Trwa ładowanie...
09-02-2010 10:33

"Myślałem, że J. Kaczyński zjada ludzi na śniadanie"

- Jarosław Kaczyński zaskoczył mnie podczas przesłuchania przed komisją. Bo ja sobie go wyobrażałem zupełnie inaczej. Myślałem, że zjada ludzi na śniadanie, kroi ich nożem, widelcem na surowo, bo przecież nie potrzebuje ugotować polityka. A on się uśmiechał. Byłem w szoku. Miałem przygotowaną serię pytań dla niego i spodziewałem się, że to będzie ostra walka - mówi w Radiu Zet o swoich wrażeniach z przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego Bartosz Arłukowicz, wiceprzewodniczący śledczej komisji hazardowej.

"Myślałem, że J. Kaczyński zjada ludzi na śniadanie"Źródło: PAP
d1qnb6r
d1qnb6r

: A gościem Radia Zet jest Bartosz Arłukowicz – Prawo, nie Prawo i Sprawiedliwość, prawie Prawo i Sprawiedliwość, bo poseł Neumann powiedział: kończmy, bo za chwilę poseł Arłukowicz zapisze się do Prawa i Sprawiedliwości. Tak pana oczarował Jarosław Kaczyński. : Poseł Neumann mówił bardzo wiele rzeczy. Przeprowadziłem przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego zupełnie inaczej, niż założyłem. : Zauważyłam, nie było żadnych trudnych pytań. : Nie, były. : Nie dowiedzieliśmy się czym Zyta Gilowa przekonała Jarosława Kaczyńskiego, nie dowiedzieliśmy się dlaczego Mariusz Kamiński spalił akcję z ministrem Lipcem, wielu rzeczy się nie dowiedzieliśmy. : Ale dowiedzieliśmy się na przykład tego, że w rządach Jarosława Kaczyńskiego... Jeżeli premier rządu przy publicznym przesłuchaniu mówi: "popełniłem błąd jako premier podejmując takie, a nie inne decyzje" to świadczy to o tym, że jednak do czegoś ta komisja dochodzi. : Jaki błąd popełnił. : Już to opowiadam. W rządach Jarosława Kaczyńskiego były dwa etapy. Pierwszy taki,
w którym był wielkim zwolennikiem wideoloterii i otworzenia kilkunastu... : A, no to tak, to wiadomo, był... : I tworzono ustawę pisaną przez Totalizator i tu przyznał się premier do błędu. Powiedział, że to był błąd, który popełnił, że pozwolił na tę sytuację i potem wejście do gry Zyty Gilowskiej i całkowita odmiana polityki i strategii wokół hazardu. : To łamie się w ogóle, legnie w gruzach cała filozofia Prawa i Sprawiedliwości, bo przecież Totalizator Sportowy jest spółką Skarbu Państwa, a trudno, żeby spółka Skarbu Państwa nie pisała ustawy, jest to normalne. : Nie wiem, dla kogo jest to normalne, dla mnie to nie jest normalne. : Dla Prawa i Sprawiedliwości, ale jakiś błąd był za czasów Jarosława Kaczyńskiego, ale taki błąd, który można przełożyć na literę prawa. : No nie, na literę prawa, być może nie. : Nie. : Ale... : Ale uroczy jest Jarosław Kaczyński, prawda, panie pośle? : Pisanie, pisanie ustawy napisanie przez spółkę to tak to być nie powinno. Czy uroczy? Może bez przesady, ale zaskoczył mnie
tym... : No nie, widziałam pana minę, był pan zachwycony. : Zaskoczył mnie tym, bo ja tego człowieka sobie wyobrażałem zupełnie inaczej. : Myślał pan, że on zjada śledczych, tak? : Zjada ludzi na śniadanie, kroi ich nożem, widelcem na surowo, no przecież nie potrzebuje ugotować polityka, a on się w ogóle uśmiechał. Ja byłem w szoku, ja miałem przygotowaną serię pytań dla niego i spodziewałem się, że to będzie ostra walka. : I rozbrajał, i rozbrajał pana, co się uśmiechnął to Arłukowiczowi wypadały wszystkie pytania. : Nie wypadały, one zostały zadane. Ale wie pani co, to przesłuchanie też pokazało taką rzecz, że można na dwójnasób przesłuchiwać. Tak sobie pomyślałem już po wszystkim, tak zanalizowałem to wszystko, co się wydarzyło tego dnia i można przesłuchiwać w sposób agresywny, taki dojeżdżający, przepraszam za to słowo, ale można też osiągać to samo normalnie rozmawiając. I to się sprawdziło zarówno przy premierze Kaczyńskim, jak i premierze Tusku. Przesłuchania Tuska też nie było przesłuchaniem
agresywnym, ono momentami wzbudzało emocje, dochodziło do konfliktów. : Ale nie wiem, czy pan słyszał pana koleżankę, która krzyczała do pana premiera – wystarczy! : Wszystko słyszałem, no pani poseł Kempa faktycznie miała parę starć z premierem, ale mnie udało się przebrnąć przez to przesłuchanie bez awantury, ja byłem z tego bardzo zadowolony. : Bo pan raczej nie jest awanturnikiem, ale jest pan w kręgu podejrzeń, jak pan się czuje? : Jestem w kręgu, byłem w szoku. W poniedziałek, kiedy leciałem do Warszawy miałem wyłączony telefon komórkowy to rzecz oczywista. Włączyłem telefon i dostałem naraz kilkadziesiąt esemesów, że jestem w kręgu podejrzeń i telefony od moich przyjaciół, czy jestem bezpieczny. : Jest pan w kręgu podejrzeń dlatego, że czytał pan akta, która przyszły z prokuratury. Te akta znalazły się w „Rzeczpospolitej”. Czytał pan, czytał pan Wassermann, więc dwóch panów jest w kręgu podejrzeń, bo ktoś przeciekł do „Rzeczpospolitej” i panów asystenci. : Ja w ogóle zapisując się do tej całej komisji
znalazłem się w kręgu podejrzeń. I wczoraj naprawdę zastanawiałem się nad tym co jest cnotą, czytać dokumenty i przygotowywać się do komisji, czy cnotą jest ich nie czytać, żeby potem móc powiedzieć przed kamerami – nie czytałem. Więc tak, czytałem dokumenty, czytałem także je wczoraj, będę je czyta także i dzisiaj, i pojutrze i za parę dni także. : Był pan źródłem przecieku? : Nie. : A dlaczego mam panu wierzyć? : Dlatego... nie, to nie o to chodzi, że pani ma mi wierzyć. : A no właśnie, no właśnie. : Ktoś musi mi udowodnić, oczywiście nie pani, nie pani. : Pan pyta w czasie zeznań – był pan źródłem przecieku... : Pytam, pytam. : I dlaczego mamy wierzyć? : Pytam, bo takie pytanie może paść, ja nie neguję pytania z pani strony. Ale żeby to stwierdzić, to ktoś musi to udowodnić, a nie może być tak, że przewodniczący Sekuła wychodzi do telewizji w godzinach porannych i ogłasza światu, wszem i wobec, że zapoznali się z dokumentami Arłukowicz, Wassermann i tam kilku asystentów, w związku z tym są w kręgu
podejrzeń. W kręgu podejrzeń jest przede wszystkim ten, kto organizuje pracę tej komisji i system pracy. : Nie proszę pana, ktoś jest w kręgu podejrzeń, bo ktoś przeciekł do „Rzeczpospolitej”. : To prawda, ja się z panią zgadzam. : Czy ten przeciek zaszkodził. : Oczywiście, że zaszkodził. Ja uważam, że ten przeciek bardzo zaszkodził pracom komisji z dwóch powodów, po pierwsze, zmniejsza wiarygodność członków komisji, to rzecz oczywista, a nie tylko oni zapoznawali się z tymi materiałami, ale zostawiam ten temat, zmniejsza wiarygodność to pierwsza rzecz, mniej ważna. A druga rzecz to pokazuje świadkom, którzy będą dopiero przesłuchiwani co tak naprawdę dzieje w prokuraturze. Być może „Rzeczpospolita” podsuwa pewne pomysły, to przeszkadza, dlatego, że dobre przesłuchanie musi być przesłuchaniem, o którym nie można przeczytać wcześniej. A tak naprawdę dzisiaj w gazetach można przeczytać o tym, o co będziemy pytali. : To po co zrobiła to „Rzeczpospolita”, jak pan sądzi? : Nie mam pojęcia. Ja ten artykuł czytałem
kilkakrotnie i dla mnie ten artykuł, po przeczytaniu go takim, po kilku razach, dla mnie ten artykuł jest o Grzegorzu Schetynie w ogóle, nie o Marcinie Rosole. On jest o Grzegorzu Schetynie. Ja nie wiem, czy ja mam dobre odczucie, to jest tylko moje subiektywne myślenie, ale... : Czyli czytając pana myśli, ktoś z PO przeciekł do „Rzeczpospolitej” ... : Nie, nie stawiam żadnych oskarżeń. : ...po to, żeby osłabić Grzegorza Schetynę i pokazać, że Grzegorz Schetyna kłamał przed komisją, tak? : Nie stawiam takich oskarżeń, absolutnie takich tez nie stawiam. : Ale co o Grzegorzu Schetynie. : Z tego artykułu wynikają dwie rzeczy. Marcin Rosół i jego aktywność wokół sprawy poinformowania Magdaleny Sobiesiak... : Ale Marcin Rosół i Grzegorz Schetyna to się mają chyba nijak, bo Rosół jest od Drzewieckiego. : Oczywiście, oczywiście, że tak, ale w pierwszej części artykułu mamy informację o tym, że Grzegorz Schetyna prawdopodobnie się pomylił przed komisją, bo powiedział, że zna Sobiesiaka od bodajże 2003 roku, tak
powiedział przed komisją. Sobiesiak, teoretycznie rzecz biorąc, jak pisze gazeta, powiedział, że znają się 20 lat. : Ja przypominam, że pewnie wtedy Grzegorz Schetyna miał z 20 parę lat, już wczoraj mówiłam o tym, pewnie Sobiesiak był promotorem na studiach Grzegorza Schetyny. : Nie mam pojęcia, czy Sobiesiak był promotorem i tak naprawdę nie jest to clou problemu. : Ale dla pana to jest szok, że znają się 20 lat, że Sobiesiak mówi, że 20 lat, a Schetyna mówi o 2003 roku. : Nie, nie jest to dla mnie szokiem, nawet jest do przyjęcia to, o czym gdzieś przeczytałem, co powiedział Grzegorz Schetyna, że był wtedy osobą publiczną, zajmował określone stanowiska i być może go ludzie znali, to jest oczywiste, mnie też zna mnóstwo ludzi, o których ja nie mam pojęcia. Ale, problemem jest wiarygodność, problemem jest wiarygodność, bo jeśli panowie mieli jakiekolwiek kontakty w latach 90., tak, bo o tych latach rozmawiamy, no to Grzegorz Schetyna powinien o tym powiedzieć, jednak powinien powiedzieć. : No, ale co jest
dla pana kontaktem, jeżeli ktoś sobie mówi na ulicy dzień dobry, to jest dla pana kontaktem, o którym należy powiedzieć. : Nie, to nie jest dla mnie kontaktem, pani redaktor generalnie... : Czy jeżeli ktoś idzie z kimś pograć w golfa, zdaje się Grzegorz Schetyna nie gra w golfa, ale pograć w piłkę to jest kontakt? : Jestem wielkim przeciwnikiem takich histerii, bo – to jest problem osób publicznych. Ze mną też sobie robią ludzie zdjęcia, różni ludzie i ja nie mam pojęcia, kto wyciągnie jakieś zdjęcie za 20 lat, być może z kimś, kto w międzyczasie popełnił przestępstwo, nie mam pojęcia. Dlatego jestem sceptyczny w tych oskarżeniach. : Ale mnie się wydaje, że ważniejsze jest z tego, co opublikowała „Rzeczpospolita” to, co pan Sobiesiak mówił o panu Rosole. : To prawda, to jest bardzo ważny wątek. Pytanie tylko jest takie... : Może ktoś chciał uprzedzić Rosoła. : Może. Bardzo dużo pytań jest wokół tego artykułu. I dlatego stawiam tezę, że on jest bardzo szkodliwy dla prac komisji, być może ktoś chciał uprzedzić
Marcina Rosoła, być może tak jest. Marcin Rosół szykuje się do przesłuchania, które z całą pewnością nie będzie dla niego łatwe, zbliża się czas... : Myśli pan, że „Rzeczpospolita” stała się narzędziem, które psuje prace komisji? : Nie będę stawiał żadnych takich tez, nie wiem czy „Rzeczpospolita” stała się narzędziem, praca dziennikarska też jest pracą dziennikarską. Dziennikarz ma wiedzę, przerabia ją na papier. : Znaczy nie przerabia, tylko : Przelewa powiedziałem na papier, ma wiedzę i przelewa na papier, taka rola dziennikarza. Z drugiej strony pytanie skąd ma tę wiedzę i to jest pytanie zasadnicze, bo to pokazuje pewną słabość instytucji państwa, pani redaktor. To jest złe, to jest złe. : No właśnie i też pokazuje, że należy ważyć słowa, bo pan mówił, a skąd Graś o tym wiedział, że my mieliśmy te materiały, wiedział, bo powiedziała o tym prokuratura publicznie. : Pani redaktor, ja słyszałem... : Także trzeba się zastanowić panie pośle. : ...ja słyszałem wypowiedź pana ministra Grasia i dla mnie ta
wypowiedź była o pół kroku za daleko, tak interpretuję i mam do tego prawo. Oczywiście ja wiem o tym, że... : O pół dlaczego? : Dlatego, że szef, rzecznik rządu w mojej ocenie nie powinien, nie powinien jednak zabierać głosu w sprawach merytorycznych dotyczących prac komisji, dokumentów, które do niej docierają, komisji, która bada właśnie to, co się działo wokół rządu. : Ale rzecznik rządu, przypomnę, jest również rzecznikiem też wszystkich ministrów, ministra sprawiedliwości... : To wszystko prawda, zgadzam się. : A minister sprawiedliwości jest prokuratorem generalnym, a prokurator generalny ma... : Zgadzam się z panią, te wszystkie argumenty są prawdziwe, to prawda. : Prawda? : To prawda. Ale dobra, zostawmy to, nie mam jakiś zarzutów do Grasia, ale myślę sobie, że za dużo jest wokół tej komisji różnych wątków pobocznych, za dużo spraw się dzieje, takich gejzerów. : A wierzy pan swoim asystentom? Pana asystenci czytali te zeznania? : Nie czytali, to jest właśnie to, ten system pracy, który przyjąłem
rozpoczynając prace w tej komisji, ja naprawdę podejmowałem trudną decyzję wtedy, czy wziąć, czy poprosić o współpracę asystentów, którzy mają dostęp do informacji niejawnych, czy wziąć to na siebie. : Tusk zwolnił Mariusza Kamińskiego dlatego, że Mariusz Kamiński przyniósł, był posłańcem w sprawie afery hazardowej? : Trudno mi stawiać jednoznaczną tezę, że tak na pewno było, mogę mówić tylko o tym, co mi się wydaje. Wydaje mi się, że termin naprawdę nie był trafiony i jeżeli była to przypadkowość nałożenia się terminów, to naprawdę niefortunna i pan premier ma dużego pecha. Ale z drugiej strony, ja wyznając zasadę taką, że przypadkiem to można wygrać w totolotka i większość rzeczy w naszym życiu jednak się nie dzieje z przypadku, coś się dzieje w wyniku czegoś, coś jest konsekwencją czegoś, z reguły tak jest, w związku z tym myślę sobie, że nie było tak, że te sprawy nie mają kompletnie ze sobą żadnego związku. Nie jestem w stanie w to uwierzyć, że żadnego związku ze sobą nie miały. : Czyli uważa pan, że
gdyby nie było afery hazardowej to Mariusz Kamiński byłby nadal szefem CBA? : Tak nie uważam, nie wiem, ale zbieżność terminów mnie niepokoi. : A czy nie niepokoi pana, że Mariusz Kamiński nie potrafi czytać stenogramów, mianowicie przyszedł do premiera mówiąc o tym, że Chlebowski naciskał w sprawie dopłat, a "załatwię na 90%" dotyczyło zupełnie czegoś innego? : Materiały stworzone przez Mariusza Kamińskiego z profesjonalizmem naprawdę nie mają wiele wspólnego. Czytamy te wszystkie dokumenty i pani redaktor, ja o wszystkich mówić nie mogę, mogę mówić o tych jawnych, te jawne już powodują to, że naprawdę co do profesjonalizmu tej służby od samego początku powinniśmy mieć wiele uwag. Ja już nie mówię o tych wszystkich akcjach agenta Tomka, o tym wszystkim, o czym wszyscy wiemy, o tych willach kupowanych, mówimy teraz o sytuacji, kiedy podsłuchuje się najważniejszych polityków w kraju, przedstawia się, przynajmniej w części się przedstawia, bo gdzieś tam jednak poseł Chlebowski mówił, że te dopłaty blokuje od
roku, to jest wątek z całą pewnością ustawowy, nie ma o czym dyskutować. Ale moment, kiedy tam obiecuje Rysiowi, że coś załatwi, no to jest moment... : Na 90% : Tak, to jest moment, kiedy on obiecuje, że wstawi się za nim, czy tam będzie interweniował, co też nie jest dobre, żeby było jasne. Ale Mariusz Kamiński sugeruje, że jest to rozmowa o ustawie, a tak naprawdę była to ustawa o koncesji na salon gier. W związku z tym, jeżeli służba specjalna pracuje w ten sposób, że nie potrafi wyciągnąć wniosków z działań operacyjnych, które podejmuje, no to świadczy o tym, że ta służba nie jest profesjonalna, i że ta służba tak naprawdę może szkodzić procesom demokracji, a nie im pomagać. : A czy nie sądzi pan, że ta służba powinna poczekać i złapać na gorącym uczynku? : Pewnie, że powinna, oczywiście, że tak sądzę. : A czy z tych materiałów, które pan ma, wynikało, że mogło dojść do złapania na gorącym uczynku tylko ktoś nie wytrzymał presji i szybko pobiegł do premiera. : Trudno gdybać, co by było gdyby. : Znaczy
nie wiem, pan ma więcej materiałów, pan wie. : Mam więcej, ale proszę pani też nie o wszystkim mogę mówić. : Nie, nie, ale ja pana pytam ogólnie, czy według pana, nie pytam o konkretne rzeczy co, kiedy się działo, tylko ogólnie czy według pana z tych materiałów wynika, że można było złapać Chlebowskiego za rękę? : Nie wiem, czy można było złapać, ale na pewno można było poczekać i sprawdzić tak naprawdę, co się będzie działo z ustawą, tym bardziej, że jeśli Mariusz Kamiński kieruje służbą specjalną, która zajmuje się określonym tematem, to powinien wiedzieć, że premier wcześniej zlecił prace nad nową ustawą, a przynajmniej nad założeniami do nowej ustawy, czyli tak naprawdę proces legislacyjny toczył się gdzieś z boku. Być może można było poczekać, być może można było te działania operacyjne rozszerzyć, przeprowadzić je bardziej profesjonalnie, bo tak naprawdę co my mamy. Mamy Chlebowskiego, który opowiada rzeczy przez telefon, które wszyscy czytaliśmy, mamy ministra Drzewieckiego i akcję Rosół, potencjalny
przeciek, tak prawdę mówiąc nic z tego nie wynika, na tę chwilę, z tych działań... tylko mówię, bo ilość innych dokumentów poszerza obserwację, poszerza. : Tylko mamy wiedzę o tym, że Rosół uprzedzał córkę Sobiesiaka, że tatuś składał, że na tatusia składali donosy i lepiej, żeby ona nie była w Totalizatorze. : No i to nie jest dobre, tak, jeżeli 19 sierpnia rozmawia pan minister Drzewiecki z panem premierem i wiemy od pana premiera, powiedział to w sposób jednoznaczny, że rozmowy, które przeprowadzał i z Drzewieckim i z Chlebowskim były rozmowami wyjątkowymi, czymś, co wcześniej się nie zdarzało, to w mojej ocenie obaj ci panowie mogli nabrać przekonania, że coś się złego dzieje. Zresztą pan poseł Chlebowski potem to pokazał w dniu następnym rozmawiając z ministrem Kapicą. Ale, wracam do 19, minister Drzewiecki rozmawia z panem premierem, zaś 20 rozpoczyna się akcja pana Marcina Rosoła z telefonami do ministra Leszkiewicza, czyli wiceministra Skarbu, żeby wycofać Magdalenę Sobiesiak z konkursu. No więc, cóż
to jest znowu przypadek, czy przypadkiem jest to, że 18 czyli dzień przed tym spotkaniem pan premier zaprasza ministra Drzewieckiego, a minister Drzewiecki powiadamia o tym całe ministerstwo, w tym Marcina Rosoła, jak wiemy już, zaangażowanego bardzo w akcję szukania pracy dla Magdaleny Sobiesiak. : No właśnie chyba dobrze, że powiadomił wszystkich, to znaczy, że nie miał nic na sumieniu, no skoro zawiadamia wszystkich, że idzie – n o wszystkich, swój gabinet, no musi powiedzieć dokąd idzie. : Znaczy ja rozumiem, że możemy też przyjąć założenie, że znajomość z panem Sobiesiakiem miała charakter epizodyczno-golfowy, jak był łaskaw powiedzieć pan minister Drzewiecki, z tym, że nie bardzo rozumiem stopień tej zażyłości i to, że pan Sobiesiak w znajomości epizodyczno-golfowej zwraca się w telefonie stacjonarnym do żony ministra Drzewieckiego per Ninko. Pani redaktor, my nie znamy się w stopniu epizodycznym, bo już od jakiegoś czasu ze sobą współpracujemy, w życiu bym sobie nie pozwolił na taki telefon do pani,
nie pozwoliłbym sobie na takie coś, bo mimo, że nasza znajomość nie jest epizodyczna. : No wie pan, trudno mi odpowiadać na ten argument, nie wiem, jak się państwo znają, kolegują, itd. : Ale myślę, że to jest trochę paradoksalne, absurdalne to, co słyszeliśmy od ministra Drzewieckiego, że to była znajomość epizodyczna, no panowie się znają kilkanaście lat. : A czy było pozwolenie na podsłuchiwanie Drzewieckiego i jego żony? : Nie mam pojęcia, to trzeba wyjaśnić, to trzeba sprawdzić, to jest ważny wątek. Na pewno prokuratura musi dać informacje na ten temat, musi sprawdzić, jakim prawem w dzienniku „Polska” chyba to się pokazało, tak w dzienniku „Polska”, był przekaz rozmowy, teoretycznie przekaz rozmowy pana ministra Drzewieckiego z jego własną żoną. Mamy trzy wyjścia z tej sytuacji, pierwsze, że zostało to wymyślone przez dziennikarzy – mało prawdopodobne, drugie, że podsłuch był założony w sposób legalny – nie oceniam prawdopodobieństwa, nie mam pojęcia, i trzecie, że trwała zabawa podsłuchami, co wzbudza
niepokój i dreszcz na moich plecach jeśli taka sytuacja miała miejsce. : No nie, ale można było też prosić o podsłuch, o założenie podsłuchu NN. : Można było, oczywiście, że można było taką rzecz zrobić tylko pytanie, czy jest to udokumentowane i czy znajdziemy ślad tego w papierach. To prokuratury zadanie. : No dobrze, ale czy państwo zgłosili taki wniosek do prokuratury, żeby prokuratura to zbadała? : Nie, jako komisja nie zgłosiliśmy tego wniosku, ja myślę, że to się pewnie stanie, ale też musimy sprawdzić, czy prokuratura nie podjęła już sama tego wątku, ja tego po prostu nie wiem i nie chciałbym na antenie powiedzieć czegoś, czego nie wiem. : Ale w każdym razie nie ma tego w papierach, w dokumentach, które zostały dostarczone komisji? : Pani redaktor, dokumenty z prokuratury są tajne w związku z tym nie mogę w sposób jednoznaczny tego stwierdzać, powiem tylko tak, prokuratura powinna dla dobra jasności całej sytuacji i przejrzystości ten wątek wyjaśnić. : Dobrze, a czy w tych dokumentach, które są tajne
są takie rzeczy, że powinny nam stawać włosy na głowie? : Nie, ja bym nie robił takich rzeczy w radiu i nie straszyłbym słuchaczy. Powiem, ja powiem tylko swoje odczucia, które przekazałem, już chyba nawet to opowiadałem u pani na antenie, że kiedy wkracza w ten świat służb człowiek, który nie ma z nim nic wspólnego, tak jak ja, nie mam nic wspólnego ze służbami, nigdy w życiu się tym nie zajmowałem. : Skąd pan wie, może pan ma kolegów, którzy są w służbach. : Być może, ale nie, mówię o stanie swojej świadomości, ja się nie zajmowałem nigdy służbami, kiedy słyszę o tych wszystkich technikach i sposobach... : Potem się okaże, że dzwonili i mówili Bartuś... : To czasem, powiem pani, że taki dreszcz po plecach przechodzi, bo państwo musi mieć narzędzie kontroli tego, co się dzieje, kontroli obywateli, musi mieć. Ale z drugiej strony, jeżeli te narzędzia są wykorzystywane w sposób nadmierny, to jest to bardzo niebezpieczne dla obywatela. : Czy ABW zajmowało się aferą hazardową? : Mieliśmy spotkanie z szefem ABW,
z panem ministrem Bondarykiem, spotkanie całe miało charakter tajny, w związku z tym nie mogę o tym rozmawiać. : No nie, ale tylko czy się zajmowało tą sprawą. : Nie mogę o tym rozmawiać. : Czyli się nie zajmowało tą sprawą. : Bezpieczeństwa procesowego pani redaktor, z kręgu podejrzeń, w którym się codziennie w jakimś kręgu podejrzeń zajmuję, nie mogę o tym rozmawiać. : A dlaczego się Wassermann z panem Bondarykiem pokłócił. : Nie pokłócili się. : A dlaczego pan Wassermann wyszedł. : Trzeba zapytać o to posła Wassermanna. : A czy tam była nieprzyjemna sytuacja jakaś? : Komisja nie jest miejscem, gdzie zdarzają się same przyjemne rzeczy. : Ale czy akurat ta sytuacja wczorajsza była najbardziej nieprzyjemna, która się zdarzyła na takich zamkniętych spotkaniach? : Pani redaktor, nieprzyjemne było to, że nie było wody mineralnej nawet na spotkaniu. : Aha, ale co, Bondaryk zabronił, bo bał się, że ktoś podsunie jakąś wodę z czymś... : Nie mam pojęcia, nie było wody. : Z czymś nieodpowiednim, tak? : Nie mam
pojęcia. : Wierzy pan Tuskowi? : Ale, ale w co mam wierzyć? : No, w to co mówił, składał zeznania pod przysięgą, czy pan mu wierzy. : Wierzę w cud niepamięci coraz bardziej, jest taka piosenka Sojki, piękna. : Aha, no dobrze, gościem Radia ZET był Bartosz Arłukowicz, dziękuję bardzo. : Dziękuję. : Nie zapisuje się pan do PiS? : Nie proszę pani, nie zapisuję się do PiS. : No, ale niech pan jeszcze powie, czym pana oczarował Jarosław Kaczyński... : Powiem, do końca mnie rozczarował tym... : Oczarował, oczarował... : Oczarował, właśnie oczarował, kiedy go wciągnąłem : Ja miałam wrażenie, że nawet pana uwiódł tym swoim uśmiechem, w ogóle, że uwodził pana. : No nie, jeśli pani sądzi, że Jarosław Kaczyński może mnie uwieść to naprawdę teza jest za daleko postawiona. Ale kiedy wciągnąłem go w rozmowę o tym... : Nie, no nie uwiódł pana politycznie, bo nie zapisał się pan do PiS, ale mam wrażenie, że uwiódł śledczego. : Kiedy wciągnąłem go w rozmowę o słabościach ludzkich, które sprawiają nam przyjemność, które
powinno refundować państwo i kiedy pan premier zapytał mnie, czy mam na myśli słabości grzeszne, to naprawdę opadły mi ręce. Ja nie wierzyłem w to, że on może takie rzeczy mówić, że w ogóle słowo grzeszne przechodzi przez jego myśl. : Jak to? : No tak.. : A dlaczego grzeszne nie, bo myśli pan, że jest tak czysty i bezgrzeszny. : No na takiego mi zawsze wyglądał, na człowieka, który nie ma myśli grzesznych, a okazało się, że ma. : Yhm, no ale to trzeba było zapytać, jakie pan ma myśli grzeszne? : No, pani redaktor, premiera Kaczyńskiego, który zjada polityków na śniadanie, rano, na surowo. : No trzeba było sprawdzić, co z panem zrobi, dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był Bartosz Arłukowicz. : Dziękuję.

d1qnb6r
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1qnb6r
Więcej tematów