Na Śląsku stanęła komunikacja
O 4 rano we wtorek na Śląsku rozpoczął się
24-godzinny strajk ostrzegawczy w komunikacji miejskiej na
Śląsku. Na trasy nie wyjechał żaden tramwaj, autobusy nie
kursują w Katowicach, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej i Będzinie
-podały służby wojewody śląskiego.
Jeżdżą natomiast autobusy z przedsiębiorstw komunikacyjnych w Gliwicach i Tychach oraz prywatni przewoźnicy.
"Na trasę nie wyjechał żaden tramwaj, o godz. 6.30 powinno ich jeździć 192. W takiej sytuacji nie jesteśmy w stanie zapewnić zastępczego transportu" - powiedział dyspozytor spółki Śląskie Tramwaje.
Organizatorzy protestu - śląsko-dąbrowska "Solidarność" podaje, że na trasę nie wyjechało w sumie ok. 360 autobusów. Rzecznik największego organizatora komunikacji miejskiej w regionie - Komunikacyjnego Związku Komunalnego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego Marek Klimek nie ma na razie informacji o skali protestu.
"Decyzja o proteście zapadła w poniedziałek wieczorem. Nie było czasu na zorganizowanie komunikacji zastępczej. Nie sądzę, by prywatni przewoźnicy mogli rozwiązać problem, jest ich za mało" - powiedział.
Związkowcy ze śląsko-dąbrowskiej "S" domagają się, by sejmik województwa śląskiego przeznaczył więcej pieniędzy na komunikację w regionie. Obecnie na funkcjonowanie autobusów i tramwajów brakuje w budżecie województwa 17 milionów złotych. W ubiegłym roku na transport miejski przeznaczono około 20 milionów złotych, w tym - zaledwie 3.
"Ten protest jest konieczny. Jeżeli transport publiczny nie będzie działał normalnie, to gospodarka w regionie padnie. Przepraszamy pasażerów za utrudnienia"- powiedział przewodniczący Regionalnej Sekcji Transportu Miejskiego Krzysztof Leśniak.
Dodał, że protestujący są otwarci na rozmowy. Strajk ostrzegawczy ma potrwać 24 godziny, w ciągu dnia mają zapaść decyzje na temat dalszego przebiegu ewentualnej akcji protestacyjnej.
Związkowcy z "S" mówią, że w związku z brakiem pieniędzy ogranicza się kursowanie autobusów i tramwajów, które praktycznie nie jeżdżą w nocy, a w godzinach szczytu są bardzo zatłoczone. Ograniczanie kursów wiąże się z kolei ze zwolnieniami pracowników.