Najnowszy sondaż. Sławomir Sierakowski: Kaczyński będzie musiał podjąć trudną decyzję
Sondaż przeprowadzony przez Instytut Badań Pollster przeprowadzony dla se.pl i Nowa TV pokazuje zaskakujące wyniki. PiS traci (z 33 do 31 proc.), Nowoczesna jest już tuż tuż - 23 proc. Platforma (11 proc.) spada aż za Kukiza, który osiąga bardzo dobry wynik 15 proc. Bardzo dobre wyniki odnotowują także SLD (8 proc.) i Partia Razem (5 proc.).
Trzeba zaznaczyć, że sondażownia Instytut Badań Pollster nie jest najbardziej renomowaną w kraju, a jej wyniki nie od dziś odbiegają od innych, równolegle prowadzonych badań. Inna sprawa, że sondaże u nas wręcz szaleją i każdy mówi co innego. Dla porównania w poprzednim sondażu przeprowadzonym przez Pollster w połowie grudnia, SLD miało 8 proc. a Partia Razem aż rekordowe 7 proc. Warto więc to, co publikuje se.pl i Nowa TV potraktować z rezerwą i raczej jako pretekst do spekulacji, obejmujących jednak przede wszystkim same wydarzenia polityczne.
Gdyby założyć, że trendy rysujące w sondażu są prawdziwe, to prowadziłyby do bardzo ciekawych zmian na scenie politycznej. Rządzący słabną, Nowoczesna wygrywa bój o przywództwo na opozycji a lewicowy wyborcy wracają na scenę. Zauważmy, że taki układ bardzo przypomina to, co było przed zwycięstwem PiS-u, z tą rożnicą, że na miejscu PO mamy Nowoczesną, a do Sejmu wchodzi wreszcie niepostkomunistyczna lewica, choć na brzuchu przekraczając próg wyborczy.
Jak duża jest to różnica, tego jeszcze nie wiemy, bo tożsamość partii Ryszarda Petru się dopiero krystalizuje. Wciąż nie wiemy, jak bardzo neoliberalne ugrupowanie to jest i jak bardzo liberalne światopoglądowo. Prawodpodobieństwo, że stanie się substytutem PO (czyli soft neoliberalną i unikającą spraw światopoglądowych), jest takie samo, jak to, że stanie się jej znacznie nowocześniejszą wersją (centrową ekonomicznie i progersywną światopoglądowo).
Póki co, Nowoczesna wciąż nie ma przywódcy na miarę Donalda Tuska. Petru popełnił poważny błąd (trochę w tym jest też pecha), nie umiejąc powstrzymać się od wyjazdu w sylwestrowe dni podczas strajku opozycji. Ktoś, kto wywodzi się z luksusowego środowiska bankowego, powinien na każdym kroku szukać kontaktu, identyfikować się i budować więzi (choćby wizerunkowe) ze zwykłymi ludźmi i jak ognia unikać sytuowania się powyżej. Ale Tusk też nie od razu był mężem stanu. To na niego wołano najczęściej: "polityk w krótkich spodenkach", zanim nie wygrał wyborów z PO. Czy Petru z krótkich spodenek wyrośnie, wciąż nie wiadomo. Wiadomo tyle, że to sytuacja graniczna kreuje lidera. Tę Petru zmarnował.
A jest to sytuacja w tej kadencji wyjątkowa. Jeśli opozycja wytrwa, to 11 stycznia Jarosław Kaczyński będzie musiał podjąć trudną decyzję: wyprowadzać posłów PO i Nowoczesnej siłą, czy przenieść obrady do Sali Kolumnowej? W wypowiedziach medialnych prezes jest coraz bardziej agresywny i zdradza wyraźne poddenerwowanie. PiS przygotowuje się do wariantu z salą kolumnową. Wicemarszałek Senatu Adam Bielan zdradził: "marszałek Sejmu zamówił już urządzenia do głosowania, które będą mobilne i będą mogły być zainstalowane w każdej sali, np. w Sali Kolumnowej".
Na pierwszy rzut oka to jest rozwiązanie, które pozwoli PiS-owi nie przegrać tej rozgrywki. Ale wyobraźmy sobie, jak to będzie wyglądać, gdy opozycja będzie siedzieć w głównej sali Sejmu, a w bocznej obradować i uchwalać prawo będzie PiS. Raz, dwa, kilka razy tak można. Ale na dłuższą metę będzie wyglądało coraz gorzej dla rządzących. Polacy dostaną dowód na to, że za rządów PiS-u dzieje się coś nienormalnego i dotąd niespotykanego. Polska stanie się wyjątkiem nawet na tle Węgier i Rosji. Kaczyński to dobrze wie. Po raz pierwszy natomiast wydaje się, że nie wie, co z tym zrobić.
A że to niekoniecznie przysparza dziś popularności Nowoczesnej czy PO, bo nie wygląda estetycznie? Akurat przytoczony powyżej sondaż wskazuje, że PiS traci, a Nowoczesna zyskuje. Ale nawet gdyby chwilowo cała opozycja traciła, to pierwsza zwycięska konfrontacja z partią Kaczyńskiego pozwoli odrobić straty z nawiązką i zatrzymać marsz PiS-u po władzę absolutną w Polsce. Politycy Ryszarda Petru i Grzegorza Schetyny nauczą się, jak szukać sposobów do postawienie skutecznego oporu, ilekroć łamane będą prawa i zasady przez Kaczyńskiego czy jego polityków. Rażąca nieobecność marszałka Marka Kuchcińskiego demaskuje realne znaczenie drugiej osoby w państwie. Kuchciński jest Wielkim Stójkowym tego Sejmu, czyli bezmyślnym wykonawcą poleceń szefa i nikim więcej.
Jego przeciwieństwem okazał się w ostatnich dniach Kazimierz Michał Ujazdowski, który wystąpił z PiS-u. Zebrał za to wyrazy uznania z drugiej strony barykady i wstrzemięźliwe, póki co, głosy krytyki od byłych kolegów i koleżanek.
Wobec tak głębokich podziałów i napiętej atmosfery, każdy kto wystąpi z obozu władzy może spodziewać się, że będzie noszony na rękach przez opozycję. Ale prawda jest taka, że wystąpienie po roku oznacza, że przez rok Ujazdowski niechętnie, ale jednak, firmował niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, niezależność mediów publicznych, służby cywilnej, prokuratury, kultury polskiej, atak na NGO-sy, prawo do zgromadzeń i prawa dziennikarzy w parlamencie. Należy docenić, że Ujazdowski pierwszy mówi "nie", ale można być lekko rozczarowanym, że tak późno. Gdyby zrobił to wcześniej i dobitniej, pokazując różnicę między konserwatyzmem i kaczyzmem, to miałoby to dużo większe znaczenie w kontekście obrony polskiej demokracji.
Tym bardziej, że kaczyzm wyradza się w całkowite przeciwieństwo konserwatyzmu. Konserwatyści byli pryncypialnymi obrońcami prawa i państwa, zasady realpolitik (a nie wariatpolitik) w sprawach zagranicznych, prawa własności i stabilności instytucji. PiS pogwałcił wszystkie te zasady. Pamiętam teksty Ujazdowskiego, gdy z uznaniem pisał o tym, że to prawica zainicjowała przed wojną i kontynuowała po wojnie proces wprowadzania Trybunału Konstytucyjnego do polskiego ustroju. To konserwatyści najbardziej podkreślają znaczenie wiedzy praktycznej, która osadza się w instytucjach i piętnują pochopne zmiany, które nazywają inżynierią społeczną. PiS przejechał się po wszystkich instytucjach jak czołg. Ludzie Kaczyńskiego okazali się inżynierami społecznymi i to pijanymi władzą.
Nazywać pisowców konserwatystami mogą tylko ci, którzy pojęcia nie mają o konserwatyzmie i wielkiej polskiej tradycji tego ruchu. Zobaczymy, czy znajdą się następni, którzy powiedzą "nie". Przecież niemal wszyscy w PiS-ie uważają się za konserwatystów.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinii
Sławomir Sierakowski - socjolog i publicysta. Szef "Krytyki Politycznej" i Instytutu Studiów Zaawansowanych. Stypendysta Uniwersytetu Harvarda, Yale i Princeton. Publikuje m.in. w "New York Times", "Guardian" i OpenDemocracy.net.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.