedii. Mam nadzieję, że sprawa szybko zostanie wyjaśniona i Darek też otrzyma pomoc od państwa. Inna kwestia, że nasi koledzy nie działali dla odznaczeń. Chcieli ratować panią Małgorzatę. I wykonać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafią. Szacunek dla pana z SOP, że ruszył z pomocą. Natomiast oddajmy sprawiedliwość naszym kolegom, bo to przede wszystkim oni powstrzymali sprawcę. Teraz potrzebują czasu i spokoju, by wrócić do równowagi psychicznej.

Jak wygląda rzeczywistość uniwersytetu po tragedii?

B: Atmosfera jest bardzo ciężka i przygnębiająca. Sytuacja sprzed kilku dni: przy uniwersytecie przez jakiś czas chodził facet ubrany na czarno i dziwnie się rozglądał. Złapałem się na tym, że od razu zacząłem analizować, co może zaraz zrobić. A - podkreślę raz jeszcze - nie mogę nawet sprawdzić, kto to jest. Zapytam ostrzej, co tu robi, a on pójdzie do mojego kierownika na skargę i wyrzucą mnie z roboty.

Wcześniej kiedykolwiek czuliście panowie w pracy zagrożenie?

B: Gdy w maju 2024 r. na terenie uczelni odbywały się antyizraelskie protesty, rektor wydał rozporządzenie, że wpuszczamy tylko pracowników i studentów. Wówczas sprawdzaliśmy legitymacje. Część środowiska uniwersyteckiego protestowała, że to ograniczenie wolności. Ludzie się przyzwyczaili, że wszędzie można wejść, a nagle pojawiło się jakieś obostrzenie.

Nie doszło do żadnej fizycznej napaści, natomiast trafiali się tacy, którzy wymachiwali rękami i wygrażali. I znowu: co ja mogłem? Nic. To naprawdę upokarzające. Nie zliczę, ile razy usłyszałem w robocie, że jestem chu..., bo nie chcę otworzyć bramy komuś, kto nie ma zezwolenia na wjazd.

Co, oprócz braku narzędzi i uprawnień, jest dla was po tragedii najtrudniejsze?

B: Dla mnie to, że ludzie nieustannie robią zdjęcia portretu pani Małgosi. Stoję na posterunku, a ktoś co chwilę podchodzi z telefonem. Twarz kobiety, która zginęła, stała się niemalże atrakcją turystyczną. Nie wspomnę już o politykach pozujących przy portrecie, żeby później opublikować swoje zdjęcie w mediach społecznościowych. Nie rozumiem, jak na takiej tragedii można robić politykę. W moim odczuciu to dla rodziny pani Małgosi krzywdzące i upokarzające. Wyraz braku szacunku.

Dr Hanna Machińska powiedziała mi ostatnio, że dla niej Uniwersytet Warszawski przestał być bezpieczną przestrzenią.

B: Zgadzam się. Na uczelni naprawdę panowała bardzo dobra, wręcz rodzinna atmosfera. I to nie jest jakaś dyplomacja, tak po prostu czułem. Teraz nie ma już o tym mowy. Na pewno nic nie będzie już takie jak przed tragedią.

Dariusz Faron, dziennikarz Wirtualnej Polski

Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz! dariusz.faron@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Tragedia w polskiej fabryce MAN. Kobietę przygniótł autobus na linii montażowej
Tragedia w polskiej fabryce MAN. Kobietę przygniótł autobus na linii montażowej
Hołownia ambasadorem w USA? "Zbędne spekulacje"
Hołownia ambasadorem w USA? "Zbędne spekulacje"
Tunel pod granicą. Minister Kierwiński ujawnia szczegóły operacji
Tunel pod granicą. Minister Kierwiński ujawnia szczegóły operacji
Sarkozy już w więzieniu. Pierwsza taka sytuacja w historii
Sarkozy już w więzieniu. Pierwsza taka sytuacja w historii
Agata Kornhauser-Duda ma nową pracę. Trafiła do NBP
Agata Kornhauser-Duda ma nową pracę. Trafiła do NBP
6-miesięczny chłopiec zmarł po szczepionce. Nowe informacje w sprawie
6-miesięczny chłopiec zmarł po szczepionce. Nowe informacje w sprawie
Dobrzyński: ABW zatrzymała już 55 osób działających na zlecenie Rosji
Dobrzyński: ABW zatrzymała już 55 osób działających na zlecenie Rosji
Szykował akty sabotażu "o charakterze terrorystycznym". Zarzuty dla Ukraińca
Szykował akty sabotażu "o charakterze terrorystycznym". Zarzuty dla Ukraińca
Brytyjski minister obrony: jesteśmy gotowi wysłać wojska do Ukrainy
Brytyjski minister obrony: jesteśmy gotowi wysłać wojska do Ukrainy
Moskwa o kompromisie. Szef rosyjskiego wywiadu mówi o potrzebie dialogu
Moskwa o kompromisie. Szef rosyjskiego wywiadu mówi o potrzebie dialogu
Niedoszły zabójca premiera Fico skazany. Trafi do więzienia na 21 lat
Niedoszły zabójca premiera Fico skazany. Trafi do więzienia na 21 lat
"Tak" dla planu Trumpa. Wspólne europejskie oświadczenie
"Tak" dla planu Trumpa. Wspólne europejskie oświadczenie