PolskaMSW: po alarmach bombowych nie trzeba zmieniać procedur

MSW: po alarmach bombowych nie trzeba zmieniać procedur

Wstępna analiza procedur nie wskazuje na jakiekolwiek uchybienia w ich działaniu - powiedział na posiedzeniu komisji spraw wewnętrznych wiceszef MSW Marcin Jabłoński, przedstawiając informację o działaniach podjętych po fałszywych alarmach bombowych pod koniec czerwca.

MSW: po alarmach bombowych nie trzeba zmieniać procedur
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

11.07.2013 | aktual.: 11.07.2013 19:47

- Fałszywe alarmy, które miały miejsce w naszym kraju, to jest wydarzenie tak naprawdę bez precedensu. Uważam, że powinniśmy się tą sprawą zająć na posiedzeniu komisji - powiedział na początku posiedzenia szef sejmowej komisji Marek Wójcik (PO).

Wiceszef MSW Marcin Jabłoński przedstawił kalendarium wydarzeń związanych z fałszywymi alarmami bombowymi, do których doszło 25 czerwca. W kraju sprawdzono wówczas 22 obiekty - szpitale, prokuratury, sądy, komendy policji, centra handlowe i teren przyległy do siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ewakuowano 2760 osób. Okazało się, że nie było realnego zagrożenia życia i zdrowia obywateli.

Jak powiedział wiceminister, po sprawie wywołania fałszywych alarmów MSW rozpoczęło ocenę skuteczności procedur reagowania w tym zakresie oraz przepływu informacji na poziomach: strategicznym i taktycznym.

- Już dzisiaj możemy powiedzieć, że wstępna analiza procedur nie wskazuje na jakiekolwiek uchybienia w ich działaniu - poinformował wiceszef MSW. 8 lipca resort zdecydował, że poszczególne służby przygotują szczegółowe raporty o przebiegu zdarzeń, które będą podstawą do analiz i ewentualnej weryfikacji procedur.

Jak mówił Jabłoński, w ewakuację zaangażowanych było 408 policjantów, 151 zawodowych strażaków (37 zastępów), 124 pojazdy i 22 psy. - Wsparcia udzieliła także Straż Graniczna, udostępniając przewodnika z psem, który był wykorzystywany do poszukiwania ładunków wybuchowych. Także Biuro Ochrony Rządu realizowało czynności ochronne, dokonując dodatkowego sprawdzenia obiektów ochranianych. W jednym przypadku doszło od modyfikacji w planie ochrony jednej z delegacji zagranicznych - powiedział Jabłoński.

Jak informowała wcześniej Komenda Główna Policji, koszt zaangażowania tylko tej formacji to ok. 700 tys. zł.

Wiadomości o rzekomym podłożeniu bomby wysłano w nocy 24/25 czerwca do różnych instytucji z adresów nazwanych "uwaga bomba" i założonych na różnych serwerach. Nadawcy grozili, że do eksplozji dojdzie 25 czerwca w południe mówił wiceminister.

Pierwsze wiadomości o rzekomych bombach dotarły do policji ok. godz. 7.45. Jak mówił wiceszef MSW, początkowo informacje o podłożeniu bomb były rozproszone, dopiero po jakimś czasie okazało się, że jest to szerszy problem i trzeba skoordynować działania służb. - Pewne opóźnienie w procesie informowania instytucji centralnych, Państwowej Straży Pożarnej, centrum zarządzania kryzysowego wynikało przede wszystkim z tego, że te informacje nie kumulowały się na terenie jednego powiatu i województwa, tylko spływały przez dłuższy czas. Początkowo nie można było stwierdzić, że będzie zagrożenie obejmujące teren całego kraju. To wszystko trwało przez kilka godzin - powiedział Jabłoński. Jak dodał, średnio do policji wpływa kilka tego typu zgłoszeń dziennie. W 2012 r. odnotowano 497 fałszywych alarmów bombowych, w 2011 r. - 508. Większość dotyczyła sądów.

25 czerwca w południe w siedzibie MSW zebrał się zespół zarządzenia kryzysowego, który przeanalizował sytuację i wydał rekomendacje dalszego postępowania. Już wtedy meldunki ze służb potwierdzały, że nie ma ładunków wybuchowych, stąd - jak powiedział Jabłoński - podjęto decyzję, że szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz poinformuje opinię publiczną, że nie ma zagrożenia. Uznano też, że nie ma podstaw, do wprowadzenia jakiegokolwiek stopnia alarmowego, co - jak tłumaczył Jabłoński - niepotrzebnie zaangażowałoby jeszcze więcej sił i środków.

Autorów wiadomości poszukiwała specjalna grupa policjantów Centralnego Biura Śledczego wspierana przez ABW, podjęto też współpracę ze służbami zagranicznymi. Premier Donald Tusk i MSW zapewniali, że sprawa jest dla służb priorytetem.

Trzy dni po alarmach zatrzymano 26-latka podejrzewanego o ich wywołanie. Mężczyzna, który w ostatnim czasie mieszkał w Wielkiej Brytanii, ale w dniu zatrzymania przyleciał do Pyrzowic, usłyszał zarzut wywołania fałszywych alarmów i spowodowanie w ten sposób zagrożenie życia i zdrowia oraz mienia. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Sąd aresztował 26-latka na trzy miesiące.

- Jesteśmy przekonani, że ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie i sąd dokona właściwego postępowania, w wyniku którego - wierzymy w to - dojdzie do wydania wyroku w tej sprawie - powiedział Jabłoński.

Wcześniej w sprawie policja zatrzymała dwóch mężczyzn z Chrzanowa (Małopolskie) i Zawiercia (Śląskie). Obaj zostali zwolnieni, bowiem prokuratura uznała, że zgromadzony wówczas materiał dowodowy nie dał podstaw do przedstawienia im zarzutów. Policja podkreśla jednak, że zatrzymania nie były przypadkowe, bo mężczyźni utrzymywali kontakty z 26-latkiem.

W czwartek wiceminister Jabłoński zaznaczył, że zatrzymania obu mężczyzn nie oznaczało, że są dowody ich winy, jednakże pozwoliło na dokonanie szeregu ustaleń i przedstawienie zarzutu 26-latkowi.

Śledztwo w sprawie fałszywych alarmów prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach, ale, jak zapowiedział prokurator generalny Andrzej Seremet, postępowanie zostanie przeniesione do innej jednostki. Katowicka prokuratura była bowiem jednym z miejsc, gdzie trafiły maile z pogróżkami.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)