"Najgorzej, gdyby Rosja pomyślała, że odradza się zimna wojna"
Najgorszym dla nas scenariuszem byłoby to, że Rosja uważa, że odradza się zimna wojna w jakimś zakresie i działa zgodnie z tym scenariuszem, a Stany Zjednoczone uważają, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje i Polski nie trzeba wzmacniać - powiedział senator PiS Radosław Sikorski w radiowych "Sygnałach Dnia".
Jacek Karnowski: dużo się mówi o tym – to również w gazetach – że była dobra atmosfera, bardzo dobra atmosfera rozmów Lecha Kaczyńskiego z George’m Bushem. Pan widział te obrazki? Pan zna doskonale amerykańską politykę. Rzeczywiście taka mowa ciała zdradzała, że George Bush się dobrze czuje?
- Myślę, że tak, gdyż administracja George’a Busha przeżywa w tej chwili taką dekompozycję. Nie ma zbyt wielu przyjaciół ani na świecie, ani nawet w Waszyngtonie. Irak nadal nie idzie zbyt dobrze dla Amerykanów, idzie lepiej dla nas niż dla nich i spotkanie z kimś, kto się z nim generalnie zgadza musiało być dla George’a Busha akurat w tym momencie sporą przyjemnością.
Ta rozmowa nastąpiła tuż po tym, jak Rosja wypowiedziała traktat o ograniczeniu sił konwencjonalnych w Europie. To otwarta reakcja na tarczę. Jak pan to skomentuje? Były słyszalne głosy, że Rosja staje się nieprzewidywalna, że właściwie gra już kartą mocarstwową w sposób przekraczający taki świat powojenny (...) zimnowojenny.
- Zgadzam się z tym głosami. Rosja tym posunięciem wywoła ponownie strach przed sobą samą. Nie wiem, czy to jest w jej interesie. Natomiast to oznacza pogorszenie naszego środowiska bezpieczeństwa, gdyż traktat o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych w Europie był opoką bezpieczeństwa postzimnowojennego (...).
Bo on mówił, że za dużo wojsk nie można w jednym miejscu skoncentrować, za dużo (...).
- On narzucał limity nie tylko globalnie ilości czołgów, ilości różnego rodzaju sprzętu, ale także tzw. limity flankowe, których zresztą Rosja nie przestrzegała. I to był powód, dla którego państwa NATO traktatu nie ratyfikowały. A więc limity co do ilości sprzętu i wojska w rejonie kaukaskim i – co dla nas istotniejsze – w rejonie byłego Leningradu, a więc i państw bałtyckich, i także w enklawie królewskiej. Teraz, za bodajże 150 dni Rosja będzie miała prawo, zgodnie z traktatami nie będzie miała ograniczeń na przykład we wzmocnieniu wojskowym Okręgu Królewskiego i zapowiada, że tam na przykład umieści rakiety średniego zasięgu wycelowane w Warszawę, ale to będzie pogorszeniem naszej sytuacji, czyli już będziemy płacić zwiększonym ryzykiem za amerykańską inicjatywę.
I dlatego powinniśmy domagać się rzeczywistej rekompensaty od Waszyngtonu za tę instalację.
- Tak, gdyż najgorszym dla nas scenariuszem byłoby to, że Rosja uważa, że odradza się zimna wojna w jakimś zakresie i działa zgodnie z tym scenariuszem, a Stany Zjednoczone uważają, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje i Polski nie trzeba wzmacniać. Jeżeli stosunki z Rosją mają się pogorszyć, no to wtedy powinniśmy domagać się od naszego sojusznika, aby działał zgodnie z tą logiką.
Panie ministrze, wizy również były poruszane w czasie tej wizyty Lecha Kaczyńskiego. To był taki rytuał, czasami trochę żenujący, gdy polscy politycy, każdy z polityków lecący do Stanów Zjednoczonych poruszał tę sprawę, że nie było szans. Tym razem ponoć sam George Bush poruszył sprawę. Pańskim zdaniem w perspektywie, nie wiem, 10 lat jest szansa?
- To świadczy o zręczności prezydenta Lecha Kaczyńskiego, że nie on to poruszył, gdyż obiecywanie przez George’a Busha sprawy załatwienia wiz jest obiecywaniem Inflantów. Już wspomnieliśmy o tym, że Kongres jest kontrolowany przez opozycję i George Bush ma na niego mały wpływ, a sprawa pewnie nie będzie załatwiona w perspektywie i tak najbliższych 18 miesięcy. I zresztą jak powiedział prezydent Kaczyński, na tej sprawie już nam mniej zależy niż kiedyś, bo jeśli chcemy pracować za granicą, to mamy bliżej do Irlandii czy Wielkiej Brytanii, a zresztą zmieniła się diametralnie sytuacja na rynku pracy w Polsce. Więc jest to sprawa teraz bardziej prestiżowa niż realna. I ja sądzę, że będzie załatwiona w sumie na poziomie europejskim, na zasadzie umowy konsularnej między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi i wtedy te procenty odmów naszych, nasze wyższe procenty odmów rozpłyną się w średniej europejskiej i wtedy może być dobrze.