ŚwiatNajpierw sobie, potem komuś? Jak Polacy pomagają uchodźcom

Najpierw sobie, potem komuś? Jak Polacy pomagają uchodźcom

W ciągu najbliższych dwóch lat 40 tys. imigrantów ma być rozlokowanych w krajach Unii Europejskiej. Dotychczasowa pomoc uchodźcom w Polsce w dużej mierze opiera się nie na działaniach rządu, lecz organizacji pozarządowych. Prześwietlamy, jak pomaga się przybyszom z innych krajów.

Najpierw sobie, potem komuś? Jak Polacy pomagają uchodźcom
Źródło zdjęć: © AFP | LOUISA GOULIAMAKI

Tylko w tym roku w Europie pojawiło się już 153 tys. imigrantów. To 149-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem 2014. Podczas ostatniego szczytu europejskiego w Brukseli członkowie UE dyskutowali, jak rozlokować uchodźców z Syrii i Erytrei. Wschodnie kraje – w tym Polska – oponowały w sprawie ustalenia konkretnej puli. Skutecznie, bo jak tłumaczył Donald Tusk po trwających do późnej nocy pertraktacjach, rozłożony na dwa lata proces będzie oparty o dobrowolne decyzje poszczególnych państw co do liczby imigrantów. Polska nie wydaje się chętna przyjmowaniu zbyt wielu potrzebujących. Dotychczasowe działania w dużej mierze opierały się zaś na kooperacji bądź wręcz zlecaniu konkretnych zadań organizacjom pozarządowym (NGO). Często są to jednak zupełnie oddolne inicjatywy.

– Faktycznie, w wielu obszarach działania podejmowane są wyłącznie przez NGO, choć należą do zadań rządowych – mówi Agnieszka Kosowicz, prezes Polskiego Forum Migracyjnego (PFM). Według niej nie było by w tym nic dziwnego (w końcu po to te organizacje istnieją), gdyby szło za tym wymierne wsparcie organów państwowych.

– Przekazywanie zadań organizacjom, razem z zasobami na ich realizację, byłoby zdrową praktyką – twierdzi szefowa PFM. Z tym jest jednak różnie.

Choć dostępne są środki (europejskie, wojewódzkie - przyp. red.) na realizację konkretnych działań pomocowych, problem leży gdzie indziej. Organizacje takie jak wspomniany PFM czy Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć zwracają uwagę na to, że aby działać skutecznie, muszą budować swój potencjał organizacyjny czy opłacać profesjonalnych pracowników.

– Nie sposób utrzymać stały, wykwalifikowany zespół, działając od projektu do projektu – narzeka Kosowicz. Co więcej, zwrot finansów trwa niekiedy miesiącami. – Finansowanie projektów pozostawia wiele do życzenia. Na zwrócenie poniesionych przy okazji konkretnych projektów kosztów czeka się miesiące od ich zakończenia, a NGO-sy działają przecież na wolnym rynku. Muszą opłacić lokal, rachunki, kupione materiały wykorzystywane w danym projekcie – mówi Dorota Pieńkowska, szefowa Funduszu PAFPIO, który m.in. w takich sytuacjach wspiera NGO-sy pożyczkami.

– Organizacjom wspierającym migrantów jest też w Polsce coraz trudniej, bo nie jest to popularna społecznie tematyka – zaznacza Katarzyna Przybysławska, stojąca na czele Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć. Warto przypatrzeć się najciekawszym oddolnym inicjatywom.

Szkoła rodzenia w meczecie

Polskie Forum Migracyjne (PFM) postawiło na edukowanie. We współpracy z Fundacją Rodzić po Ludzku powstał program „Jestem mamą w Polsce”. Szkoły rodzenia z dostępnym tłumaczeniem na różne języki przeprowadzone były nie tylko w siedzibie organizacji, ale i w warszawskim meczecie... Przygotowano też broszury o rodzeniu w jęz. angielskim, rosyjskim, wietnamskim i arabskim . – Sukcesem projektu jest to, że migrantki, które już urodziły w Polsce, wciąż spotykają się z osobami różnych narodowości, które poznały podczas szkolenia – opowiada Agnieszka Kosowicz, prezes PFM. Co więcej, specjalne kursy przygotowane były też dla polskich położnych, aby rozumiały potrzeby przyszłych mam z zagranicy.

Organizacja stworzyła również infolinię przeznaczoną dla imigrantów i zainicjowała program edukacyjny dla polskich podstawówek „Cały świat w naszej klasie”. Przygotowano gry planszowe, wydrukowano książeczki z bajkami z różnych zakątków świata, aż wreszcie wolontariusze mogli wyruszyć do klas 1-3, prowadząc zajęcia o najliczniejszych i najmniej znanych grupach etnicznych w Polsce.

– Szokującym doświadczeniem było dla nas to, że właśnie wśród dzieci spotykaliśmy się czasem z postawami otwartego rasizmu i nietolerancji – opowiada Kosowicz. Wciąż wiele jest zatem do zrobienia.

– Władze dopiero od niedawna podjęły działania w kierunku stworzenia zrębów polityki migracyjnej – twierdzi Katarzyna Przybysławska. – Nerwowe reakcje po ogłoszeniu unijnych planów potwierdzają, że Polska nie ma wystarczającego przygotowania w tym zakresie, a ogólna świadomość rządzących i społeczeństwa stoi na zaskakująco niskim poziomie – dodaje. Jej organizacja oferuje bezpłatną informację i pomoc prawną w procedurze o nadanie statusu uchodźcy. W szczególny sposób stara się skupiać na ofiarach przemocy seksualnej i ze względu na płeć.

Co na to Polacy?

Z najnowszego badania przeprowadzonego przez CBOS wynika, że naszym zdaniem Polska powinna włączyć się w międzynarodową ochronę osób uciekających przed konfliktami zbrojnymi. Jednak aż 6 na 10 Polaków twierdzi, że po ustabilizowaniu się sytuacji we własnym kraju, uchodźcy powinni tam wrócić. – Widać zatem, że w pewnym stopniu jesteśmy wyczuleni na potrzeby uchodźców – mówi Pieńkowska z Funduszu PAFPIO.

Wciąż pokutuje jednak przekonanie, że jeśli już pomagać, to raczej osobom w Polsce. – Powinniśmy pamiętać o tym, że uchodźcy przyjeżdżający do Polski z powodu wojny i prześladowań są w zdecydowanie gorszym położeniu niż nasi obywatele, a form wsparcia jest dla nich znacznie mniej – tłumaczy Przybysławska. – Jesteśmy zamożniejsi i nasz kraj jest bardziej stabilny, niż sądzimy. Warto przestać myśleć o Polsce i Polakach jako synonimie biedy i potrzeb – wtóruje jej Agnieszka Kosowicz. Okazuje się, że wcale nie pomaga pamięć o migracji Polaków przed rokiem 1989 czy o ostatniej fali, po 2004 roku.

– Dobrze, że są organizacje pozarządowe wyczulone na problem uchodźców. Z pełnym przekonaniem wspieramy tę – często niemedialną – formę pomagania – konkluduje Dorota Pieńkowska z Funduszu PAFPIO.

Michał Rakowski

Przeczytaj więcej na stronie: pafpio.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (492)