Nadżaf - przygotowania do ataku i negocjacje
Amerykanie przygotowują się do ataku na
Nadżaf, wokół którego zgromadzili 2,5 tys. żołnierzy. Jednocześnie
iraccy politycy i ajatollahowie prowadzą negocjacje, poszukując
rozwiązania, które uchroniłoby święte miasto szyitów przed
walkami.
14.04.2004 11:50
W Nadżafie ma swoją siedzibę radykalny duchowny Muktada al-Sadr, którego milicja przewodzi krwawemu powstaniu szyitów na południu Iraku. Przed atakiem Amerykanów chronią go nie tylko zbrojne bojówki, lecz także bezpośrednia bliskość jednej z najważniejszych świątyń szyickich, biuro al-Sadra znajduje się bowiem o rzut kamieniem od meczetu imama Alego.
Zastępca dowódcy amerykańskich operacji wojskowych w Iraku generał Mark Kimmitt tłumaczył we wtorek, że celem Amerykanów nie jest sam Nadżaf, lecz Muktada al-Sadr, którego siły USA zamierzają schwytać lub zabić. "Dopadniemy go i zniszczymy. Wolelibyśmy, żeby nie było to w Nadżafie czy w Karbali. Mamy ogromny szacunek dla tamtejszych świątyń, dla szyitów" - podkreślił Kimmitt.
Prezydent George W. Bush potwierdził we wtorek wieczorem, że al- Sadr "musi odpowiedzieć na postawione mu zarzuty i rozwiązać swoją nielegalną milicję". Dodał, że "członkowie irackiej Rady Zarządzającej próbują rozwiązać sytuację na południu".
Al-Sadr daje podobno do zrozumienia, że może pójść na kompromis. Tak twierdzą źródła "bliskie delegacji", która się z nim spotkała w poniedziałek w Nadżafie, prawdopodobnie z inicjatywy wpływowego ajatollaha Alego al-Sistaniego.
Iraccy duchowni obawiają się, że atak wojsk USA na Nadżaf mógłby przekształcić obecną ograniczoną rewoltę jednej milicji szyickiej w powszechne powstanie szyickiej większości, w tej chwili nastawionej relatywnie proamerykańsko. Nie wykluczają też efektu domina i wystąpień szyitów w sąsiednim Iranie.
W środę posłaniec, wyznaczony przez al-Sadra, oświadczył, że duchowny ten zwrócił się o przekazanie propozycji pokojowych Amerykanom. Muktada al-Sadr "złożył konstruktywne propozycje, zmierzające do zażegnania kryzysu. Nie mogę ujawnić szczegółów. (Al-Sadr) zdaje sobie sprawę, że konfrontacja zbrojna nie leży w niczyim interesie" - powiedział agencji Reutera Abdelkarim al-Anzi.
Wcześniej, na spotkaniu z delegacją religijną reprezentującą wyższych duchownych szyickich z Nadżafu, al-Sadr zaproponował podobno, że rozwiąże swą Armię Mahdiego, jeśli władze religijne powiedzą mu, żeby tak uczynił.
"Delegacja odparła, że al-Sadr nie pytał starszyzny szyickiej Nadżafu o zdanie, kiedy formował swą milicję, więc dlaczego teraz prosi o edykt religijny w sprawie jej rozwiązania"- powiedział Reuterowi jeden z duchownych szyickich, ale dodał, że negocjacje z al-Sadrem trwają. Według innych źródeł "bliskich delegacji", al-Sadr "prywatnie rozumie", że może umocnić swoją pozycję polityczną, jeśli teraz zgodzi się na porozumienie.
Jednak w wywiadzie dla telewizji zaostrzył we wtorek ton swych oświadczeń. Zaapelował o kontynuowanie "ludowej rewolucji", deklarując, że jest gotów poświęcić życie. "Boję się tylko Boga. Jestem gotów poświęcić swą krew dla tego kraju. Ale wzywam naród iracki, by nie pozwolił, aby moja śmierć położyła kres walce z okupacją" - oznajmił w libańskiej telewizji "Al-Manar".
Szyiccy członkowie Rady Zarządzającej proponują podobno, żeby Stany Zjednoczone rozważyły odstąpienie od planów aresztowania młodego, radykalnego duchownego w zamian za zakończenie buntu szyitów. Twierdzą, że amerykański cywilny administrator Iraku Paul Bremer wydaje się zainteresowany takim rozwiązaniem. Decyzja o ewentualnym aresztowaniu al-Sadra spoczęłaby w gestii Irakijczyków.
Amerykanie wyjęli al-Sadra spod prawa i zapowiedzieli, że go "schwytają lub zabiją" za nawoływanie do zbrojnej walki z koalicją. Ciąży na nim także zarzut, że w kwietniu zeszłego roku zorganizował zamach, w którym zginął jego potencjalny rywal, umiarkowany ajatollah Abdel Madżid al-Choi.
W operacji w Nadżafie, leżącym w polskiej strefie stabilizacji, nie będą brali udziału żołnierze wielonarodowej dywizji dowodzonej przez Polaków - uspokoił we wtorek rzecznik dywizji ppłk Robert Strzelecki. Pytany, czy w grę wchodzi czasowe wycofanie żołnierzy wielonarodowej dywizji z miast, w których dojdzie do operacji Amerykanów, Strzelecki odpowiedział, że zdecyduje o tym dowódca.