Nadzwyczajny obywatel Marcin Romanowski [OPINIA]
Jak on pięknie mówił o tym, że wszyscy obywatele powinni być wobec prawa równi! Cudne były płomienne apele kierowane do konkurentów politycznych, by nie zasłaniali się immunitetem. I wreszcie - ciężko było się nie zgodzić z poglądem, że jak ktoś jest niewinny, to powinien dowieść tego przed sądem.
Polskie państwo straciło, przynajmniej na pewien czas, człowieka mądrego, prawego, uczciwego. Jesteśmy ubożsi o kogoś, dla kogo standardy postępowania były najważniejsze. Będzie brakowało osoby, która będzie nam przypominała o równości wobec prawa.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski - bo o nim mowa - uciekł na Węgry. Uzyskał tam azyl i pokazuje figę polskiej prokuraturze. A teraz udziela wywiadów telewizyjnych, choć - zgodnie z polskim prawem - powinien siedzieć w areszcie tymczasowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odważne tezy Romanowskiego
Romanowskiego pierwszy raz na żywo zobaczyłem podczas jednej z konferencji naukowej. Jako przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości z pasją opowiadał o tym, że trzeba zaostrzać kary dla sprawców poważnych przestępstw, że trzeba pamiętać o istotnej roli nieuchronności sankcji oraz - a jakże! - że należy dążyć do stworzenia systemu, w którym wszyscy są równi wobec prawa. Romanowski wtedy, dla jasności, uważał, że tak nie jest; bo "nadzwyczajna kasta" chroni ludzi związanych z przeciwnikami politycznymi Romanowskiego i obozu Zjednoczonej Prawicy.
Trzeba Romanowskiemu oddać, że jego przekaz był spójny. Co mówił na konferencji, potem powtarzał publicznie w konkretnych przypadkach. Janinę Ochojską, byłą europosłankę Koalicji Obywatelskiej, gdy ta obraziła polskich leśników (Ochojska zasugerowała, że leśnicy biorą udział w tuszowaniu zgonów na granicy polsko-białoruskiej), Romanowski wzywał do tego, by nie chowała się za immunitetem.
"Skoro jest tak odważna i pewna prawdziwości swych twierdzeń, to stawi się przed polską prokuraturą i sądami" - mówił Romanowski.
W podobnym tonie wypowiadał się o Tomaszu Grodzkim, byłym marszałku Senatu.
"Oczywiście, każdy ma prawo do obrony, natomiast skoro prokuratura zdecydowała się skierować wniosek do Senatu w sprawie immunitetu Tomasza Grodzkiego, można domniemywać, że materiał dowodowy jest poważny, potwierdzający zarzuty" - zaznaczał Romanowski, podkreślając znaczenie ustaleń prokuratury. I dodawał, że dopóki będziemy mieli do czynienia z takimi działaniami jak chowanie się za immunitetem, oskarżanie prokuratury, że jej działania są nieobiektywne, w sytuacji, gdy materiał dowodowy jest zebrany, to możemy naprawdę podejrzewać, że ci ludzie mają coś do ukrycia.
Wymagania, ale od innych
Romanowski uważał więc tak: skoro prokuratura komuś chce postawić zarzuty, to coś musi być na rzeczy. Jeżeli ktoś jest niewinny, powinien nie chować się za immunitetem, tylko bronić przed sądem. Wreszcie - oskarżanie prokuratury o brak obiektywizmu jest jedynie wybiegiem, by odsunąć od siebie podejrzenia, zaś w praktyce świadczy o tym, że dana osoba ma coś do ukrycia.
Piękne to były tezy Romanowskiego. Piękne - dopóki dotyczyły nielubianych polityków, a nie siebie samego. I dopóki prokuraturą zarządzał przyjaciel Zbigniewa Ziobry, a nie ludzie za Ziobrą i całą ekipą Suwerennej Polski nieprzepadający.
Gdy przyszło co do czego, Romanowski najpierw kurczowo chował się za immunitetem, a gdy prokuratura jeden mu uchyliła, powołał się na drugi. Gdy prokuratura postawiła mu zarzuty, stwierdził, że takiej prokuratury to on nie uznaje. A wreszcie - gdy sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Romanowskiego, ten wyemigrował na Węgry, by opowiadać stamtąd, że w Polsce skończyła się praworządność, a zaczęły prześladowania polityków opozycji.
Romanowski nie uznaje już nie tylko "bodnarowskiej" prokuratury, lecz także polskich sądów. Te bowiem zasługiwałyby na szacunek jedynie wówczas, gdy zajmować miały się Ochojską bądź Grodzkim.
Romanowski i nadzwyczajna kasta
Przedstawiciele Suwerennej Polski, z Romanowskim włącznie, zawsze twierdzili, że chcą równego traktowania obywateli przez sądy.
Zakładając, że mają rację i Romanowski jest niewinny (co dopiero oceni sąd), mają równe traktowanie - zasada jest przecież taka, że jak jest wniosek o tymczasowe aresztowanie, to jest areszt. Sami przecież budowali ten system przez osiem lat. System, w którym akceptowane jest grubo ponad 95 proc. wniosków aresztowych. Taki, w którym gdy prokuratura wnioskuje o tymczasowe aresztowanie, to sąd - co do zasady - stwierdza, że skoro prokurator chce trzymać kogoś w odosobnieniu, to niech trzyma.
To w latach rządów Prawa i Sprawiedliwości prof. Paweł Waszkiewicz z UW powiedział mi coś, co utkwiło w mojej pamięci - że statystyki skuteczności prokuratury przy wnioskach aresztowych przypominają wyniki demokratycznych wyborów na Kubie. Czy Romanowskiemu to przeszkadzało? Oczywiście nie, bo to nie on siedział bez wyroku.
Założenie, że Romanowski jest szczególnie nękany przez śledczych, jest więc nieprawdziwe. Został potraktowany tak, jak traktowani są polscy obywatele - byli traktowani 10 lat temu, pięć lat temu i są traktowani dzisiaj.
Jednocześnie prawda jest taka, że Romanowski i tak miał i ma znacznie lepiej niż przeciętny Polak. Najpierw długo unikał tymczasowego aresztowania ze względu na przysługujące mu immunitety. Chował się za nimi, choć to Suwerenna Polska nawoływała, aby skasować immunitety w ramach równości wobec prawa. Gdy zaś już immunitety skutecznie pouchylano, a sąd orzekł o tymczasowym aresztowaniu - Romanowski prysnął na Węgry i uzyskał azyl. Czyli znów ma lepiej niż przeciętny obywatel, bo drobny chachmęciarz bądź nawet spory przedsiębiorca nie mogliby liczyć na zainteresowanie węgierskiego rządu.
Hmm, czy to nie dowód na to, że ten, który tak zwalczał nadzwyczajne kasty, sam stał się jej przedstawicielem?
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski