Polska"Myśmy wiedzieli już od jakiegoś czasu, że odchodzi..."

"Myśmy wiedzieli już od jakiegoś czasu, że odchodzi..."

- Myśmy wiedzieli już od jakiegoś czasu, że ona odchodzi, po operacji, to był niestety tętniak. Jak już wróciła do domu (), ona już leżała. Ja ją znałem zawsze, jako osobę po pierwsze niesłychanie aktywną, a po drugie, jak na osobę, która traktowała życie z dystansem, niesłychanie optymistyczną - wspomina zmarłą poetkę Wisławę Szymborską jej przyjaciel, krytyk literacki Jan Pieszczachowicz.

01.02.2012 | aktual.: 02.02.2012 09:57

Mieszkańcy Krakowa i turyści mogą złożyć wpisy w specjalnie wystawionej księdze kondolencyjnej. Będzie ona wystawiona w Holu Kamiennym w Urzędzie Miasta Krakowa od dziś od godziny 12. W Magistracie będzie też wystawa zdjęć zmarłej noblistki.

Na budynku urzędu zawisły żałobne kiry. Kirami będą też udekorowane pojazdy komunikacji miejskiej.

Jan Pieszczachowicz

- Była człowiekiem niezwykle uroczym, taką prawdziwą damą - wspomina Wisławę Szymborską krytyk literacki Tomasz Fiałkowski. - Znałem ją kilkadziesiąt lat, dostatecznie długo, żeby mniemać, że znałem ją dobrze, mam ją prawo traktować, jako przyjaciółkę. Dla mnie to nie jest śmierć wielkiej poetki, ale przyjaciółki - powiedział Pieszczachowicz.

Myśmy wiedzieli już od jakiegoś czasu, że ona odchodzi, po operacji, to był niestety tętniak. Jak już wróciła do domu (), ona już leżała. Ja ją znałem zawsze, jako osobę po pierwsze niesłychanie aktywną, a po drugie, jak na osobę, która traktowała życie z dystansem, niesłychanie optymistyczną.

Ona żyła całą sobą i pisała całą sobą. Jej nie zależało na tym, żeby napisać multum wierszy. Jej twórczość zamyka się w około 350 wierszach, to jak na całe życie poetki ilościowo nie jest dużo, ale to polegało na tym, że każdy jej wiersz rodził się długo.

Ona mi kiedyś pokazała szufladę, a w tej szufladzie kłębiło się kilkadziesiąt przeważnie zmiętych kartek. Ja mówię: "Co to jest?" a ona odpowiada: "To jest nowy wiersz, który nie wiadomo, czy będzie wierszem". Tam było po po prostu kilkadziesiąt wersji tego samego wiersza.

Była perfekcjonistką, ceniła niesłychanie słowo i je szanowała. Nie pasowała do dzisiejszej przeciętnej twórczości poetyckiej, w której słowem się szasta. Dla niej każde słowo to był istotny element jej świata poetyckiego i nie tylko poetyckiego.

Była osobą o ogromnym poczuciu humoru, to jej poczucie humoru powodowało, że z nią się dobrze przestawało, z nią się dobrze rozmawiało, bo ona miała ogromny dystans do siebie.

Największą miłością jej życia był Kornel Filipowicz, który poprzedził ją o przeszło 20 lat. Jej oddanie temu mężczyźnie życia było absolutnie nieprawdopodobne. Jak dostała nagrodę Nobla, to powiedziała mi, że to on powinien dostać Nobla za prozę. Ona zostanie. Myślę, że ma ogromne szanse, żeby trwać długo, właśnie dlatego, że jej wiersze są takie ważkie, że w sposób poetycki poruszają najważniejsze problemy życia, filozofii życia. Mój żal polega na tym, że ją po prostu bardzo lubiłem.

Znany pisarz mieszkający w USA, Henryk Grynberg:

- Znajdowałem się zawsze pod wielkim urokiem jej poezji. Szymborska była bezsprzecznie największą polską poetką. Wśród poetów-mężczyzn miała może silną konkurencję, ale wśród kobiet nie miała - powiedział Grynberg.

- Jej poezja była piękna w sposób kameralny - była bardzo osobista, prywatna. Kiedy czytałem jej wiersze, czułem się jakbym słuchał muzyki Chopina - dodał.

Poeta i eseista Marcin Baran

- Jest jej bardzo piękny wiersz "O śmierci bez przesady". I myślę sobie, że ona w gruncie rzeczy pomyślała sobie, co będzie po jej śmierci i zostawiła przesłanie, żeby bez przesady o tej śmierci mówić. Ja sobie myślę, że można by napisać taki wiersz, który powiedziałby o Wisławie Szymborskiej coś takiego, że śmierć doda jej romantyzmu jako osobie, która w gruncie rzeczy uciekała od czegoś, co jest zmorą naszych czasów, czyli nadmiernego emocjonalizmu i sentymentalizmu, od nadmiernej uczuciowości.

Kiedy twórca dostaje Nobla to jest oczywiste, że zasłużył. Natomiast trzeba sobie powiedzieć jasno, że Wisława Szymborska napisała wcześniej większość swoich utworów, więc nie musimy na nią patrzeć przez pryzmat Nobla. Jej życie nie było zupełnie proste. Urodziła się przed II wojną światową i na samej sobie doznała wszystkiego, co w XX wieku się działo i trzeba powiedzieć, że zwaliły się na nią różne problemy. Myślę, że napięcia, które jej dotyczyły były bardzo silne, to były przeciążenia jak przy starcie rakiety. Nie chcę też uciekać od wspomnienia tego, co być może w momencie śmierci nie jest najlepsze, czyli lat 50., stalinowskich.

Ale też nie chcę o tym wspominać, żeby ją stygmatyzować, ale chcę powiedzieć, że wydaje mi się, że była jedną z tych osób, które - nie wiem za sprawą czego - wyciągnęły potem z tego bardzo głębokie, bardzo przemyślane wnioski. Jej funkcjonowanie także w życiu publicznym, czego oczywiście nie bardzo lubiła, ale niejako z automatu była wciągana jako noblistka i w ostatecznym rozrachunku nie wzbraniała się przed tym uczestniczeniem, było bardzo wyważone i bardzo sensowne. Była w stanie tak zafunkcjonować i tak się dystansować, by próbować być normalną osobą w nienormalnych czasach.

Tłumacz poezji Szymborskiej na francuski, Piotr Kamiński:

- Każde słowo z pozoru się zgadzało, tylko że kiedy przeczytałem wiersz po francusku, to jakby wszystko "wyciekło", wszystko diabli wzięli - wiersza nie ma. Dlatego musiałem wracać do oryginału i spokojnie, bardzo cierpliwie, szukać gdzie się zrobiła ta dziurka, przez którą poezja wyciekła. I zatykać tę "dziurkę" szybko" - opowiadał Kamiński.

Kamiński, znany krytyk muzyczny i tłumacz zamieszkały od 30 lat we Francji, jest autorem przekładów dwóch tomów wierszy Szymborskiej na francuski: "De la mort sans exagerer" ("O śmierci bez przesady", 1996) i "Je ne sais quelles gens" ("Jacyś ludzie", 1997). Oba tłumaczenia, autoryzowane osobiście przez poetkę, ukazały się we Francji zaraz po otrzymaniu przez nią Nagrody Nobla. Według Kamińskiego, wiersze Szymborskiej są dla tłumacza dużym wyzwaniem, gdyż - jak to ujął - są one "zdradliwie proste". Wspominał, że kiedy na początku tłumaczył poezję Szymborskiej, robił to najprościej jak można było, czyli "słowo po słowie".

Swoją pracę nad przekładem porównał do żmudnej pracy jubilera, czy też - jak to określił - do "szlifowania diamencików". Kamiński przypomniał, że wielokrotnie spotykał się z Szymborską i że zawsze rozmowy przebiegały w "wesołej" atmosferze. Pierwszy raz zdarzyło się to w końcu lat 90. w Warszawie niedługo po wyróżnieniu poetki nagrodą Nobla, ostatni raz kilka lat temu na kolacji w Krakowie w wąskim gronie przyjaciół Szymborskiej. - To była osoba, która w ciągu pierwszych 30 sekund dawała człowiekowi poczucie, że ją zna od zawsze - wspomina tłumacz. Zauważył, że Szymborska była "czarująca, ciepła, bezpośrednia, pełna dobroci dla ludzi" i że "zawsze się śmiała, żartowała.

- Gdybym nie wiedział, że jest to autorka tych klejnotów, które nam pozostawiła, do głowy by mi nie przyszło, że mam do czynienia z wielką poetką - powiedział Kamiński. Tłumacz ubolewał nad tym, że twórczość Szymborskiej pozostaje wciąż we Francji mało znana. Dodał, że nawet nagrodzenie poetki najwyższym literackim laurem niewiele w tym względzie zmieniło. Co prawda - przypomniał Kamiński - tomik jej poezji wydany w 1996 roku na noblowskiej "fali" rozszedł się nad Sekwaną w sporym jak na poezję nakładzie 7 tys. egzemplarzy, ale po wydaniu kolejnej książki polskiej poetki wydawcy nad Sekwaną stracili zainteresowanie jej twórczością. - Francja od dawna nie lubi poezji, a już wyjątkowo - poezji w tłumaczeniu - uważa polski tłumacz.

Na dowód tego przypomniał, że tuż po Nagrodzie Nobla dla Szymborskiej próbował zainteresować jej poezją francuską publiczną telewizję. Bez powodzenia. - Od redaktorki działu kulturalnego usłyszałem wtedy w odpowiedzi odmowę: "ta Pani jest nieznana, poczekamy, aż będzie o niej głośniej". I na tym się historia skończyła - wspominał autor przekładów. Dodał, że także ówczesna prasa francuska z nielicznymi wyjątkami nie sprzyjała twórczości polskiej noblistki a niektóre gazety - jak np. "Le Figaro" - podeszły do niej wręcz bardzo nieprzychylnie.

Janusz Głowacki, dramatopisarz, autor opowiadań, felietonista, scenarzysta:
To był bardzo piękny moment w naszej historii, że mieliśmy parę żyjących noblistów na jednym "przyjęciu": Pana Czesława Miłosza i Panią Wisławę Szymborską. Była najbardziej zwyczajną osobą - w tym sensie, że nie miała w sobie ani odrobiny pozy, "robionej" godności - jako noblistka. Była zwykłą, szalenie uroczą, dowcipną kobietą.

Jej poezja była wielka: szaleństwo, mądrość, liryzm, rozpacz, cynizm. Jej wiersze były równocześnie bardzo skomplikowane i bardzo proste, a jednocześnie - przerażająco mądre, tak jak choćby "Nic dwa razy". Rozmawiałem z nią tylko parę razy w życiu i to były bardzo normalne rozmowy. Bardzo dowcipne, ironiczne i nie o literaturze. * Poeta, prozaik i publicysta Tomasz Jastrun:*
Razem ze śmiercią Wisławy Szymborskiej kończy się jakaś epoka, w sensie literackim i cywilizacyjnym. Poezja Szymborskiej jest wspaniała, wybitna, a zarazem - przystępna dla każdego. Może być czytana i rozumiana nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.

Szymborska była człowiekiem niezwykłym. Takich ludzi spotkać można rzadko. Ja znałem ją od czasów moich lat dziecięcych. Moi rodzice się z nią przyjaźnili, była częstym gościem w naszym domu. Jaka była? Była człowiekiem z krwi i kości. Po prostu - fajnym człowiekiem. Skromna, naturalna. Nagroda Nobla nie przewróciła jej w głowie. Szymborska ocaliła siebie. A niektórzy pisarze "padają" przecież pod naporem chwały. Szymborska nie lubiła za bardzo sytuacji publicznych, tych wszystkich spotkań, to ją męczyło. Twórczość innych poetów bardzo chętnie czytała i żywo na nią reagowała. Była zawsze pełna troski o innych, przejmowała się ludźmi i ich kłopotami. Była takim "ciepłym punktem", tak mogę powiedzieć. Fragmenty tekstów Szymborskiej weszły w Polsce do języka codziennego. Jak na przykład: "tego nie robi się kotu"."

Prof. Aleksander Fiut, kierownik Katedry Historii Literatury Polskiej XX wieku na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Zgasło wielkie światło polskiej poezji. Jest to strata, która na pewno będzie miała daleko idące konsekwencje. Jak znika poeta tak wybitny, to potem też cała literatura się zmienia.

- Nie mogę powiedzieć, że byłem jej przyjacielem. Myślę, że to byłby dla mnie zbyt wielki zaszczyt. Darzyła mnie wielką życzliwością, na którą nie zasługiwałem. Była osobą po prostu niezwykłą. Zamieniała rzeczywistość w magię, nawet taką codzienną rzeczywistość. Swoją poezją też tą rzeczywistość zamieniała w magię.

Małgorzata Nycz - redaktor naczelna Wydawnictwa Literackiego:

- Zmarła wielka poetka, bardzo, bardzo wielki człowiek, osoba o wyjątkowych cechach. Skupiała wokół siebie całe środowisko; znałam ją kilkadziesiąt lat, ale nigdy nie słyszałam z jej ust jakichś rzeczy złośliwych czy małostkowych pod czyimkolwiek adresem.

Jeśli chodzi o wielkość jej talentu - poza tym, że w sposób oczywisty zostało to docenione przez Nagrodę Nobla - to była rzeczywiście czytana. Mimo że jej poezja, jak można powiedzieć w pośpiechu - była wielopiętrowa, to czytało ją bardzo wielu czytelników. Na różnych piętrach odnajdywali tam bardzo wiele mądrych rzeczy dla siebie, tłumaczących i wyjaśniających im bardzo skomplikowany świat. Umiała to robić w sposób nienachalny, nieoczywisty.

To jest wielka strata nie tylko dla kultury, dla poezji, ale po prostu odeszła bardzo mądra, niezależna, dzielna - w sensie samodzielności myślenia - kobieta, pisarka. To jest niewyobrażalna strata.

Pisarz i krytyk literacki Stefan Chwin:
To dla mnie o tyle poruszająca wiadomość, że właśnie dzisiaj na uniwersytecie czytałem jej wiersze i kiedy wróciłem, doszła do mnie ta wiadomość, więc tak się to jakoś dziwnie ułożyło, że coś mnie pociągnęło w stronę jej poezji.

Myśmy się poznali na spotkaniu w Instytucie Polskim w Londynie. To było spotkanie ze Stanisławem Barańczakiem i tam była też pani Wisława Szymborska. I rozpoczęliśmy rozmowę, wsiedliśmy razem do windy, ja i moja żona Krystyna Lars, ruszyliśmy w górę. I tak się złożyło, że winda zatrzymała się między piętrami. I byliśmy tylko my i Wisława Szymborska. I przeprowadziliśmy w związku z tym z nią wywiad o jej obecności w Londynie i o jej twórczości, o tym, o czym zamierza jeszcze pisać.

To był zresztą taki wywiad, który wtedy, pod wpływem spotkania w Barańczakiem, miał charakter takiej rozmowy o relacji między poezją a polityką. I to była rozmowa, w której ja wyczułem pewien dystans Wisławy Szymborskiej wobec tego tematu. Nie chciała o tym mówić szczegółowo, chociaż dosyć swobodnie powracała do tego swojego początkowego okresu, myślę tutaj o latach 50., kiedy wydała dwa tomy. To były książki socrealistyczne.

I ona o tym mówiła bez żadnych zahamowań, przedstawiając siebie jako osobę, która po prostu w jakimś momencie uwierzyła w ideologię tamtego czasu. I przedstawiała siebie raczej jako osobę, która w jakimś momencie z tego wyszła. I właśnie w 1956 roku i później ten moment był dla niej bardzo istotny. To wtajemniczenie najpierw w tę ideologię, a potem z niej wyjście.

To co w niej było najciekawsze, to było takie połączenie obserwacji życia codziennego z bardzo głęboką refleksją o egzystencji człowieka. Jako jednostki, ale także jako gatunku. W moim przekonaniu w całej poezji polskiej wyjątkowe. Miała wspaniałe wyczucie dla takich realiów codzienności, które potrafiła obejrzeć z perspektywy najbardziej podstawowych pytań życia.

Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski
Wisława Szymborska fenomenalnie łączyła w sobie dwie skrajności. Z jednej strony - aktywność zawodową: bycie poetką, człowiekiem świata kultury, z drugiej - lapidarność, skrótowość, powściągliwość.

W poezji tego typu cechy są nieprzetłumaczalne, a ona przecież dawała się tłumaczyć na każdy język świata. To coś absolutnie nadzwyczajnego. Miała w sobie szczerość, autentyczność i zakodowany sprzeciw wobec tzw. celebryctwa. To był człowiek, o którym się mówi: chodząca skromność.

To było tak autentyczne i tak naturalne, że mogło się zdarzyć tylko w odniesieniu do jednej osoby - właśnie do Pani Wisławy Szymborskiej.

Miała w sobie życzliwość dla innych, dla otoczenia - rozumiała wady innych, cechowała ją fenomenalna tolerancja, z drugiej jednak strony - było w niej przecież pożądanie skromnego miejsca dla siebie.

Pamiętam, że gdy kiedyś zapytałem o nagrodę Nobla, odpowiedziała, że jej życie składało się z dwóch części: do tragedii noblowskiej i po tragedii noblowskiej. Użycie pojęcia tragedii w kontekście nagrody Nobla mogło przydarzyć się tylko w jej przypadku; tylko w jej wypadku mogło brzmieć tak autentycznie, jak powinno. To było niezwykłe.

Edward Balcerzan teoretyk literatury, krytyk literacki, tłumacz:
Nie było to dla nas, dla mojej żony i dla mnie zaskoczeniem, ponieważ Michał Rusinek nas sukcesywnie zawiadamiał o stanie jej zdrowia, czy też o stanie choroby. Przedwczoraj już była nieprzytomna, więc do tej możliwości się przygotowywaliśmy. Śmierć, nawet przewidywana, jest zawsze szokiem wielkim.

Wisławę Szymborską znaliśmy bardzo dobrze. Można powiedzieć, żeśmy się przyjaźnili. Ja do jej poezji dojrzewałem stopniowo. Pisałem książkę o polskiej poezji i przez pewien czas nie mogłem znaleźć dla niej miejsca, tak bardzo była osobna. Nie dawała się wpisać w żaden z nurtów, które dominowały czy określały mapę naszej poezji. Sama się w ten sposób określała jako osoba, która do żadnej grupy nie należy, do żadnego nurtu. Była niedefiniowalna i, jakby to powiedzieć, nieprzewidywalna, mimo że tak bardzo spójna.

Ostatnio głośno czytaliśmy jej wiersz drukowany w "Odrze" i ja jeszcze nagrywając się na sekretarkę, telefonując do Wisławy Szymborskiej, powiedziałem, że "napisałaś wiersz genialny", ale nie wiem, czy to do niej dotarło, czy odsłuchiwała wiadomości.

Należała do tych pisarzy, którzy potrafili w ciągu paru sekund stworzyć własny nieład, własną niemal obyczajowość. Nakreślała własny klimat, własny rodzaj dowcipu. Miała czasem takie pomysły, jakby nawet trochę dziecinne, np. z częstowaniem ludzi u siebie w domu winogronami, wśród których jedna kiść to były winogrona sztuczne i strasznie się cieszyła, jak ktoś się dał oszukać i chwycił za te winogrona.

Przy Wisławie Szymborskiej świat się stawał taki akceptowalny, a jednocześnie pełen różnych zagadek i tajemnic. To była osoba, która do końca widziała w świecie mnóstwo rzeczy jeszcze do opowiedzenia, do opisania.

Prezes polskiego PEN Clubu Adam Pomorski:
Odeszła jedna z największych polskich poetek. Jej życie przypadło w epoce, w której nastąpiła kumulacja wielkich talentów w polskiej kulturze, literaturze, poezji. Jeszcze spora część obecnych pokoleń miała to szczęście, że żyła w czasach twórczości wspaniałej plejady polskich poetów. Wśród nich jedną z największych była Wisława Szymborska.

Nagroda Nobla, całkowicie niepodważalna, przypadła za wspaniałe dzieło poetyckie. Takiej elegancji poetyckiej, inteligencji, lirycznej mądrości nie doczekamy się prędko w polskiej poezji. Oczywiście nie doczekamy się żadnej kopii, bo człowiek takiego talentu jest całkowicie niepowtarzalny. W tej chwili, kiedy człowiek odchodzi, kiedy to dzieło pozostaje, tym większe się rysuje w naszej świadomości. I tak być powinno. Jeśli chodzi o samą postać Wisławy Szymborskiej - ujmująco skromna, inteligentna, wspaniale dowcipna. Jasna gwiazda w naszej rzeczywistości.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (446)