Największy atak dronów na Moskwę. Pożoga, gniew. Propagandyści nawołują do zemsty
Po największym ataku dronów na Moskwę i kilku ofiarach śmiertelnych rosyjscy politycy i komentatorzy grożą w propagandowych wypowiedziach użyciem Oriesznika. Ukraina, wysyłając ponad 300 dronów, negocjuje także z USA, pokazuje, że ma mocne karty – uważa dr Wojciech Siegień, ekspert ds. Rosji z Uniwersytetu Gdańskiego.
- Atak dronów na Moskwę to nie jest sygnał wysłany tylko do Rosji. W ten sposób Ukraina buduje pozycję negocjacyjną wobec Donalda Trumpa. Pokazują, iż - niezależnie od wsparcia amerykańskiego - dysponują siłą zdolną do przeprowadzania masowych ataków na stolicę Rosji - mówi WP dr Wojciech Siegień, ekspert w dziedzinie analiz rosyjskiej propagandy oraz autor podcastu "Blok wschodni" w serwisie Krytyki Politycznej.
- Złożoność negocjacji polega na tym, że Ukraina musi je prowadzić również z Amerykanami. Pokazuje im: my się nie boimy, więc wy też się nie bójcie stawiać Rosjanom wysokich oczekiwań. Atak jest argumentem, aby budować wstrzymanie ataków z powietrza - komentuje rozmówca.
We wtorek w Arabii Saudyjskiej odbyło się spotkanie Ukraińców z amerykańską delegacją. To wstęp do rozmów o warunkach zakończenia wojny w Ukrainie. Kilkanaście godzin wcześniej Ukraina zdecydowała się na odpalenie w kierunku Moskwy ponad 300 dronów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największy atak na Rosję. Seria eksplozji w Moskwie
Ukraina atakuje Moskwę
Ukraina przekazała, że atak dronów na Moskwę powinien wywrzeć presję na Putina, aby zaakceptował złożoną kilka dni temu propozycję zatrzymania ataków rakietowych. "Największy atak dronów w historii został przeprowadzony na Moskwę i obwód moskiewski. To dodatkowy sygnał dla Putina, że powinien być również zainteresowany zawieszeniem broni w powietrzu" – oświadczył rzecznik ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Kowalenko.
Ministerstwo Obrony Rosji poinformowało, że w nocy z 10 na 11 marca rosyjskie systemy obrony powietrznej przechwyciły i zniszczyły 337 ukraińskich dronów, z czego 126 nad obwodem kurskim, który graniczy z Ukrainą. Wciąż ostrzeliwana fala dronów doleciała do Moskwy, gdzie według rosyjskich źródeł strącono 91 maszyn. Według gubernatora obwodu moskiewskiego Andrieja Worobiowa, w obwodzie moskiewskim zginęły co najmniej trzy osoby, a 14 zostało rannych.
Ofiary śmiertelne to m.in. ochroniarz pracujący w firmie na lotnisku Domodiedowo, a także 38-letni mężczyzna stojący na parkingu przed zakładem mięsnym. Według Rosjan cztery osoby są także ofiarami strzelania do dronów nad obwodem kurskim. "To najpotężniejszy atak ukraińskich dronów na regiony Rosji w trakcie całej wojny rosyjsko-ukraińskiej" - opisują rosyjskie media.
Trzy osoby zginęły w obwodzie kurskim, dwie w obwodzie moskiewskim. Celem ataków byli zwykli cywile śpiący w łóżkach i szykujący się do pracy. Jedyne, co jest uderzające, to kompletna bezsensowność ich ataków terrorystycznych. Aby zastraszyć Rosjan i zmusić ich do odstąpienia od swoich stanowisk w negocjacjach? Ale od trzech lat tego typu ataki budzą w nas jedynie zdrowy gniew
Rosyjska zemsta. Czy ponownie użyją rakiety Oriesznik?
Serwis Wieczorna Moskwa relacjonuje z kolei, że politycy Dumy Państwowej Rosji zwrócili się do Putina z apelem o pilne uderzenie na Ukrainę za pomocą rakiety balistycznej Oriesznik. "Decyzję podejmie naczelny dowódca, ale myślę, że konieczne byłoby wystrzelenie Oriesznika, najlepiej nawet kilku" - powiedział dziennikarzom Andriej Kartapołow, były wojskowy i szef komitetu obrony w parlamencie.
Nazwał masowy nalot dronów na Moskwę "czystym posunięciem propagandowym". Według niego atak nie miał żadnych celów militarnych i został zaplanowany tak, aby zbiegał się z negocjacjami z USA w Arabii Saudyjskiej. Odgrażał się tak: - Pokazują, że coś potrafią, więc trzeba ich zgasić, zniszczyć i przywołać do porządku, nic więcej.
- Politycy czy propagandyści, którzy wypowiadają tego typu groźby, nie mają wpływu na decyzję o rodzaju ewentualnej odpowiedzi. Ich zadaniem jest tylko podsycanie emocji w mediach - komentuje dr Wojciech Siegień.
Zauważa, że rosyjska propaganda sprawnie wykorzystała fakt, iż w Moskwie przebywał Feridun H. Sinirlioglu, sekretarz generalny Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Urzędnik został obwieziony po moskiewskich blokowiskach, gdzie pokazano mu zniszczenia.
- Kontrast tej sytuacji był wręcz zawstydzający. Zniszczenia w Moskwie to uszkodzone elewacje bloków, jakieś spalone samochody. Ostatnio Rosja ostrzeliwała Ukrainę, zamieniając całe budynki w gruzy. Ale to jest już sytuacja normalna i żaden oficjalny gość nie zakręcił się po gruzach w Ukrainie – mówi dalej dr Wojciech Siegień.
Opisując rosyjskie groźby, ukraińskie media przypominają, że 21 listopada 2024 roku wojska rosyjskie ostrzelały rakietami miasto Dniepr. To wtedy po raz pierwszy Rosja użyła do ataku międzykontynentalnego pocisku balistycznego (ICBM) Oriesznik. System nie był wyposażony w "jądrową głowicę hipersoniczną" - skomentował tego samego dnia Putin.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski