Na razie nie ma pieniędzy dla stoczniowców
Przebywający w Szczecinie minister gospodarki Jacek Piechota powiedział, że obecnie nie jest możliwe wypłacenie pracownikom Stoczni Szczecińskiej zaległych wynagrodzeń.
Szef resortu gospodarki rozmawiał w środę z zarządem Stoczni Szczecińskiej oraz z przedstawicielami komitetu protestacyjnego na temat wznowienia produkcji i wypłat dla pracowników.
Po spotkaniu powiedział, że przed stocznią są dwie możliwości: albo upadłość zakładu i wypłata zaległych wynagrodzeń z funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych, albo wznowienie produkcji i utrzymanie miejsc pracy, ale wówczas wypłata zaległych wynagrodzeń nie będzie na razie możliwa.
Alternatywa jest niestety bardzo brutalnie określona przez realia - powiedział Jacek Piechota i dodał, że innych możliwości, w których to Skarb Państwa miałby wypłacać zaległe wynagrodzenia, nie ma.
Wiceprzewodniczący komitetu protestacyjnego Jerzy Możdżyński powiedział po spotkaniu z ministrem gospodarki, że robotnicy domagający się pieniędzy będą musieli - jak się wyraził - zweryfikować swoje żądania.
Najtrudniejszym punktem są oczywiście pieniążki. W tym kraju tylko się mówi o pieniądzach - stwierdził Możdżyński.
Około 6 tysięcy pracowników stoczni od 4 marca przebywa na przymusowych urlopach, od lutego ludzie nie otrzymują wynagrodzeń.
W środę rano Jacek Piechota zapewnił, że na jedno ze wskazanych przez zarząd stoczni kont bankowych wpłynie 8 i pół miliona złotych zaliczki na wypłaty czerwcowe dla załogi firmy.(iza)