Morze wściekłych ludzi zalało centrum miasta: "Odejdź!"
"Odejdź, odejdź!" skanduje kilkudziesięciotysięczny tłum przeciwników prezydenta Hosniego Mubaraka. Protestujący mają też flagi i śpiewają hymn państwowy. Wiceprezydent Omar Suleiman zaapelował, by demonstranci rozeszli się. Zapewnił jednocześnie, że w żadnym wypadku wojsko nie użyje wobec nich siły - podała Al-Dżazira. Korespondentka arabskiej telewizji podała, że widziała cztery czołgi na obrzeżach placu, a także żołnierzy uzbrojonych w karabiny maszynowe.
Protestujący przygotowują się do kolejnych wystąpień przeciwko rządzącemu w Egipcie od 30 lat prezydentowi Hosniemu Mubarakowi.
Świadkowie, na których powołuje się agencja dpa informują, że w śródmieściu Kairu widzieli rozstawionych na pozycjach około 1000 żołnierzy. Z wyjątkiem funkcjonariuszy drogówki nie widać natomiast prawie w ogóle policjantów.
- Urodziliśmy się wolni i chcemy wolni żyć... Wzywam was do cierpliwości aż do zwycięstwa - mówił do zgromadzonych na placu Tahrir imam Chaled al-Marakbi. - Nie mamy partii, która nas reprezentuje i jest wyrazicielem naszych żądań... Ci, którzy chcą negocjować, muszą przyjść tutaj rozmawiać - dodał.
Duchowny wyraził żal z powodu ofiar śmiertelnych zajść w Egipcie. Wierni zaczęli skandować: "Precz, precz!", nawołując do odejścia prezydenta Mubaraka.
"Dzień Odejścia"
- To nie jest rewolucja religijna ani ideologiczna. Żądamy zmiany władzy, uwolnienia więźniów i zmian w konstytucji - głosi kazanie, którego wysłuchali zgromadzeni na Placu Wyzwolenia.
Wcześniej arabska telewizja Al-Dżazira podawała, że zwolennicy prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka próbują zablokować dojście na plac Tahrir demonstrantom domagającym się rezygnacji prezydenta w "Dzień Odejścia". W centrum Kairu żołnierzy sprawdzają dowody osobiste tych, którzy chcą wejść na plac Wyzwolenia.
Organizatorzy protestów obawiają się ponownie agresywnych działań ze strony zwolenników prezydenta Hosniego Mubaraka. Mogą oni próbować zablokować demonstrantom, którzy zbiorą się w meczetach w różnych częściach miasta, marsz na plac Tahrir.
Czytaj również: Biorą 50 funtów i polują na przeciwników prezydenta
Jak pisze agencja dpa noc na placu minęła w znacznej mierze spokojnie. Przy wejściach na Tahrir wojsko kontroluje dokumenty i przeszukuje zbierających się tam ludzi. W pobliżu nie widać zwolenników Mubaraka, którzy w czwartek zaatakowali demonstrantów i dziennikarzy. Na miejsce manifestacji niektórzy demonstrujący przynieśli żywność i lekarstwa.
"Ludzie, wystarczy!"
Minister obrony Egiptu marszałek Mohammed Husejn Tantawi wraz z dowódcami armii zapoznawali się z sytuacją na placu.
- Ludzie, wystarczy. Ten człowiek nie będzie więcej kandydował - powiedział Tantawi, którego cytuje telewizja Al-Arabija.
- Powiedzcie przywódcy Bractwa Muzułmańskiego, że powinien przyjąć propozycję dialogu - dodał marszałek, który rozmawiał ze zgromadzonymi na placu ludźmi.
Dzień wcześniej wiceprezydent Egiptu Omar Suleiman oświadczył, że Bractwo Muzułmańskie, uważane za najlepiej zorganizowany egipski ruch opozycyjny. Zostało ono zaproszone na spotkanie z rządem.
Wcześniej tego dnia informowano, że ugrupowania opozycyjne zaprosił na rozmowy premier Ahmed Mohammed Szafik, ale ofertę odrzuciło zarówno Bractwo Muzułmańskie, jak i noblista Mohamed ElBaradei, były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, który jest jednym z czołowych egipskich opozycjonistów.
Ugrupowania opozycyjne chcą, by przed rozmowami najpierw ustąpił Hosni Mubarak.
W starciach pomiędzy antyrządowymi demonstrantami i zwolennikami prezydenta Mubaraka od środy zginęło 13 ludzi, a setki zostały ranne. Wielu rannych było opatrywanych w prowizorycznych punktach medycznych na placu Tahrir.