Nad Soliną załamują ręce. "To nasz koniec", "koszmar"
Nad Soliną turystów jest tyle, co w listopadzie - słyszymy od sprzedawczyń na deptaku. Ich utarg wynosi od kilkunastu do maksymalnie 200 zł dziennie. Wiele restauracji pozostaje nieczynnych. - To jest nasz koniec - mówi krótko pan Stanisław, który od lat ma na deptaku budkę z goframi i lodami.
Jadąc w piątkowe południe przez Lesko, mam wrażenie, że sezon w Bieszczadach trwa w najlepsze. Korki do jednego z problematycznych skrzyżowań wydłużają się o kolejne minuty. W pewnym momencie przejechanie kilku kilometrów w czasie krótszym niż godzina graniczy z cudem. Po przejechaniu bieszczadzkiej małej pętli zauważam, że ruch kieruje się głównie w stronę Cisnej, a na drodze do jeziora praktycznie nie ma samochodów.
Gdy około godz. 14 dojeżdżam nad Solinę, okazuje się, że wokół jest pusto. Przy ulicy pełno jest naganiaczy, którzy zapraszają na niemal zupełnie puste parkingi. Tuż przy zaporze mnożą się banery "Wolne pokoje!". Jest środek lipca a turystów jak na lekarstwo. Na głównym deptaku przechadzają się pojedyncze rodziny z małymi dziećmi i seniorzy. Nie widać nawet żadnej kolonii czy większej zorganizowanej grupy, które w poprzednich latach pojawiały się w Solinie bardzo często. Nawet do popularnej gondoli nie ma żadnej kolejki.
Zagaduję do jednej z kobiet sprzedających pamiątki. Pytam, czy cały sezon wygląda tak, jak dziś. - Niech pani nie pyta. Jest koszmar. Jak żyję, nie było tak źle. U nas i w Polańczyku jest ruch, jak normalnie w listopadzie. Dziś zerowy utarg, wczoraj 15 zł. Poprzednie dni w sumie podobnie. Góra to będzie 200 zł na dzień. Z czego tu żyć? - zastanawia się nasza rozmówczyni.
- Widzi pani, jak jest. Nie ma ludzi, może ich ceny odstraszyły, może historie, co były w telewizji o niedźwiedziach? Może ludzie wolą już za granicę pojechać, a tu zawsze mogą na pół dnia czy przelotem oblecieć zaporę? - zastanawia się kolejna ze sprzedawczyń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"W Polskę na weekend". Roztocze to "polska Amazonia". Idealne miejsce nie tylko na jesienny weekend
Restauratorzy nad Soliną: To nasz koniec
Wiele restauracji, które znajdują się w pobliżu zapory, jest zamkniętych. Działają dwie, a trzecia otwiera się dopiero w porze obiadowej. Zerkam na ceny, ale nie wydają się zaporowe. Mam wrażenie, że znacznie wyższe były w okolicy majówki. - Tak, zeszliśmy z cen o jakieś 20-30 proc. Da się zjeść danie główne za 30 zł, co wcześniej było nie do pomyślenia - mówi nam Wojtek, który kelneruje w jednym z barów. - Tłumów nie ma, a w tygodniu jesteśmy zamknięci trzy dni, bo nie było się dla kogo otwierać - dodaje.
- To jest nasz koniec - mówi krótko pan Stanisław, który na deptaku od lat ma budkę z goframi i lodami. - Myślałem, że doczekam tu spokojnie emerytury, ale nic z tego. 6 zł za gałkę u nas, a i tak sprzedam może kilkanaście lodów dziennie. To się nie opłaca w ogóle otwierać biznesu - załamuje ręce.
Pytamy starsze małżeństwo, które czeka w kolejce po rurki z kremem, jak oceniają ceny. - Są w porządku, może trochę drożej jak w Polańczyku, ale da się przeżyć - mówi pan Kazimierz, który za dwie rurki płaci 18 zł. Jego małżonka dodaje, że z mężem spędzają w Bieszczadach trzy tygodnie. Zatrzymali się u znajomych, ale przez ten czas mają już swoje spostrzeżenia, co do tegorocznego sezonu.
- Rodziny z dziećmi przyjeżdżają i wyjeżdżają. Góra jeden dzień, oblecą atrakcje i jadą do domu. Na weekendy przybywa imprezowiczów. Są młodzi, którzy chcą się zabawić. Piją i hałasują, a w poniedziałek wracają. Na dłużej to zatrzymują się seniorzy jak my, ale też nie ma jakiegoś wielkiego obłożenia w Polańczyku - opisuje nam pani Janina. Jak dodaje, także tam wiele restauracji w ogóle się nie otworzyło.
Do budki, przy której się zatrzymaliśmy, podchodzi rodzina z małym synkiem. Tłumaczą, że chodzili po połoninach, do Soliny przyjechali na kilka godzin. Stąd wracają prosto do domu, w Jarosławiu.
- Co tu więcej robić? Plażować nie ma za bardzo jak. Z małym dzieckiem nie jest przyjemnie się tu kąpać. Zobaczyliśmy, co mamy zobaczyć i jedziemy dalej - mówi Kamil. Jak podsumowuje, nad Solinę już nie wrócą. - Czasy tego miejsca chyba już dawno minęły - stwierdza.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski