Muzułmanie i Żydzi się boją, PiS nie reaguje. „Pozorne miłosierdzie”
Żydzi i muzułmanie apelują do rządu: jest źle, boimy się o nasze zdrowie i życie. Rząd nie odpowiada. Zamiast tego zaprasza do rozmowy tych przedstawicieli mniejszości, którzy mówią: „żyje nam się dobrze”. – Bo to takie pozorne miłosierdzie. PiS wyciera sobie twarz chrześcijaństwem – mówi poseł Paweł Kobyliński z .Nowoczesnej, który działa na rzecz mniejszości w Polsce.
Polscy muzułmanie napisali do marszałka Marka Kuchcińskiego list. Ostrzegają, że „dalsze przedmiotowe wykorzystywanie islamu w debacie politycznej i utrwalanie postaw antymuzułmańskich w przekazie medialnym w celu osiągnięcia korzyści politycznych” może doprowadzić do aktów przemocy. Proszą rząd o reakcję.
List został podpisany przez kilka działających w Polsce muzułmańskich organizacji - wysłano go w czerwcu. W podobnym tonie napisali przedstawiciele środowiska żydowskiego do Jarosława Kaczyńskiego.
Oba listy pozostają na razie bez odpowiedzi. Pierwszy skierowano do Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych (MNE). Członkowie komisji zwrócili się z kolei do ministra Mariusza Błaszczaka z prośbą o raport dotyczący sytuacji muzułmanów. To odwleka rozpoczęcie jakichkolwiek działań.
Trzeba chronić mniejszość tatarską
Tymczasem PiS próbuje pokazywać, że zajmuje się sytuacją mniejszości wyznaniowych w Polsce. Jarosław Kaczyński spotkał się z polskimi Żydami. Jak się okazało, żaden z nich nie był podpisany pod listem. Nie są także oficjalnymi reprezentantami społeczności żydowskiej. Ta rola, wedle zapisów ustawy z 1997 roku regulującej stosunki polsko-żydowskie, przypada członkom Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce.
W sprawie muzułmanów ze strony obozu rządzącego płyną uspokajające komunikaty: przecież żyje się im tu dobrze od wieków. Mówi się o Tatarach, jak o reprezentacji „naszych” muzułmanów, jednocześnie wykluczając całą resztę społeczności muzułmańskiej. A więc rząd rozmawia z ludźmi należącymi do mniejszości, ale tylko tymi, którzy mówią „jest nam tu dobrze”. To ma potwierdzać tezę, że w Polsce nie ma problemu z mową nienawiści czy rasizmem.
Jeżeli chodzi o tych muzułmanów, którzy żyją w strachu przed nienawiścią, postawa polityków PiS nie jest już tak otwarta. Według posła Stanisława Pięty to „napływowi islamiści”, którzy stanowią zagrożenie. Dla Polaków i „swoich” muzułmanów. - Trzeba przed nimi chronić mniejszość tatarską. Bo będą namawiać jej członków do karygodnych rzeczy i psuć opinię – mówi w rozmowie z WP.
Pytam posła, czy zagrożenia dla muzułmanów nie stanowi raczej pisanie postów podgrzewających ksenofobiczne nastroje. Jak jego ostatni post na Twitterze, w którym stwierdził, że muzułmanów modlących się na jednej z warszawskich ulic należy deportować. A swój post zakończył hasłem „zero tolerancji”.
- To są muzułmańskie prowokacje, ostentacyjna modlitwa na ulicy. Do tego ze złamaniem prawa, bo nie można od tak zajmować przestrzeni publicznej. Temu się sprzeciwiam, o to chodziło w mojej wypowiedzi – wyjaśnia poseł PiS.
Pozorne miłosierdzie
Inne spojrzenie na te kwestie ma Paweł Kobyliński (Nowoczesna), który w Komisji MNE będzie się zajmował sprawą mowy nienawiści wobec muzułmanów. Według niego PiS „wyciera sobie twarz chrześcijaństwem” rzucając hasła o wzajemnym szacunku i miłosierdziu, które pozostają tylko deklaracjami.
- ONR maszeruje po ulicach i krzyczy, że „Na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”, a rząd przymyka na to oko. Prokurator generalny wstawia się za ks. Jackiem Międlarem znanym z ksenofobicznych wypowiedzi. Jak muzułmanie czy Żydzi mają się tu czuć bezpiecznie? – pyta w rozmowie w WP.
Dopytuję, czy ma jakiś pomysł, by poczucie bezpieczeństwa zwiększyć. – Chcemy wprowadzić zmiany, które pozwolą na tzw. „ślepe pozwy”. To znaczy jeśli ktoś spotka się z groźbami w internecie z anonimowego konta to wystarczy, że zgłosi to na policję i funkcjonariusza zajmą się tym, by grożącego odnaleźć, a potem postawić przed sądem – mówi poseł.
Sprawa internetowego hejtu to tylko część całego wachlarza problemów. W telewizji publicznej pojęcia „uchodźca”, „muzułmanin” i „terrorysta” są używane zamiennie. Jak w materiale o "islamskich radykałach", który zobrazowano fragmentami filmiku francuskiego komika, który opisano jako prawdziwy, brutalny protest muzułmanina w sklepie we Francji podczas ramadanu. W zapowiedzi materiału prezenterka ostrzegła, że "asymilacja z imigrantami jest fikcją", a "islamscy imigranci powadzą inwazję kulturową na nasz kontynent".