Mowa końcowa Beaty Sawickiej: odarto mnie z intymności
16 maja o godz. 14 Sąd Okręgowy w Warszawie, po 2,5 letnim procesie, ogłosi wyrok w sprawie oskarżonych o korupcję b. posłanki PO Beaty Sawickiej i burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. - Odebrano mi godność, odarto z intymności, skrzywdziło mnie demokratyczne państwo, to polityczne barbarzyństwo - mówiła w ostatnim słowie przed sądem oskarżona o korupcję była posłanka PO Beata Sawicka. Oskarża prokuraturę i CBA o działanie polityczne.
10.05.2012 | aktual.: 10.05.2012 14:52
Prowadzący ten proces sędzia Marek Celej zamknął ostatnią rozprawę i zarządził naradę nad wyrokiem.
W kwietniu prokurator Rafał Maćkowiak zażądał dla Sawickiej kary pięciu lat więzienia i 54 tys. zł grzywny; była posłanka PO jest oskarżona o powoływanie się na wpływy w instytucjach, przyjęcie łapówki i podżeganie do skorumpowania burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. Dla burmistrza oskarżonego o przyjęcie łapówki od udających biznesmenów agentów CBA prokurator zażądał kary 3,5 roku więzienia i 36 tys. zł grzywny.
Obrona wnosi o uniewinnienie obojga podsądnych. Zdaniem adwokatów operacja CBA była nielegalna i sąd powinien to stwierdzić w wyroku. Jak mówili, CBA nie miało przesłanek - wiarygodnej informacji o przestępstwie Sawickiej - nie powinno było więc wszczynać operacji przeciw niej. A inwigilację - przekonywali - wszczęto, rozbudzono uczucia kobiety i wykorzystano do postawienia przed sądem. Obrońcy b. posłanki podtrzymują, że udający biznesmena agent Tomek uwiódł Sawicką.
Prokurator Maćkowiak zabrał głos jeszcze raz. Podtrzymał zarzuty z aktu oskarżenia i przekonywał, że są dowody na to, iż podsądni żądali łapówki, a to, co otrzymali, nie było pożyczką ani gadżetami reklamowymi - jak twierdzą Sawicka i Wądołowski. - 90% tego, co oskarżona powiedziała w tej sprawie na temat siebie i swoich przeżyć, nie jest prawdą. Jeśli oddzieli się to od reszty, pozostaną tylko fakty, które podaje oskarżenie. W tej sprawie państwo nie zawiodło. Każdy z organów państwa robił to, co do niego należało, i o to chyba oskarżeni mają do państwa największe pretensje - powiedział.
- Oskarżona Sawicka kilkakrotnie dała wyraz temu, że obawia się podsłuchu, monitoringu. Nie chciała iść na spotkanie do hotelu, w którym są kamery, na spotkaniach z agentami proponowała, by nie mieć ze sobą telefonów lub odłączać od nich baterie. Oskarżeni najzwyczajniej w świecie obawiali się wpadki - mówił prokurator. - Pożyczka, prowizja - takich sformułowań używa się, by uniknąć słowa "łapówka" - wskazywał Maćkowiak, dodając, że "gdy dwóch dżentelmenów podpierających się kijami bejsbolowymi mówi do przechodnia 'pożycz stówę, kiedyś ci oddamy', to nie jest to pożyczka".
Według oskarżyciela to sama Sawicka narzucała "uczuciową" konwencję rozmowy z agentem. Jeden ze świadków - przypomniał Maćkowiak - zeznał, że miał wrażenie, iż Sawicka "w Warszawie poszukuje męskiego towarzystwa", co zresztą u jej znajomych wywoływało niesmak.
- Jeśli 90% słów pani Sawickiej to fantazje, to czemu jej słowa służą do pogrążania burmistrza Wądołowskiego? - pytał w odpowiedzi obrońca burmistrza, mec. Jacek Potulski. - Jeśli prokurator dokonuje ocen moralnych naszej klientki, to znaczy, że argumentów prawnych nie ma - dodał mec. Mikołaj Pietrzak, adwokat Sawickiej.
- Odebrano mi godność, odarto z intymności, skrzywdziło mnie demokratyczne państwo, to polityczne barbarzyństwo - powiedziała ona sama, gdy sąd udzielił jej głosu w tzw. ostatnim słowie przed wyrokiem. - To, co prokurator robił wobec mnie, było nieludzkie. Nic nie będzie w stanie mnie przekonać, że prokuratorzy występujący w tej sprawie są apolityczni - oni są politykami PiS - powiedziała Sawicka w trwającym ponad 50 minut wystąpieniu.
Prosiła sąd o uniewinnienie. - Uniewinnienie to dar na dalsze życie. Ja nie chcę umierać za politykę - mówiła przekonując, że nie byłoby jej dziś na ławie oskarżonych, gdyby była posłanką PiS. Jej zdaniem w 2007 r., gdy rządziło PiS, musiało być zapotrzebowanie polityczne na znalezienie "haków" w opozycji. - Nie ja byłam celem, lecz Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rodzina Wałęsów i nadzorujący służby poseł Marek Biernacki. To na nich się zasadzano. Ja to przeżyłam. Barbara Blida tego nie przeżyła. Andrzej Lepper tego nie przeżył. Czuję się pionkiem w wielkiej grze sił specjalnych - dodała. Za "ciekawe" uznała to, że "osoby, które linczowały rodaczkę, teraz tak troszczą się o Julię Tymoszenko".
Jak mówiła, jeśli chce się upodlić kobietę, najprościej uderzyć w jej seksualność. - Niestety, dla mnie okazało się, że z grupy kobiet w PO ja okazałam się prymuską, którą wykorzystano. Teraz widzę tę perfidię, gdy oceniam na chłodno zimne wyrachowanie i planowanie działań wykorzystujących moje odruchy serca i przyjaźni. Wielokrotnie robiła to partia Prawo i Sprawiedliwość - powiedziała.
Na dowód swej uczciwości pokazała sądowi i prokuratorowi pióro w etui - upominek, jaki dostała w 2007 r. od ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego; pióro wręczono jej, gdy z rąk J. Kaczyńskiego odbierała powołanie na członka rady Służby Cywilnej. - A w tym czasie trwała już operacja CBA przeciwko mnie. Przecież każdy na takiej funkcji musi być sprawdzany przez służby specjalne - dodała.
Jak twierdziła, nie zna się na biznesie, bo pochodzi z nauczycielskiej rodziny. - Biznes to było dla mnie środowisko fałszywe. Gdy poznawałam "Tomasza Piotrowskiego" (Tomasza Kaczmarka, agenta CBA, a dziś posła PiS - przyp. red.), był zagubionym, biednym człowiekiem, sierotą. Nie wiedziałam, że jest biznesmenem o rozległych kontaktach w kraju i na świecie. Połączyły nas wspólne losy. Wychowywałam się bez ojca. Zagrano na tym, co dla każdej kobiety, matki, jest normalne. Nie miałam najmniejszego pojęcia, że to był haczyk, który będzie wykorzystany. Znam aksjologię, oprócz najwyższej wartości jaką jest życie, jest także przyjaźń i współczucie. Od tego wszystko się zaczęło. Niech mi prokurator nie wmawia chciwości - apelowała.
- Mowa prokuratora była wyłącznie na potrzeby mediów - ocenił Wądołowski. Jak podkreślił, kłamstwem jest mówienie, że wiedział, co było w aktówce, którą przekazał mu agent (były tam pieniądze, które zdaniem prokuratury stanowiły łapówkę dla burmistrza - przyp. red.). - Tak samo kłamstwem jest twierdzenie, że żądałem łapówki. Tego, co jest w teczce, dowiedziałem się dopiero kiedy agent otworzył aktówkę na potrzeby nagrania telewizji i konferencji prasowej - mówił podsądny.
Jak dodał, uważał, że podarowany mu przez udających biznesmenów agentów CBA zegarek to reklamowy gadżet. - Dla mnie to była replika Omegi, od lat zbieram takie repliki. Nie miałem ani potrzeby, ani możliwości zakupu takich przedmiotów z górnej półki. Nie zachowałem ani pudełka, ani dokumentów do tego zegarka, gdybym wiedział, że były takie cenne, to bym pewnie zachował - dodał.
- Dziś już wiem, jak działały niektóre służby tzw. IV RP. Dla niektórych ludzi człowiek był tylko narzędziem do osiągania politycznych celów. Nie popełniłem żadnego z zarzuconych mi czynów. Wszystko robiłem dla rozwoju miasta i dobra mieszkańców. Przedsiębiorca roztaczał przede mną bajkowe wizje rozwoju mego miasta, które wręcz przekraczały moje wyobrażenie. To ta naiwna wiara, że mogę każdemu mieszkańcowi zapewnić pracę, doprowadziła mnie na ławę oskarżonych - mówił burmistrz.
Zatrzymana, gdy przyjmowała łapówkę
CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, w październiku 2007 r., gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę za ustawienie przetargu na zakup dwuhektarowej działki na Helu. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami w 2007 r. Z przedstawionych przez niego podsłuchów posłanki wynikało, że liczyła ona też na robienie interesów w związku ze spodziewaną po wyborach prywatyzacją w służbie zdrowia.
Sprawa wywołała wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał.
Już po wygaśnięciu jej immunitetu Sawicka została zatrzymana w listopadzie 2007 r. przez CBA, po czym prokuratura postawiła jej zarzuty. Sąd zwolnił ją za 300 tys. zł kaucji.
Akt oskarżenia poznańska prokuratura wysłała do sądu w czerwcu 2008 r. Za niewiarygodną uznano wersję Sawickiej o "kuszeniu" jej przez agentów. Oskarżona jest o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, przyjęcie 100 tys. zł korzyści majątkowej i powoływanie się na wpływy w organach władzy. O to samo oskarżono Wądołowskiego.
Sawicka zeznała, że agent "Tomasz Piotrowski" (ma w procesie nadal status tzw. świadka incognito, choć wiadomo, że chodzi o emerytowanego oficera CBA, obecnie posła PiS Tomasza Kaczmarka) prowokował ją do zachowań, które dziś kwalifikowane są jako korupcyjne. Opowiadała, jak zbliżył się on do niej emocjonalnie, słuchał o małżeńskim kryzysie, całował w tańcu, słał bukiety róż owinięte sznurami pereł.
Z zawiadomienia Sawickiej lubelska prokuratura badała, czy funkcjonariusze CBA, "uciekając się do wyrafinowanych i nieetycznych praktyk, przekraczając swoje uprawnienia, mogą bezkarnie wzbudzać u obywateli zamiar popełnienia przestępstwa". Postępowanie umorzono w 2010 r., uznając, że funkcjonariusze działali w ramach prawa.