Najazd indyjskiego kina na Polskę. Efekt Bollywood podbije Kraków?
W przyszłym tygodniu na ekrany wchodzi bollywoodzka komedia, której akcja rozgrywa się w Krakowie. Polska zyskuje nad Gangesem coraz większy rozgłos, ale nie wiadomo, czy uda jej się utrzymać zainteresowanie indyjskich filmowców.
Film "Bangistan" będzie drugim bollywoodzkim obrazem, którego akcja rozgrywa się przede wszystkim nad Wisłą. Silne polskie wątki już wcześniej pojawiły się w szpiegowskim filmie "Azaan" i telewizyjnym serialu akcji "Mahakumbh", ale dopiero od niedawna Polska staje się w indyjskim kinie prawdziwą marką.
W zeszłym roku ogromny sukces odniósł film "Kick" z Salmanem Khanem – jednym z najpopularniejszych gwiazdorów Bollywood. Nakręcony częściowo w Warszawie hit zarobił prawie 62 mln dolarów i przez wiele miesięcy zajmował drugie miejsce na liście najbardziej kasowych filmów w historii indyjskiego kina. Dzięki niemu wielu kinomanów w kraju świętych krów po raz pierwszy usłyszało o Polsce. W tym roku może być o niej równie głośno.
Terroryści w Krakowie
"W zapomnianym skrawku świata leży kraj, w którym kule świszczą bez przerwy, a bomby wybuchają bez ostrzeżenia" - tak rozpoczyna się zwiastun filmu "Bangistan". Akcja komedii zaczyna się w fikcyjnym kraju, w którym walczą ze sobą postaci stylizowane na muzułmanów i hinduistów. Przywódcy obu religii wybierają się na organizowaną w Krakowie Światową Konferencję Religijną, a fanatycy po obu stronach wpadają na ten sam pomysł: postanawiają wysłać do Polski terrorystów z samobójczą misją. Do żadnej masakry jednak nie dochodzi, a film ma pokojowe przesłanie, zapewnia Marek Gabryjelski, polski koproducent "Bangistanu".
Widzowie zobaczą za to aktorów biegających po krakowskich ulicach, a w filmowych piosenkach - trochę bollywoodzkiego i nadwiślańskiego kiczu, statystów w strojach krakowskich i średniowiecznych rycerzy. Na ekranach pojawią się też m.in. Barbakan, Opera Krakowska, kopalnia soli w Wieliczce i Kopiec Krakusa. - To świetna okazja do promocji w Indiach – mówi Tomasz Dąbrowski, szef Polskiej Komisji Filmowej, która współpracuje z producentami "Bangistanu". Pomóc ma w tym spot "Polska. Where the unbelievable happens", który pokazuje Gdańsk, Warszawę, Kraków i Tatry w baśniowy sposób. - Spot będzie integralną częścią filmu, więc indyjscy widzowie zobaczą go przed każdym pokazem - zapewnia Tomasz Dąbrowski. Taki rozgłos może przynieść więcej korzyści, niż mogłoby się wydawać.
Polska nad Gangesem
Większa rozpoznawalność może nie tylko pomóc polskim firmom wchodzącym na indyjskie rynki i ułatwić kontakty dyplomatyczne, ale również przyciągnąć do nas bogatych turystów. Zamożni Hindusi coraz częściej podróżują zagranicę i chętnie wybierają miejsca, które wcześniej zobaczyli na srebrnym ekranie. Według Światowej Organizacji Turystyki do 2020 roku liczba takich osób wzrośnie do 50 mln rocznie, z czego minimum co piąta odwiedzi Europę.
W krajach Starego Kontynentu, w których kręcono popularne indyjskie filmy zyskała turystyka, zwłaszcza, że przybysze z Indii wydają tam więcej, niż Europejczycy. W Warszawie po sukcesie "Kick" zanotowano lekki wzrost przyjazdów indyjskich turystów, ale masowy efekt może być widoczny dopiero po kilku takich kinowych hitach. - Indie są jednym z głównych kierunków, gdzie zabiegamy o produkcje - mówi Tomasz Dąbrowski. - Są tam duże pieniądze, jesteśmy dla nich atrakcyjni jako egzotyczny, bo europejski kraj. W dodatku mamy walor świeżości - dodaje.
Ale sama świeżość nie wystarczy. Bollywood pojedzie tam, gdzie go lepiej przyjmą, a w Polsce brakuje mechanizmów kuszenia filmowców podobnych do tych, które działają w sąsiednich krajach. Chodzi przede wszystkim o zachęty podatkowe i dofinansowywanie produkcji. Według raportu PwC przygotowanego dla Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej zwracanie filmowcom 20 proc. kosztów produkcji dałoby trzykrotny wzrost zatrudnienia w branży, a wpływy do kasy państwa zwiększyłyby się o 10 do 30 mln zł rocznie. To tylko wisienka na torcie, bo dochody branży filmowej i turystycznej mogłyby być wielokrotnie wyższe, a zmiany przyciągnęłyby też producentów ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec i Skandynawii.
Inne europejskie kraje - w tym sąsiednie Czechy, Węgry, Litwa, a nawet Bułgaria i Macedonia - oferują filmowcom rabaty na poziomie co najmniej 20 proc. kosztów produkcji. Irlandia kusi ponad 30-procentowymi ulgami. Możliwości wprowadzenia ich u nas analizuje Ministerstwo Finansów.
Flirt z Bollywoodem
Z ostatnich badań przeprowadzonych dla Polskiej Organizacji Turystycznej wynika, że dwie trzecie mieszkańców Indii nie wie o Polsce właściwie nic. Pozostali mają pozytywne, ale mało konkretne skojarzenia. Wśród filmowców jest tylko nieco lepiej. - Świadomość istnienia Polski w indyjskiej branży filmowej rośnie, ale jest w tej dziedzinie jeszcze bardzo wiele do zrobienia - mówi Vindhya Chowdhry z delhijskiej firmy producenckiej Triplet Plus Productions. - Ci, którzy już pracowali w Polsce są zadowoleni i zainteresowani robieniem tam kolejnych filmów - przyznaje.
W zeszłym roku indyjską komedię romantyczną "Shaandaar" kręcono na zamkach w Książu i Kozłówce, zaś telewizyjny serial "Mahakumbh" trafił do Lubiąża. Teraz grunt badają zarówno reżyser "Kick" Sajid Nadiadwala jak i Ritesh Sidhwani i Farhan Akhtar - producenci "Bangistanu". Dogodnych plenerów i obiektów szuka również ekipa Ajaya Devgana, reżysera filmu "Shivaay". Czy znajdzie je w Polsce - nie wiadomo.
Można być niemal pewnym, że "Bangistan" odnowi zainteresowanie indyjskim kinem wśród Polaków. Zwłaszcza, że na ekranie mają się pojawić w epizodach polscy aktorzy, a film będzie pokazywany również na naszych ekranach. Filmowcy liczą, że pomoże to przekonać polskich urzędników, że to kino jest kluczem do indyjskich umysłów i serc.