Nadszedł czas nielegalnych przyjemności
Przy okazji trwających piłkarskich mistrzostw Europy, tysiące osób, które na co dzień nie są ani kibicami, ani hazardzistami, bierze udział w koleżeńskich zakładach. Zrzucają się po parę złotych, typując wyniki, a zwycięzca najczęściej przeznacza pulę na skrzynkę jakiegoś miłego płynu. Ta miła koleżeńska zabawa jest nielegalna i może skończyć się karą, gdyż Państwo koncesjonuje zakłady wzajemne. Nie jest to jedyny przykład karalnych przyjemności, którym każdy z nas od czasu do czasu się oddaje.
19.06.2008 | aktual.: 23.06.2008 13:20
Ja sam co weekend staję się przestępcą, kiedy decyduję się na rowerową przejażdżkę z córką. Wprawdzie zwykle używamy rowerowego fotelika, ale na dłuższe wycieczki znacznie wygodniej i bezpieczniej jest przewieźć dziecko w specjalnie przystosowanej przyczepce rowerowej. Niestety takie rozwiązanie jest karane przez polskie prawo. Ustawodawca zakazuje przewożenia ludzi w przyczepach (poza przewożeniem dzieci do szkoły w naczepie ciągnika). Twórca kodeksu drogowego najprawdopodobniej nigdy nie widział wyposażonej w wielopunktowe pasy, wygodne siedzisko, amortyzatory, podwójne mocowanie do roweru i zabezpieczającą klatkę przyczepki rowerowej, skoro uważa, że traktorowa przyczepa jest od niej bezpieczniejsza. Nie zmienia to jednak faktu - jutro znów oddam się przyjemności, która jest nielegalna.
Skoro już jesteśmy przy rowerach, warto wspomnieć o innych karalnych przyjemnościach związanych z tym środkiem transportu. Takich jak choćby dająca mnóstwo frajdy jazda bez trzymanki. Albo bardzo miły zwyczaj wożenia kolegi/koleżanki na bagażniku/ramie. Kilka lat temu przewiozłem na ramie koleżankę z warszawskiego Powiśla na Tarchomin i gdyby nie to, że późny listopadowy wieczór nie skłaniał policjantów do polowania na przestępców, zapłacilibyśmy za mandaty więcej, niż za taksówkę z Warszawy do Szczecina.
Oprócz rowerów dość nielegalne są przyjemności w parkach. Nie, nie - nie o tym myślę. Myślę choćby o chodzeniu po trawie, czy leżeniu na niej. Już nie mówiąc o leżeniu i popijaniu wraz z przyjaciółmi wina (albo nawet leciutkiego ponczu). Ustawodawca tak dba o wychowanie narodu w trzeźwości, że kryminalizuje dość popularną na świecie przyjemność. Nie przestaje mnie zadziwiać, czemu spokojnie spożywający niewielkie ilości alkoholu dorośli ludzie przez sam fakt znajdowania się poza legalnym ogródkiem piwnym są znacznie groźniejsi dla moralności publicznej niż hordy wyrostków użynających się 50 metrów dalej pod szyldem jakiegoś pubu.
Tak samo, jak nie przestaje mnie zadziwiać, dlaczego rozsądni turyści biwakujący w lesie poza wyznaczonym do tego miejscem więcej szkodzą ojczystej przyrodzie (nawet nie rozpalając ognia, zbierając swoje śmieci, nie używając samochodu i zachowując się cicho) niż czereda barbarzyńców, jakich często można spotkać na kempingach. Nie wiem, czemu łatwiej jest ukarać za fakt nielegalnego biwakowania, niż za rzeczywiste szkody, jakie nieodpowiedzialny turysta może uczynić (śmiecąc, wzniecając ogień, hałasując), bez względu na to, czy robi to za pieniądze czy za darmo.
O nielegalnych przyjemnościach można by pisać jeszcze długo. Na pewno każdy z moich czytelników nie raz o takie się otarł. Państwo nie byłoby sobą, gdyby nie próbowało położyć swojej łapy na wolnej ekspresji obywateli, nawet jeśli nikomu oni nie szkodzą. To Państwo decyduje bowiem o tym, co jest szkodą (szczególnie dla wzrostu PKB). A jeśli przy okazji można komuś wlepić mandat i dać odczuć, że przyjemnie marnując czas robi to wbrew obowiązującemu Prawu - tym lepiej.
Przyjemnych i - w ramach rozsądku - nielegalnych wakacji życzy
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska