Naćpany jak dżihadysta. Narkotyki napędzają islamskich terrorystów i ich "świętą wojnę"
Bestialstwo islamskich terrorystów może być nie tylko efektem ideologicznego radykalizmu, ale również narkotykowego odurzenia. Okazuje się, że "święta wojna" napędzana jest przez produkowane na masową skalę substancje psychotropowe.
26.11.2015 | aktual.: 26.11.2015 12:49
Świat już zgodził się co do tego, że barbarzyństwo Daesz, jak Arabowie nazywają Państwo Islamskie, zdaje się nie mieć granic: w internecie roi się od zdjęć, filmów i artykułów przedstawiających krzyżowanie, grillowanie (albo gotowanie w garnkach) ściętych głów, jedzenie serc, przecinanie ludzi na pół, rzucanie ich szczątków psom na pożarcie.
Teraz media zastanawiają się, czy bestialstwo dżihadystów z Iraku i Lewantu to nie tylko efekt, jak pisze na przykład CNN, ślepej "ideologicznej gorączki", ale i "popularnej na Bliskim Wschodzie czarnorynkowej amfetaminy".
Znacznie dosadniej rzecz ujmuje natomiast Dawn Perlmutter, ekspertka od symboliki i mordów rytualnych, w serwisie Front Page Magazine: "Zamiast po prostu zwiększać wytrzymałość i odwagę, narkotyki stworzyły armię naćpanych zombie, która dopuszcza się aktów barbarzyństwa w imię islamu".
Coraz częściej pojawiają się bowiem głosy, że adepci "świętej wojny" sami święci nie są - przynajmniej jeśli chodzi o narkotyki.
Narkotykowy romans
O romansie islamskich terrorystów z narkotykami mówiło się już od dawna - czy to w kontekście handlu opium (jak w przypadku Al-Kaidy i talibów), czy zasilania budżetu organizacji Osamy bin Ladena przez południowoamerykańskich lordów narkotykowych w zamian za zapewnienie im bezpiecznego szlaku przerzutowego przez Saharę do Afryki Północnej i Europy.
Na przykład w 2010 roku "The Telegraph" ostrzegał: Al-Kaida Islamskiego Maghrebu dzięki pieniądzom z narkobiznesu może przyciągać kolejnych rekrutów i przeprowadzać ataki terrorystyczne w Europie. Wcześniej bowiem kolumbijska FARC przemycała kokainę bezpośrednio do Hiszpanii i Portugalii, ale zaostrzenie kontroli w tych krajach niejako "zmusiło" marksistowskich partyzantów do wybrania drogi na około. - Odkąd szlaki biegnące przez Europę stały się znacznie mniej bezpieczne, FARC znalazło możliwość wykorzystania Sahelu i Afryki Północnej jako nowego szlaku narkotykowego - mówił w rozmowie z brytyjskim dziennikiem Oliver Guitta, ekspert ds. walki z terroryzmem i spraw zagranicznych.
Ekstremiści zabezpieczają bowiem dawne trasy karawan, wzdłuż których z należących do kolumbijskiej lewicowej partyzantki samolotów zrzucanych jest co roku około 50 ton kokainy, na europejskich rynkach wartej prawie dwa miliardy dolarów. Jak oszacował algierski rząd, tylko w latach 2007-2010 terroryści z Maghrebu zarobili na pośrednictwie w przemycie kokainy i porwaniach dla okupu 130 milionów dolarów, które poszły w dużej mierze za zakup pojazdów opancerzonych, pocisków ziemia-powietrze i kałasznikowów od uciekających zagranicę po obaleniu Kadafiego libijskich żołnierzy.
Na czerwcowej konferencji w Kartaginie dyrektor Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) Jurij Fiedotow nie owijał więc w bawełnę: - Największym problemem są coraz ściślejsze powiązania między zorganizowaną przestępczością i terroryzmem, w których przemyt narkotyków odgrywa kluczową rolę.
W narkobiznes od prawie dekady jest też "umoczony" libański Hezbollach. W 2013 roku na łamach miesięcznika "Studies in Conflict & Terrorism" dr Boaz Ganor i Miri Halperin Werbli ujawnili, że w związku z nałożeniem kolejnego embarga na Iran i przegraną przez Hezbollah wojnę z Izraelem w 2006 roku Teheran zasponsorował swoim szyickim braciom całe oprzyrządowanie do produkcji kaptagonu - by mogli pozyskiwać środki na działalność na własną rękę, bez oglądania się na swojego patrona.
Produkcja na masową skalę
Ów tajemniczy kaptagon to handlowa nazwa opracowanej w 1961 roku przez niemiecki koncern Degussa AG fenetyliny - organicznego związku chemicznego z grupy stymulantów, oryginalnie dedykowanego do aplikowania dzieciom z ADHD, a także leczenia narkolepsji i depresji. Ze względu na właściwości uzależniające i skutki uboczne ONZ w 1986 wciągnęła go na listę nielegalnych substancji, rok później jego produkcja została wstrzymana.
Obecnie jednak kaptagon, poza nazwą, niewiele ma wspólnego z oryginalnym lekiem, w jego składzie można znaleźć m.in. amfetaminę i metamfetaminę. I właśnie na punkcie tego stuningowanego narkotyku oszalały kraje Zatoki Perskiej, zwłaszcza Arabia Saudyjska, gdzie każdego roku przechwyconych jest około 55 milionów tabletek, a sami saudyjscy oficjele w raporcie UNODC przyznają, że to zaledwie ułamek (konkretnie ok. 10 proc.) tych, które krążą na krajowym czarnym rynku. Tylko w dwóch ostatnich akcjach tureckich służb w graniczącej z Syrią prowincji Hatay miesiąc temu zniszczono prawie 11 milionów tabletek, z czego trzy czwarte było już przygotowane do transportu do saudyjskich portów.
Na tamtejszym czarnym rynku cena kaptagonu dochodzi do 20 dolarów za sztukę, jego produkcja jest natomiast, jak podkreślają eksperci, bardzo tania i niemal dziecinnie prosta, wystarczy "podstawowa znajomość chemii i kilka tabelek", jak zauważa w rozmowie z Reutersem libański psychiatra Ramzi Haddad. Nic więc dziwnego, że nie brakuje chętnych do uszczknięcia dla siebie choć kapki z tej rzeki pieniędzy. I trudno, by nie zaczerpnęło z niej również Daesz.
- Są raporty potwierdzające, że część środków pozyskanych z handlu (narkotykami) służy finansowaniu grup dżihadystycznych w Syrii - mówił już półtora roku temu w rozmowie z CNN Matthew Levitt, były urzędnik Departamentu Skarbu odpowiedzialny za śledzenie źródeł finansowania organizacji terrorystycznych, a obecnie ekspert Washington Institute for Near East Policy. Z kolei w sierpniu 2014 roku, a zatem kilka tygodni po oficjalnym utworzeniu Państwa Islamskiego, pojawiły się doniesienia, że ISIS przejęło laboratoria farmaceutyczne w Aleppo z całym dobrodziejstwem inwentarza - i produkcją, i przemytem metamfetaminy.
Wojenna zawierucha - rozpad krajowej infrastruktury, dziurawe granice, mnożenie się zbrojnych grup - sprawiła, że w ostatnich dwóch latach produkcja kaptagonu przeniosła się do Syrii. W styczniu 2014 roku Reuters donosił, że narkobiznes "generuje setki milionów dolarów zysku rocznie i potencjalnie jest źródłem finansowania broni", a jednocześnie "narkotyk umożliwia bojownikom zaangażowanie w długie, wyczerpujące bitwy".
Terrorystyczny doping
Co do tego, że dżihadyści Daesz nie tylko produkują i przemycają kaptagon, ale i sami go biorą lub dają swoim żołnierzom, nie ma cienia wątpliwości Daveed Gartenstein-Ross z Fundacji na rzecz Obrony Demokracji. - Al-Kaida w Iraku, która jest poprzedniczką ISIS, słynęła z tego, że jej bojownicy brali amfetaminę, która pozwalała im, na przykład, przetrwać ból spowodowany postrzałem - mówi w rozmowie z Reutersem.
Zastrzyk energii i stan euforii - to główne zalety tego narkotyku. - Nie możesz spać ani nawet zmrużyć oczu, zapomnij o tym - mówi jeden z jego użytkowników w wyemitowanym we wrześniu przez BBC Arabic filmie dokumentalnym. - Czułem, jakbym był panem całego świata - dodaje drugi. - Jak wziąłem kaptagon, już nie czułem strachu - stwierdza trzeci. Z kolei CNN dotarła do 19-letniego Karima, żołnierza Daesz schwytanego przez peszmergów, który zeznawał, że dowódcy regularnie dawali im narkotyki. - (To były) tabletki halucynogenne, które pozwalały nam iść na bitwę i nie dbać o to, czy przeżyjemy, czy zginiemy - mówił chłopak.
Pod wpływem narkotyków (chemicznej amfetaminy lub naturalnej katy) miał być również John Dżhadysta, egzekutor zagranicznych zakładników Daesz, kiedy ścinał głowę Davida Heines’a. Analiza jego głosu wykazała, że mówił w nieco inny sposób niż na poprzednich i kolejnych nagraniach, a eksperci ocenili, że najprawdopodobniej był to efekt działania narkotyku. Brytyjski "The Daily Express" z kolei dopiero co informował: są dowody wskazujące na to, że amfetaminą byli naćpani terroryści, którzy przeprowadzili serię ataków w Paryżu.
O spotkaniu z dżihadystami na haju opowiadał też Ekram Ahmet, 40-letni Kurd, który uciekł z Kobane, w rozmowie z "The Sudany People". - Są brudni, mają potargane brody i długie czarne paznokcie. Mają przy sobie mnóstwo tabletek i wciąż je biorą. Wydaje się, że one czynią ich jeszcze bardziej szalonymi. Stają się podnieceni, zaciekle każą nawet dzieci za najdrobniejsze przewinienia.
Jedną z ich ofiar miał być jego 11-letni syn, którego dżihadyści wyciągnęli z autobusu. - Znaleźli w jego kieszeni kopię Koranu, którą żona dała mu na szczęście. Podarli ją na kawałki i rzucili na podłogę. A gdy zdali sobie sprawę, że jest Kurdem, ustawili go w kolejce do ścięcia. Gdy wybuchła jakaś strzelanina, mój syn wykorzystał szansę, by uciec.
Lekarze ostrzegają przed skutkami ubocznymi narkotyku: halucynacjami, depresją, psychozami, paranoją, zawałem serca, krwotokami i uszkodzeniami mózgu, wreszcie śmiercią. To jednak niewielka cena, jaką mają płacić dowódcy Daesz w zamian za hiperaktywność i pozbawienie resztek skrupułów swoich żołnierzy. W rozmowie z CNN dr Robert Keisling, psychiatra z kliniki MedStar w Waszyngtonie mówi: - Myślę, że (dżihadyści) podjęli decyzję, by trzymać tych gości na chodzie przez cztery, pięć dni i dać im poczucie nieśmiertelności, bo jest to dla nich korzystne, nawet za cenę skutków ubocznych, jakie może wywołać ten narkotyk.
Cel uświęca środki
Daesz bezwzględnie przestrzega podziału na to, co haram (zakazane) i halal (dozwolone) - ze szczególnym naciskiem na to pierwsze. Haram są między innymi wszystkie używki: papierosy, alkohol, narkotyki. Na umieszczanych w sieci filmach widać, jak bojownicy w czerni palą pola marihuany, niszczą butelki z alkoholem czy różnymi środkami psychoaktywnymi. Pod jurysdykcją dżihadystów łamanie tych zakazów jest karane chłostą. Do trzech razy jednak sztuka - przyłapany na piciu czy zażywaniu narkotyków delikwent uznawany jest za recydywistę i karany śmiercią.
Jak więc te restrykcyjne zasady, które według ideologów Daesz dyktowane są prawem szarii, czyli świętością nad świętościami, mają się do narkotycznych praktyk samych żołnierzy dżihadu? Pierwsze co się ciśnie na usta: toż to hipokryzja w czystej postaci.
Ale eksperci przekonują, że z punktu widzenia ekstremistów z Lewantu (zresztą nie tylko) to raczej zwykły relatywizm, a wręcz pragmatyzm. Jak zauważa Gartenstein-Ross, po pierwsze, celem nie jest czysto hedonistyczne osiągnięcie haju, tylko bardzo praktyczne zwiększenie wydajności i odwagi. A po drugie - narkotyk to jedno z narzędzi dżihadu, dlatego jego zażywanie nie tyko uchodzi płazem, nie tylko jest akceptowalne, ale wręcz pożądane. Jak to mówią: cel uświęca środki.