Morawiecki musi odpuścić wysoki ZUS dla bogatych. To byłby koniec marzeń o polskiej Dolinie Krzemowej
- Nie wiem, z kim premier miałaby zbudować Krzemową Dolinę w Polsce. Programista, który założy działalność gospodarczą w Rumunii, jest zwolniony z podatku dochodowego. ZUS wynosi tam 250 euro miesięcznie - mówi Adam Adamczyk, inżynier oprogramowania. Kiedy w całej Europie trwa wyścig na kuszenie specjalistów IT warunkami pracy, akurat w Polsce ich pensje zostałyby ozusowane w drakoński sposób.
- Trwa konkurs kuszenia specjalistów warunkami pracy. Każdy kraj z większymi aspiracjami chce tę wojnę wygrać. Dlatego Rumunia to praktycznie raj podatkowy Estonii, która kusi możliwością rejestracji na zasadach e-rezydencji i pracy zdalnej przy bardzo symbolicznych opłatach. Próba podniesienia podatków obowiązkowych dla lepiej zarabiających grup w Polsce skończy się wirtualnym transferem usług do innych krajów - komentuje dalej Adamczyk. To jeden z wolnych strzelców branży IT. Kiedy rozmawiamy, realizuje projekt dla klienta z USA, a jego współpracownikami są Rumuni.
Tacy fachowcy pracują na zagranicznych projektach, często zdalnie, a stawki ich płac są właściwie podobne czy to w Nowym Jorku, Singapurze, czy w Warszawie. Wysoki ZUS to dla nich argument za przeprowadzką gdzie indziej.
I kto zbuduje potęgę kraju?
Wicepremier Mateusz Morawiecki kilkakrotnie zapewniał, że zrobi wszystko, aby sprowadzić do Polski siedziby banków inwestycyjnych z londyńskiego City. Zapewniał też, że zależy mu na pozostaniu w kraju, a nawet powrocie z emigracji wykształconych specjalistów. Akurat sprawa zniesienia limitu składek do ZUS dla dobrze opłacanych pracowników przyniosłaby odwrotny efekt.
Ponieważ programiści zarabiają często kilkanaście, a nawet ponad 20 tys. zł miesięcznie, w tę grupę uderzałby pomysł rządu. Dotychczasowy limit polegał na tym, że po opłaceniu kilkunastu tys. zł rocznie składki, ZUS już nie naliczał dalszych opłat. Było to o tyle rozsądne, że pracownik miał już zabezpieczoną emeryturę, a na ubezpieczenie zdrowotne płacił tyle, co w prywatnej klinice. Jednak ministrowie dostrzegli, że fajnie byłoby ten limit znieść. Wówczas z bogatych udałoby się wyciągnąć nawet 5 mld zł dla ZUS-u.
Londyn: nie idźcie do Polski
Rozwiązanie przegłosowano w trakcie słynnego posiedzenia Sejmu - kiedy Jarosław Kaczyński czytał "Atlas kotów". Minęło kilka dni i do świadomości przedsiębiorców zaczęło docierać, w kogo i jak uderza ustawa. - Pracownicy IT zaczęliby częściej przechodzić z umów o pracę na model świadczenia usług i wystawiania faktur z innych krajów UE. To spowodowałoby spadek konkurencyjności i innowacyjności naszej gospodarki - mówi dalej Adam Adamczyk.
Złe wiadomości o Polsce szybko się rozchodzą. Alarmujący tekst opublikował anglojęzyczny serwis Bloomberg.com, informując, że w Polsce szykuje się łapanka na bogatych. Poskarżył się w nim Rafał Kozłowski, dyrektor finansowy Asseco Poland, największej firmy informatycznej w Polsce. Powiedział, że jego firma musi zapłacić 9 mln więcej w podatkach od pensji pracowników, co destabilizuje biznes. Do tego autorzy Bloomberga dołożyli ostrzeżenie dla banków, które po Brexicie planowały przeniesienie części działalności do Polski.
Pod tak zmasowaną krytyką rząd zaczął ustępować. Wicepremier Mateusz Morawiecki stwierdził, że "naturalne" byłoby wydłużenie vacatio legis o rok, czyli do 2019 roku. W podobnym tonie wypowiada się minister Elżbieta Rafalska, z której resortu wyszedł projekt ustawy. - Póki co nie są zakończone prace nad tym projektem. Poczekajmy - mówiła w środę szefowa resortu rodziny i pracy.