Muzułmanki odsłonią twarz - Francja zdecydowała
Francuski senat przyjął zakaz noszenia burek i nikabów w miejscach publicznych. Oznacza to, że muzułmanki będą musiały mieć odkryte twarze nie tylko w urzędach czy szkołach, ale także na ulicach i w sklepach. Na Paryż już spadają gromy, że ustawa ogranicza swobody obywatelskie. Jednak według arabistki i islamologa, dr Agaty Skowron-Nalborczyk, sami muzułmanie są podzieleni w tym temacie, bo Koran wyraźnie zaleca jedynie skromny ubiór - tak kobiet jak i mężczyzn.
15.09.2010 | aktual.: 16.09.2010 11:55
Zakaz zakrywania ciała i twarzy w miejscach publicznych poparło 246 senatorów – głównie z Unii na Rzecz Ruchu Ludowego, ugrupowania Nicolasa Sakrozy’ego. Przeciw oddano tylko jeden głos, bo lewicowi deputowaniu nie brali udziału w głosowaniu. Wcześniej projekt przyjęło Zgromadzenie Narodowe – niższa izba francuskiego parlamentu.
- Francuskie muzułmanki nie przychylają się do zakazu rządu w sprawie noszenia burek i nikabów - tłumaczy Daria Orzechowska z Polskiej Akademii Nauk, która zajmuj się muzułmanami we Francji. Jako dowód ekspertka podaje, że jeszcze rok temu w burkach chodziło nad Sekwaną niespełna 400 kobiet. Po pierwszym głosowaniu nad ustawą zakazującą ich publicznego noszenia, liczba ta wzrosła pięciokrotnie. - To nadal niewiele jak na tak dużą populację muzułmanów mieszkających we Francji. Chodzi jednak o ostentacyjny sprzeciw wobec polityki francuskiego rządu – wyjaśnia.
Według Orzechowskiej, dla niektórych muzułmanek noszenie nikabów i burek to możliwość zachowania tożsamości kulturowej i godności. Tłumaczą, że w ten sposób kobieta jest chroniona przed częstym spojrzeniem mężczyzn.
Dr Agata Skowron-Nalborczyk z Uniwersytetu Warszawskiego, zwraca jednak uwagę, że w islamie nie ma powszechnego nakazu zasłaniania twarzy. - Niektóre muzułmanki w ogóle się nie zakrywają, inne noszą tylko chusty. Całkowite zasłanianie się kobiet to element wpływu islamu fundamentalistycznego, np. z Arabii Saudyjskiej. Ciekawe jednak, że gdy kobiety wyjeżdżają z tego kraju, nierzadko zdejmują zasłonę z twarzy – mówi arabistka. Dr Skowron-Nalborczyk dodaje, że część francuskich muzułmanek noszących nikab może z powodu ustawy przestać wychodzić na ulicę i wycofa się z życia społecznego. - Nie jest to łatwa sprawa i dlatego zakaz może być uważany za łamanie wolności i praw człowieka – ocenia.
150 euro za zakrywanie twarzy
Nowe francuskie prawo ma wejść w życie za pół roku. Za nieprzestrzeganie ustawy będzie grozić do 150 euro grzywny. Ustawa przewiduje także kary dla osób, które zmuszają kobiety do noszenia zasłon twarzy – rok więzienia lub 30 tysięcy grzywny.
- Kobieta wychowana w tradycyjnej muzułmańskiej rodzinie, niezależnie od tego, w którym państwie europejskim zamieszka, będzie nosić burkę. Nie wyobrażam sobie, aby muzułmanki, które przez całe swoje dotychczasowe życie przywdziewały burkę czy nikab, miałyby się wyrzec jednego z symboli swej tożsamości. Trudno mi też sobie wyobrazić francuską żandarmerię, która w muzułmańskich dzielnicach Paryża Goutte d’Or, Belleville czy Strasburg Saint Denis wypisuje mandat ubranej w nikab muzułmance – mówi Daria Orzechowska.
Francuskie MSW podaje, że muzułmańskie stroje zasłaniające twarz nosi nad Sekwaną około dwóch tysięcy kobiet wśród pięciu milionów muzułmanów mieszkających w tym kraju. Część z nich to osoby, które nawróciły się na islam. Jak wyjaśnia dr Skowron-Nalborczyk, chodzi o tzw. psychologię konwertyty. – Nawrócenie wiąże się z silnymi emocjami. Taka osoba chce pokazać, że jest oddana nowej wierze – wyjaśnia arabistka.
Będą protesty?
Ekspertki nie wykluczają, że może dojść do protestów muzułmanów, którzy nie zgadzają się z zakazem. Trudno jednak przewidzieć ich skalę. Dr Skowron-Nalborczyk nie spodziewa się jednak ostrego sprzeciwu samych muzułmanów. - Poprzednia ustawa (z 2004 roku), która zakazywała noszenia chust w szkołach, dotyczyła większej liczby osób, a tamte protesty nie były duże – wyjaśnia.
- Francja to państwo paradoksów. Z jednej strony szczyci się, że jest krajem wielokulturowym, określanym często „wielkim kotłem etnicznym”, z drugiej wydala Romów i jest oskarżana o ksenofobię – dodaje ekspertka PAN. Także dr Skowron-Nalborczyk zwraca uwagę, że ustawa dotyczy właściwie tylko niewielkiego odsetka francuskich muzułmanek. Zakaz jest, zdaniem arabistki, tematem zastępczym, który ma odciągnąć uwagę od innych problemów politycznych Francji.
Ograniczenie swobód
Według francuskiej Partii Socjalistycznej zakaz powinien obowiązywać tylko w niektórych instytucjach, gdzie byłby uzasadniony względami bezpieczeństwa. Tekst ustawy mówi jednak o wszystkich miejscach publicznych, a więc także ulicach, sklepach czy środkach transportu.
- Państwo to rodzaj umowy społecznej. Ludzie oddają część swoich swobód, by państwo zapewniało im m.in. bezpieczeństwo. Nasze kraje funkcjonują na podstawie rozpoznawania twarzy. Po zamachach terrorystycznych w różnych punktach miast rozmieszczone są kamery, które pozwalają na identyfikację – komentuje dr Skowron-Nalborczyk. Arabistka przypomina historię napadu na bank na północy Francji w lutym tego roku, gdy złodzieje obeszli strażników, bo broń ukryli pod burkami. – Dochodzi do absurdów, gdy zakryta kobieta pokazuje dokument ze zdjęciem, na którym widać twarz, ale nie można sprawdzić, czy należy on do danej osoby – mówi ekspertka.
„Imigracja selektywna”
Od 1872 nad Sekwaną obowiązuje zakaz pytania o przynależność religijną. Statystyki w tym zakresie są więc określane m.in. na podstawie pochodzenia danej osoby lub jej rodziców z określonych krajów i regionów, jak Maghreb czy Bliski Wschód. Daria Orzechowska przypomina, że w lipcu 2006 roku we Francji przyjęto nową ustawę imigracyjną, która zaostrza warunki wjazdu i pobytu cudzoziemców.
- Wspierano imigrację osób wykształconych, posiadających wysokie kwalifikacje. Zdaniem Nicolasa Sarkozy’ego tylko system „imigracji selektywnej” uchroni Francję przed napływem osób żyjących na koszt państwa – mówi ekspertka, dodając, że co roku we Francji pojawia się ponad 150 tysięcy imigrantów (tyle zezwoleń wydają urzędy). Dla przykładu, w 2005 roku tylko 11,5 tysiąca z nich podjęło legalną pracę. Oznacza to, że jedynie co 15. imigrant chce i jest w stanie sam na siebie zarobić - ocenia Orzechowska.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska