Najpotężniejsze marynarki wojenne 2030
W przyszłości te kraje będą rozdawały karty na morzu
Niektórzy będą w marynarce wojennej upatrywali sposobu na utrzymanie swojego mocarstwowego statusu, inni metody skokowego dołączenia do militarnej awangardy świata i potwierdzenia coraz większych globalnych wpływów.
Serwis National Interest przeanalizował programy zbrojeniowe największych potęg, strategie rozwoju, dotychczasowe wyposażenie, przy okazji uwzględniając zarysowujące się aspiracje poszczególnych krajów. Prognozując przyszły status, brano pod uwagę przede wszystkim lotniskowce jako globalne narzędzie projekcji siły oraz rakiety balistyczne umieszczone na okrętach podwodnych jako broń, umożliwiającą atak odwetowy w przypadku niespodziewanej agresji.
Na podstawie prognoz widać wyraźnie, że morski układ sił, wywiedziony jeszcze z czasów zimnej wojny, ulegnie znacznej zmianie. Kto za 15 lat będzie dzierżył palmę pierwszeństwa na morzach i oceanach?
Na zdjęciu: lotniskowiec USS George Washington na czele grupy, w skład której weszły amerykański niszczyciel rakietowy i trzy niszczyciele japońskie.
(oprac. Adam Parfieniuk / nationalinterest.org, WP)
Stany Zjednoczone
Stany Zjednoczone, które są morskim hegemonem od czasu zakończenia II wojny światowej, nadal będą nim w 2030 roku. Wówczas amerykańska marynarka ma mieć już co najmniej trzy lotniskowce nowej generacji (klasa Gerald R. Ford), które stopniowo zastępować co bardziej wysłużone lotniskowce klasy Nimitz.
W okolicy 2030 roku mają się także pojawić pierwsze okręty podwodne, które zaczną zastępować 14 jednostek klasy Ohio, wyposażonych w rakiety balistyczne.
W latach 2019-2034 Amerykanie będą dysponowali ok. 300 okrętami. Wśród nich znajdą się nowe niszczyciele rakietowe starej klasy Arleigh Burke, trzy nowe niszczyciele klasy Zumwal i dziesiątki niewielkich nowoczesnych okrętów przeznaczonych do zwalczania zagrożeń asymetrycznych (littoral combat ships).
Według National Interest to zupełnie wystarczy do utrzymania dominacji na morzach w 2030 roku, jednak kolejny okres będzie prawdziwym wyzwaniem dla USA i serwis ocenia go jako "krytyczny".
Na zdjęciu: grupa bojowa lotniskowca USS Enterprise po ćwiczeniach w rejonie Portoryko.
Chiny
Rok 2030 roku to prawdziwe wejście smoka. Chiny podkreślą swój globalny status potęgi, tworząc flotę typu blue water, a więc taką, która jest w stanie operować z dala od macierzystych portów.
Jeśli Państwo Środka utrzyma dotychczasowy gospodarczy kurs, możemy być pewni, że flotę zasili kilkadziesiąt nowych korwet, nowe fregaty, niszczyciele rakietowe i okręty desantowe.
Prawdziwe wrażenie robią jednak inne jednostki. W optymistycznym założeniu Chiny w 2030 roku będą miały w swojej flocie nawet 99 okrętów podwodnych i cztery lotniskowce. Ambitne plany mówią o 415 jednostkach w aktywnej służbie w 2030 roku, co zdecydowanie przebija Amerykanów i ich 309 prognozowanych okrętów różnego typu (choć w całościowym tonażu USA nadal będą górą).
Jednak by osiągnąć te cele, Chińczycy musieliby zacząć produkować dwa razy więcej okrętów podwodnych rocznie i znacznie przyspieszyć konstruowanie innych jednostek.
Faktyczną siłę chińskiej marynarki w 2030 roku National Interest uzależnia od stopnia zaawansowania rodzimych lotniskowców, które powinny w tym czasie już pływać po morzach. Wyznacznikiem ma być także jakość okrętów podwodnych, które mają zastąpić jednostki klasy Jin, czyli podstawowy nośnik rakiet balistycznych. Specjaliści podkreślają, że z uwagi na hałaśliwość są one stosunkowo łatwe do wykrycia, szczególnie na tle konkurencyjnych okrętów tego typu.
Na zdjęciu: chińscy marynarze w południowokoreańskim porcie Inczhon.
Indie
National Interest ocenia, że gigantyczne nakłady, jakie ostatnio desygnowano na rzecz marynarki wojennej, sprawią, że Indie dołączą do światowej elity.
Plan jest wyjątkowo ambitny, bo Indie chcą mieć do 2030 roku co najmniej trzy lotniskowce i 120 myśliwców do rozdysponowania na tych jednostkach.
Do grup uderzeniowych tych lotniskowców będzie można wykorzystać co najmniej dziewięć niszczycieli. Najprawdopodobniej będzie ich więcej, ponieważ Indusi zdają sobie sprawę, że muszą mieć więcej okrętów tego typu, by skutecznie chronić flotę lotniskowców.
Kluczowym uzupełnieniem będą też jednostki podwodne typu Arihant. Pierwsza z nich w tym roku ogłosiła gotowość operacyjną, w planach są prawdopodobnie trzy kolejne. Każdy z tych okrętów podwodnych będzie miał na pokładzie pociski balistyczne z głowicami nuklearnymi.
Na zdjęciu: lotniskowiec INS Vikramaditya, czyli zmodyfikowana, poradziecka jednostka klasy Kijów, którą Indie kupiły w 2004 roku.
Rosja
Losy żadnej z mocarstwowych marynarek nie są tak silnie związane z losami rynku surowców energetycznych, jak ma to miejsce w przypadku Rosji. National Interest przewiduje, że Moskwie nie uda się zrealizować ambitnego planu wymiany większości sprzętu wojskowego do 2030 roku. Ucierpi na tym także marynarka wojenna.
Rosja wciąż będzie jednak posiadała znaczącego asa w rękawie: osiem okrętów podwodnych klasy Borej z rakietami balistycznym na pokładzie.
Jeśli natomiast karta ekonomiczna by się odwróciła, Rosja mogłaby zrealizować szereg ambitnych projektów, które na razie skazane są na pozostanie na kreślarskich deskach. Mowa m. in. o nowym lotniskowców klasy Sztorm. Gdyby został zbudowany, rosyjski okręt byłby drugim najpotężniejszym lotniskowcem świata zaraz po nowych jednostka USA klasy Ford. Na jego pokładzie stacjonowałyby myśliwce piątej generacji PAK FA, których debiut jest jednak również odwlekany w czasie.
Innym ambitnym projektem są zasilane przez nuklearne reaktory niszczyciele klasy Lider, którym z racji gabarytów bliżej jest do krążowników. Jeden taki okręt byłby wyposażony w ponad 200 rakiet różnego typu. W2025 roku Rosja planuje mieć na służbie aż 12 jednostek tego typu. Problem w tym, że produkcja pierwszego okrętu ma ruszyć dopiero za trzy lata.
Na zdjęciu: rosyjski okręt odpala rakiety w ramach celebracji Dnia Marynarki Wojennej w krymskim Sewastopolu, 26 lipca 2015 r.
Wielka Brytania
W 2030 roku dojdzie do paradoksalnej sytuacji, w której marynarka Wielkiej Brytanii będzie najmniej liczna w najnowszej historii, przy okazji będąc najsilniejszą. Wszystko dzięki dwóm nowym lotniskowcom klasy Queen Elisabeth, planowo mającym wejść do służby w 2017 i 2020 roku. Na ich pokładach powinny pojawić się m. in. myśliwce F-35, które wciąż czekają na oficjalny debiut w lotnictwie USA.
Fundamentem brytyjskiej obronności są okręty podwodne klasy Vanguard z rakietami balistycznymi. Wielka Brytania ma w tej chwili cztery takie jednostki, z których jedna zawsze pozostaje na patrolu pod morską taflą i jest gotowa do ewentualnego atomowego odwetu. W Zjednoczonym Królestwie właśnie zapadała decyzja o przyszłości programu nuklearnego oraz o budowie następców Vanguardów **
**. Pierwsze okręty nowej generacji mogłyby się pojawić w okolicach 2028 roku.
Na zdjęciu: HMS Vengeance wraca do bazy po misji ćwiczeniowej. Okręt podwodny jest najnowszą i jedną z czterech jednostek klasy Vanguard.
(oprac. Adam Parfieniuk, nationalinterest.org, WP)